XXXVI „Gdy przyjdzie zima zdasz sobie sprawę, że to był tylko moment"

27 3 2
                                    

Gdy nie masz niczego a w zasadzie masz wszystko. Gdy wszystko Cię boli, lecz płaczesz ze szczęścia. Gdy wszyscy Cię opuścili, ale nie czujesz się samotnym i gdy oddajesz wszystko co masz, lecz wciąż masz wszystko. To definicja szczęścia, z resztą jedna z wielu. Ilu ludzi tyle zdań.
Gdy przyjdzie zima ty zrozumiesz, że to tylko moment. Gdy przyjdzie wiosna również zrozumiesz, że jest to tylko moment. Gdy przyjdzie lata ten moment będzie wciąż trwać. Jesień to tylko pewne zakończenie. Gdy przyjdzie zima zdasz sobie sprawę, że to był tylko moment. Klatki na czas nie zbudujesz, bo czas to nie rajski ptak, który zamknięty w klatce będzie upiększać Ci czas. On cały czas leci i się nie zatrzyma, daruje Ci wiele szczęścia i smutku, ale ty i tak idziesz do przodu, bo wiosna w końcu przyjdzie.

Michael

Od samego rana tkwiłem w studiu wraz z Frankiem i paroma osobami z wytwórni, z którymi miałem podpisać w najbliższym czasie kontrakt na kolejną płytę, jednak było to o wiele bardziej skomplikowane niż zwykle. Po mimo, że Dangerous było długim albumem, oni chcieli coś tak samo długiego albo z jeszcze większą ilością piosenek. Problem nie tkwił w tym, że ich nie miałem. Miałem i tyle, że wysypywały się z rękawa. Chodziło jednak o to, że wiedziałem z czym to się wiąże. Kolejna tak ambitna płyta pochłonie mnie w stu procentach co poskutkuje ciągłym przebywaniem w studiu, a tym na czym najbardziej zależało mi w tamtym momencie był czas z moją rodziną. Co prawda od momentu ślubu minęły już dwa miesiące podczas, których cały czas byłem z dwoma kobietami mojego życia, lecz wciąż jednak było mi mało. Gdy w końcu spełniły się wszystkie moje marzenia, trzymałem się ich jak tonący brzytwy, jednak rzeczywistość wołała mnie wyraźnym krzykiem, który mimo grubych ścian dostawał się do mnie coraz większym echem.

- No nie wiem Frank. A co ty o tym myślisz?- skierowałem pytanie do menadżera.

- Ja jestem za. Umowa jest bardzo atrakcyjna, a w trasę wyjedziesz pewnie za sześć miesięcy.

Na jego słowa przewróciłem oczami i spojrzałem znowu w stosu dokumentów leżących na stole. Niczego nienawidziałem bardziej niż tras. Wszyscy ludzie gdy tylko to słyszeli patrzyli na mnie jak na wariata, bo przecież jak to tak? Kwestią nie było to, że nie lubię występować, wręcz przeciwnie, kocham to. Problemem były same podróże, które dawały mocno w kość. Ciągłe zmienianie strefy czasowej, długie loty. Nie było to coś co uwielbiałem. Podczas trasy pojawiały się również te wszystkie leki, których unikałem od czasu kłótni z Elizabeth. Moja podświadomość jednak mówiła mi, że trasa znowu zmusi mnie do przyjmowania tego świństwa.
Najważniejszą kwestią była Sara, której nie chciałem targać po świecie. Neverland był cudownym miejscem na pierwsze lata życia mojej córki a trasa napewno odebrałaby jej dużą część z tamtego miejsca. Miałem jednak swoje obowiązki i ludzi, który dzięki pracy u mnie zarabiali pieniądze. Nie mogłem myśleć tylko i wyłącznie o sobie, bo byłoby to niesprawiedliwe.
Wypuściłam głośno powietrze z ust i spojrzałem na Franka oraz innych ludzi, którzy oczekiwali na moją odpowiedź.
Ostatni raz zerknąłem na kartki papieru z zapisem umowy.

- Piętnaście utworów plus druga mniejsza płyta z pięcioma innymi?- Powtórzyłem żeby mieć pewność, że dobrze zrozumiałem.

- Tak, Panie Jackson.

- Trasa koncertowa z osiemdziesięcioma dwoma koncertami?

- Dokładnie.

- Siedem teledysków?

- Tak.

Ostatni raz zebrałem wszystkie myśli i się zdecydowałem.

- Zgoda.- Podpisałem umowę w dwóch miejscach i przesunąłem ją w stronę mężczyzny siedzącego na przeciwko mnie, który gdy usłyszał moją odpowiedź odetchną z ulgą.

Whatever HappensWhere stories live. Discover now