Rozdział 34

181 12 3
                                    

Jechałem do szpitala i byłem niespokojny o swoją siostrę. A jak jej i dziecku coś się stało? Może źle zrobiłem, że pozwoliłem jej przylecieć na pogrzeb? Może powinienem był zrobić to jak w przypadku Domenico? Widzę, że ojciec nie cofnie się przed niczym. Jego jedyna córka, a potraktował ją jak zwykłego śmiecia. I to jeszcze gdzie? Na cmentarzu na grobie mamy. Mógł przynajmniej raz odpuść. Tylko nie byłoby to w jego stylu jakby odpuścił. Nie wiem dlaczego tak zażarcie walczy z nami. Dlaczego usilnie stara się abyśmy tańczyli tak jak on chce? Czy chodzi tu tylko o zasady czy może zasady już dawno przestały się liczyć i chodzi o dużo, dużo więcej? Zrobię wszystko aby się tego dowiedzieć, a przede wszystkim aby go zniszczyć.

- Davide nad czym tak myślisz? - Moje myślenie przerywa głos mojej żony, która trzyma mnie przez całą drogę za rękę. - Chodzi o Filippo?

- A o kogo innego. Jeżeli przez niego stało się coś z dzieckiem i z Otavią nie obiecuje, że tym razem się powstrzymam.

- O czym ty mówisz? - Marie lekko uniosła swoją brew do góry.

- O tym, że jak coś się im stało to zapierdolę ojca licząc się ze swoją śmiercią.

- Nawet tak nie mów.

- Marie tu nie chodzi tylko o nas. On nie da nam spokoju i dobrze o tym wiesz.

Nie mogę być egoistą i myśleć tylko o sobie. Moje poświęcenie przyniesie ukojeniem Marco i Otavii. Jednak moje słowa moje żonie się nie spodobały.

- Ty zarozumiały kretynie, spróbuj nie myśleć o mnie, a przysięgam, że wskrzeszę cię tylko po to aby osobiście ciebie zabić. Zacznij myśleć o tym, że nie jesteś już sam. Masz mnie. Teraz ja jestem też twoją rodziną. Tylko chyba w dalszym ciągu nie tak ważna jak twoje rodzeństwo. - Powiedziała ze skutkiem w głosie.

Zajebiście jeszcze kłótni z nią mi brakuje. Dzisiejszy dzień był tak łaskawy, że kurwa żona musi mnie jeszcze dojebać.

- Przepraszam Marie. - Ponownie złapałem ją za dłoń aby wyczuła moją skruchę. - Nigdy więcej nie waż się mówić, że nie jesteś na tyle ważna co rodzeństwo. Jesteś od nich ważniejsza, słyszysz?

- Czasami nie wyrażasz tego.

- Marie nie chcę się kłócić, a szczególnie dzisiaj. Doskonale wiesz, że często mam tak, że coś zrobię czy powiem zanim przemyśle sytuacje. Doskonale wiesz, że nie zostawię ciebie. Kocham ciebie!

- Ja ciebie też kocham.

Akurat w odpowiednim momencie pogodziliśmy się bo dojechaliśmy pod szpital. Wysiedliśmy z samochodu i od razu poszliśmy na recepcje. Tam dowiedzieliśmy się, że Otavia jest na sali porodowej. Pokierowała nas gdzie mamy się udać. Od razu z Marie poszliśmy pod wskazane miejsce. Dołączył do nas Marco i Salvador. Każdy chyba był podekscytowany tym, że nasza siostrzenica przyjdzie na świat wcześniej. Może to nie odpowiedni dzień bo do najszczęśliwszych on nie należał ale jednak jej pojawienie się na tym świecie załagodzi ból po stracie mamy.

Każdy czekał niecierpliwie co chwile słychać był tylko krzyk Otavii i Rodrigo jak krzyczy, że da radę. Patrzę się na Marie i zastanawiam się jakbyśmy my przeżyli swój pierwszy poród. Chciałbym założyć z nią rodzinę. Chciałbym abyśmy mieli razem dziecko. Chcę mieć się o kogo troszczyć i martwić. Chcę wychować je najlepiej jak będę tylko potrafił, jak oboje będziemy potrafili.

- Ile może trwać ten poród. - Zdenerwowany Marco zapytał się nas.

- Oj może, może trwać i to dość długo. - Delikatnie uśmiechnął się Salvador.

- To jest chyba najtrudniejszy moment podczas całej ciąży? - Marie spojrzała się na Salvadora bo to do niego skierowane było pytanie.

- Na pewno nie należy do łatwych i przyjemnych. Ale uwierz mi zapomnisz o całym bólu, który towarzyszył ci jak już będziesz mieć swoje dziecko na rękach. - Kąciki ust Salvadora uniosły się lekko do góry. - Patrząc się na późniejsze wychowanie, to może ten poród nie będzie aż taki zły. - Delikatnie pokiwał głową i się uśmiechnął. - Ale co ja mogę wypowiadać się na to tak bardzo jak sam zawiodłem swojego syna. - Powiedział ze smutkiem w głosie.

Rossi family secrets (vol.3 Davide) (+18) ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now