(6)

41 9 2
                                    

  – Nad rz... rze... rzeczką... – dukał Varis jakąś bajkę dla dzieci. 

  Musiałem przyznać, że był beznadziejnym uczniem i szło mu koszmarnie. Pisanie szło mu o wiele lepiej, chociaż wątpiłem, że rozumiał połowę napisanych przez siebie słów. Ale nie miałem, co go winić. Dorosłego było ciężej nauczyć niż dziecko, które chłonęło wiedzę jak gąbka. Z boku to wyglądało, jakbym znęcał się nad nim. Jednak jak na dwa tygodnie nauki, szło mu całkiem przyzwoicie.

  Wytycznych od Ourelii (mojej mamy) trzymał się wręcz śpiewająco. Nie sądziłem, że podejdzie do tego tak poważnie. Widać było, że bardzo mu zależało na tym, by tu zostać. Zadanie od mamy traktował jak coś, co da mu gwarancję zostania. Starał się z tym aż za bardzo. Wszystkie noce spędziłem we własnym łóżku. Trochę mnie to irytowało. Wewnętrznie coś mnie nosiło, przez co trochę chodziłem nadąsany.

  – ...opodal k... ksz... krz... 

  – Krzaczka – przeczytałem za niego, zaglądając mu przez ramię. Varis oderwał się od czytanki i uniósł na mnie spojrzenie.

  – Dlaczego to robisz, Panie? – spytał. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, o co mu właśnie chodziło. Widząc moją minę, postanowił doprecyzować. – Uczysz mnie czytać i w ogóle. Podczas mojej choroby również mnie doglądałeś, Panie. Dlaczego?

  – Dlaczego? – powtórzyłem jego pytanie. Siedziałem na krześle niedaleko niego. Łokieć miałem oparty o stół, a na dłoni umieszczoną brodę. Przez większość czasu miałem zamknięte oczy, które otwierałem, gdy Varis miał trudności z rozczytaniem jakiegoś słowa. Teraz patrzyłem na niego spod przymrużonych powiek.

  – Sądzę, że tym powinien zająć się ktoś inny. Masz pewnie ciekawsze zajęcia, Panie – odezwał się, gdy cisza trwała zbyt długo.

  – W zasadzie nie mam nic do roboty – mruknąłem, przymykając oczy. Odkąd dostałem ochroniarza, to nie opuszczałem posiadłości. Brakowało mi tego, ale w żaden sposób nie narzekałem. Cały dzień miałem wypełniony niańczeniem Varisa. Oprowadziłem go po posiadłości, przedstawiłem mu całą służbę. Z moim bratem też się zapoznał. Widziałem iskierki zazdrości w oczach Theodora, że mam sługę. Z satysfakcją napawałem się tym widokiem.

  Następnie zająłem się nauką czytania i pisania. To był swoistego rodzaju wieczorny rytuał, który odbywał się po zakończeniu wszystkich obowiązków Varisa, którymi głównie było sprzątanie u mnie w pokoju i nalewanie mi napoi przy posiłkach. Naprawdę nie miałem pomysłu, co by mógł więcej robić.

  – Czytaj – poleciłem, machając drugą ręką. Po chwili usłyszałem dukanie.

  – ...krzaczka mieszkała... kaczka... dziwaczka...

  – Ale od początku – warknąłem, wypuszczając z gwizdem powietrze. Potrzebowałem wyładować swoją frustrację, inaczej oszaleję.

  – Nad rzeczką opodal krzaczka mieszkała kaczka dziwaczka – ładnie wyrecytował pierwsze zdanie, ale reszta stanowiła dla niego wyzwanie.

  Jego pamięć była niesamowita. Bez trudu potrafił spamiętać masę informacji, które potem powtarzał bez zastanowienia. To naprawdę imponowało. Nie potrafiłbym powtórzyć ułamka tego, a co dopiero całość. 

  – Lecz... za... miast... zamiast* – dukał dalej, a ja głośno westchnąłem.

  Chęć snu dopadła mnie nagle. Oddałem się jej bez przejmowania się niewygodną pozycją i jąkaniem się Varisa. Po prostu zasnąłem, a mój sen wydawał się być niepozorny, ale zmienił się w istny koszmar.

Ostatni smok |Boys Love|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz