XXXIII „Nie kochaniuj mi tutaj"

30 5 0
                                    

Weszłam do ciemnego, obskurnego budynku komisariatu policji. Ściany były żółte, poobdzierane, smutne. Podłoga skrzypiała przy każdym kroku a ludzie byli niewyraźni. W kącie dostrzegłam kwiatek, brzydki kwitek, nic nie wnosił do pomieszczenia. Energia była tak ciężka, że o uśmiechu nie było mowy, ale tak już jest z takimi miejscami. Wraz z Janet zaczęłyśmy szukać komisarza, z którym rozmawiałyśmy prawie godzinę temu.

- Dobry wieczór, Janet Jackson, siostra Michaela Jacksona.

Ja w tej sytuacji nie miała tak naprawdę dużo do powiedzenia. Nie byliśmy małżeństwem a co za tym szło, nie byłam uznawana za jego rodzinę.

- Dobry wieczór, a Pani to kto?- Zwrócił się do mnie.

- Jestem przyszłą żoną.

- Dobrze, proszę za mną.- Poprowadził nas w nieznanym kierunku, a widok, który zastałyśmy wrył się w nasze pamięci do końca życia.

***

10 godzin wcześniej.

***

Nadszedł dzień wieczoru panieńskiego i w przypadku Mika kawalerskiego. Ślub miał się odbyć za cztery dni a co za tym szło, na kolejny dzień przyjeżdżała cała moja rodzina. Nie chciałam jakoś bardzo szaleć, bo wiedziałam, że muszę jutro żyć i to naprawdę nie były żarty, bo trzeba się jakoś pokazać. Około dwudziestej przyszedł do naszego domu Hudson i obłaskawił mnie tylko słowami, że będą grzeczni i tyle po nich było. Jakiś czas później przyszła Janet, która również wytargała mnie z domu tak szybko jak to tylko możliwe. Gdy tylko weszłam do ogromnej, czarnej limuzyny do moich uszu dostała się pisk wszystkich dziewczyn, które już na nas czekamy.

- No Liz, może nie jest to twój ostatni wieczór niewiasty.- Wszyscy się zaśmiali.- Ale ostatni wieczór panieństwa, powiedziała w cudzysłowie, bo do ślubu było jeszcze parę dni.

Na słowa mojej przyjaciółki spłonęłam rumieńcem i mimowolnie się zaśmiałam.

- A teraz tak droga Panno.- Powiedziała Janet.

Poczułam szarpnięcie za oba ramiona a po chwili widziałam już tylko ciemność. Na moich oczach była przewiązana czarna, satynowa chustka.

- Czy to konieczne?- Wymamrotałam.

- Tak i nie marudź, bo czeka Cię wieczór życia.

Na miejsce dotarliśmy po około godzinie. Nie zapominajmy, że Neverland leżał w Lol Olivos, a to kawałek od miasta aniołów. Cała droga była przepełniona śmiechem i różnymi, zabawnymi historiami. Dziewczyny miały niezły ubaw, bo ja nic nie widziałam i mówiąc to mam na myśli, że ani nie widziałam i ani nie wiedziałam, a im sprawiało to ogromną satysfakcję.

- Jesteśmy drogie Panie.- Usłyszałam głos Billa, który był dzisiaj naszym szoferem.

- Bill o, to ty! Może ty mi powiesz gdzie jesteśmy?- Powiedziałam z nadzieją w głosie.

Poczułam pacnięcie w głowę na co się skuliłam.

- Przykro mi, ogranicz mnie umowa.- Powiedział rozbawionym tonem.

Westchnęłam i zaakceptowałam to, że pozostanę tak jeszcze jakiś czas w niewiedzy. Jedna z dziewczyn pociągnęłam mnie za dłoń w nieznanym mi kierunku, a druga złapała mnie od tyłu za oba ramiona.

- Możesz nam zaufać, poprowadzimy Cię.- Powiedziała LaToya.

- Yhym.- Jęknęłam cicho bez przekonania.

Po chwili wchodziliśmy po schodach, najprawdopodobniej do jakiegoś budynku, tak przynajmniej pomyślałam. Wieczór tamtego dnia był bardzo przyjemny, ciepły. Wiatr muskał moje policzki a powietrze było wypełnione solą. Pewnie byliśmy gdzieś obok Venice Beach.
Wielkim zaskoczeniem było dla mnie gdy poczułam uginający się pod moim ciężarem piasek, pod podeszwami moich butów.

Whatever Happens (ukończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz