Rozdział 3

11 13 0
                                    

Japońska placówka edukacyjna – S.U.M. – znana jest przez tamtejszych uczniów w krótszej postaci: – U.M. Angielskie rozwinięcie tego skrótu jest jednak o tyle wyjątkowe, że miejsce to stanowi jedyną szkołę ukierunkowaną na nauczanie magii w krajach za wschodnią częścią muru. Jednak z drugiej strony, są to zaledwie podstawy sztuki, której młodzi mają nauczyć się teraz, po przekroczeniu hiszpańskiej granicy.

Do ław szkolnych zasiadają tylko najwybitniejsi uczniowie, których umysły są szeroko otwarte, a ponadto – wedle profesorów – mają szansę przeżyć różnorakie próby i wyzwania, stawiane im przez zachód.

Jednak sami uczniowie odbierają ten zaszczyt raczej... Luźno.

– Ej, Ado! Masz pożyczyć szczotkę do włosów?

– Mam w tym dużym bagażu.

– Ha! Jeszcze brakuje, byś zapytała ją, czy ma szminkę i lusterko. To jest do cholery samolot, nie wybieg!

– Azu, uspokój się. Jesteś dziś jakiś za bardzo spięty.

– To u niego raczej normalne.

– W sumie coś w tym jest.

– Ja nigdy nie jestem spięty! Tylko racjonalny!

I tak wreszcie, mimo krzyków i burzliwego zachowania wytypowanej do wylotu piątki, dalekodystansowiec króla Hiszpanii, znajduje się już coraz niżej ziemi i coraz bliżej budynku lotniska w samym Madrycie. W stolicy, która na terenie obecnej Europy, uważana jest za kolebkę wielkich odkryć i wygrania jednej z najbardziej znaczących wojen współczesnego świata.

Grupa wychodzi z maszyny, a przy tym od razu każdy z osobna jest wręcz zachwycony tym, jak potężny jest budynek lotniska. Zupełnie jakby Hiszpanie i przyjezdni odbywali loty średnio co pięć minut.

Ale...

– Jak tu pusto – zauważa Amon, będący przewodniczącym tej nieskromnej wycieczki.

Lecz faktycznie. Mimo przestronności miejsca i potęgi samej budowli, hol jest przerażająco cichy i opustoszały.

– Coś jest nie tak? – pyta lekko zlękniona Hisa, wpatrując się niepewnie w Amona. To od jego decyzji zależeć będzie co zrobią dalej.

Jednak wtedy zamiast przywódcy odzywa się wysoki blondyn o krzywym uśmiechu – Azu.

– Bzdura! Po prostu dziś jest pewnie mniej lotów. Co wyście tacy spięci? Patrzcie! – Po czym wskazuje na taśmę bagażową, znajdującą się w zasięgu ich wzroku. Ich torby już się po niej przesuwają. – Ruszamy!

I idzie przed siebie szybkim krokiem, a jego koledzy są tuż-tuż.

– Ale to ja mam wami dowodzić! – woła niepocieszony Amon, wymachując rękoma w powietrzu.

– To się lepiej skup, bo ciężko ci idzie – ripostuje Azu, zdejmując swoją czarną walizkę. – Dziwne, że w ogóle dostałeś tę rolę.

– Lepszy on niż ty, przemądrzalcu – komentuje Ado i fuka, po czym skupia wzrok na Hisie.

– Uważaj, do kogo się zwracasz, piegowata!

Ale Ado nie daje się sprowokować i tylko wytyka język, licząc na to, że chłopak w końcu będzie cicho. On jednak już ma się znów odezwać, ale wtedy słyszy za sobą kobiecy głos, wołający ich piątkę po hiszpańsku. Grupa zwraca się w stronę dźwięku, a wtedy Hisa i Ado omal nie dostają kompleksów.

Przed nimi stoi chyba najpiękniejsza istota, którą Bóg mógł wydać światu. Zgrabna, z odpowiednio dużymi gabarytami, wysoka oraz... Poruszająca się jak istota nie z tego świata. Gdy zbliża się do nich, wydaje się pływać jak syrena. Wydaje się bawić krokiem.

ElecciónWhere stories live. Discover now