XXIX „Nie ma go!"

38 5 0
                                    

Elizabeth

Poczucie niesprawiedliwości? Nie to nie to. Niemocy? To też nie to. Tego nie da się opisać żadnym z istniejących słów. Gdzie kończy się moralność ludzka? Do tej pory myślałam, że znam tę granicę, lecz teraz już nie mam pojęcia gdzie jest ten punkt.
Niesprawiedliwość. Spotkała każdego z nas, w mniejszym czy większym stopniu, lecz dopiero przy ekstremalnych sytuacjach dowiadujemy się jaka jest tragiczna w skutkach.
Czy człowiek kiedykolwiek jest gotowy na coś takiego co wydarzyło się tamtego dnia? Czy da się to przyjąć w jakiś konkretny, podręcznikowy sposób? Wydaje mi się, że nikt nie jest na to gotowy.
Kiedy w końcu wszytko się układa, idzie po naszej myśli i już myślimy, że to jest to, że od teraz będzie już cudownie, musi się stać coś co zaburzy całkowicie naszą codzienność i nie pozwoli jej już nigdy wrócić w to samo miejsce.

Gruchot rozbijanych naczyń, krzyki, płacz, obce głosy. To właśnie można było usłyszeć tego wieczoru w Neverlandzie, tej baśniowej krainie gdzie nie powinno być smutku i rozpaczy.

- Co się dzieje?- Zbiegłam po schodach tak szybko jak to tylko możliwe. Nie spodziewałam się widoku, który zastałam. Nikt by się nie spodziewał. Kolana mi zmiękły a oddech ustał. Jedyne co można było wtedy słyszeć w pomieszczeniu to spazmatyczne oddechy i rozpacz najważniejszej osoby w moim życiu.- Co, co się stało? Frank? Co się dzieje?

Mężczyzna spojrzał na mnie pustym spojrzeniem i spuścił głowę

- Bardzo mi przykro.

- Ale za co Ci jest przykro? Frank! Michael! Co się dzieje?- Panika narastało, oddech stawał się płytszy. Moje całe ciało się spięło a mózg zalewała czarna przestrzeń.

Ostatnimi resztkami sił podszedłem do Mika i usiadłam obok niego.

- Kochanie, co się dzieje?- Szepnęłam.

Spojrzał na mnie czerwonymi od płaczu oczami, a moje serce rozbiło się na milion małych kawałeczków.

- Liz, to mój koniec.- Powiedział pustym głosem.

- Ale jak to koniec? Co się dzieje? Nic z tego nie rozumiem.

Frank podszedł do mnie ze zwiniętą gazetą w ręku. Nie chciałam czytać tego co tam jest, ale wiedziałam, że muszę.
Chwyciłam za zwitek kartek i zaczęłam czytać. Z każdym zdaniem literat stawały się coraz bardziej rozmazane a słowa nie dochodziły do mojej świadomości. Przez chwilę myślałam, że to okropny sen, z którego zaraz się wybudzę i wszytko będzie dobrze, tak jak powinno być.
Gdy skończyłam czytać odłożyłam powoli gazetę na stół i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przytuliłam mojego narzeczonego tak mocno jak to tylko możliwe.

- To nie prawda.

Spojrzał da mnie ze zdumieniem.

- Nie wierzysz im?

- Oczywiście, że nie wierzę. W życiu nie skrzywdziłbyś żadnego dziecka.

- Ale wszyscy inni uwierzą. To mój koniec. Jestem skończony.

- Ale...

- W życiu nie skrzywdziłbym żadnego dziecka. Ugościłem ich tu w moim domu tak żeby w końcu poczuli co to znaczy dobre życie, a ten dzieciak Arvizo teraz chce mi zniszczyć życie. Już zniszczył.- Rozpacz mieszała się ze złością.

- Nikt normalny w to nie uwierzy.

- Nic już nie ma sensu. Moje życie nie ma sensu.

- Nie mów tak. Ja Ci wierzę i będę z tobą zawsze i wszędzie.

- Nie Liz, ty nic nie rozumiesz. Za niedługo zjawi się tu policja i nawet sobie nie wyobrażasz jakie piekło się tu rozpęta.- Wziął głęboki wdech.- Nic już nie ma sensu.- Znowu się rozpłakał.

Whatever Happens (ukończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz