❁ ❝Żadnych uczuć❞

119 13 30
                                    



══════🥀══════


Światło księżyca nieśmiało wpadające do ciemnego pomieszczenia oświetlało bladą smugą ciała dwójki kochanków złączonych ze sobą w miłosnym upojeniu. Plecy jednego wygięły się w łuk, gdy drugi błądził po jego skórze swoimi idealnymi dla niego w tej chwili dłońmi, pod których dotykiem zdawał się rozsypywać i scalać na nowo, powoli umierając przez zachłanność ekstatycznych doznań. 
Odurzająca woń jaśminowego kwiecia wlatywała na eterycznych skrzydłach poprzez uchylone okno, gdy kochankowie dążyli do agonialnej rozkoszy, zatracając się w swoim uniesieniu. 
Byli w sobie, na zewnątrz siebie, przenikali się, stanowili jedność.
A kiedy agonia zastała ich trwających w swoich ramionach, opadli na siebie ciężko i zastygli w bezruchu, sparaliżowani zalewającą ich falą rozkoszy, która miażdżyła ich w boleśnie przyjemny sposób. Leżeli na sobie przez krótką chwilę, gdy obezwładniający spazm powoli opuszczał ich ciała, a przyspieszone oddechy wracały do normy. 
 Zaraz jeden zsunął się z drugiego i odwrócony doń plecami czekał na nadejście snu.

— Tadziu, przytul się do mnie, pocałuj szczerze — poprosił młodszy, który czuł się taki osamotniony wśród zmiętej pościeli, choć jego partner leżał tuż obok. Tyle że odwrócił się, jakby on już się dla niego nie liczył. Prośba ta zabrzmiała tak żałośnie i głucho, rozdzierając pretensjonalnie ciszę nocy. 

— Wieczorami miały nas łączyć tylko chwile cielesnej przyjemności pozbawione emocji. Żadnych uczuć. Sam to kiedyś powiedziałeś — odparł stłumionym głosem Zawadzki, nawet się nie odwracając. 

— Ten jeden raz odejdźmy od reguł, proszę cię. W takiej chwili zostawiasz mnie samemu sobie, a paradoksalnie choć leżysz obok mnie, to ja czuję się tak przeraźliwie osamotniony, jakbyś był setki kilometrów stąd. 

— Reguły to reguły, nie odchodzi się od nich, Janek.

— Tadeuszu, rani mnie twoja obojętność. 

Złapał Zośkę za ramię, a ten w końcu odwrócił się do niego. Leżeli twarzą w twarz. 

— Nie patrz się na mnie w taki sposób, jakbym był dla ciebie rozczarowaniem. Dobrze wiesz, że tego nie lubię. A przecież chcę cię uszczęśliwiać.

Tadeusz w końcu objął Janka. Ale Bytnar w jego objęciach poczuł się taki nieistotny, samotny. I choć wiedział, że to zgubne, to czuł, jak pewne uczucie kiełkowało w jego sercu, rozrastało się i w końcu odcinało swoimi pędami dostęp do tlenu, tak bardzo dławiące było. A mimo to rozpaczliwie pragnął, by Tadeusz mógł je odwzajemnić. 

— Nie uszczęśliwiasz mnie, bo nie chcesz mi czegoś dać.

— Co to takiego?

— Miłość.

— Ależ, Janku — zaśmiał się krótko, nerwowo, chrapliwie. — Przyjaciele z korzyściami. Tym jesteśmy. Żadnych uczuć, tylko stosunek. Na to się umawialiśmy i oboje na to przystaliśmy, nie pamiętasz? 

Pamiętał. Oczywiście, że pamiętał. Ale tak bardzo chciał teraz o tym zapomnieć. 

— Zasad nie trzeba łamać, ale można je zmieniać. 

— To nic nie znaczy. 

— Oddałem ci ciało. Oddałem ci serce. Oddałem ci duszę. To też nic nie znaczy? — przez twarz Bytnara przemknął grymas bólu, który słabe światło księżyca groteskowo oświetliło. 

— Nie rozumiesz mnie! — Tadeusz machnął szorstkim ruchem bladą dłonią, jakby odganiał się od wyjątkowo natrętnej muchy. — Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Mamy przecież dziewczyny. Ba, zajmujemy ważną pozycję w konspiracji, jesteśmy komendantami hufców i podharcmistrzami. Myślałeś może o tym co będzie, jak inni się dowiedzą? Co o nas pomyślą?

— Czyli ważne jest dla ciebie tylko to, co ludzie powiedzą? Bo dla mnie liczysz się tylko ty, Tadeusz. 

— To wszystko nie jest takie proste, Janek. 

— Ależ jest! Ja kocham ciebie, a ty... ty kochasz mnie. Prawda?

Zawadzki spuścił wzrok, bo wiedział, że musi sprawić mu zawód.

— To prawda... Ale mimo wszystko ta miłość nie może się spełnić. Nie chcę, by ktokolwiek dowiedział się o tym, co nas łączy — Bytnar wyrwał się z jego objęć, jego wargi drżały w roztrzęsieniu. — Spadłby na nas ostracyzm, może nawet stracilibyśmy nasze funkcje, jakie sprawujemy w Podziemiu. Ja... boję się tego. Boję się tej miłości — ostatnie słowa wypowiedział niemalże bezgłośnym szeptem. 

Woń jaśminu stała się nieznośnie przytłaczająca, podobnie jak napięta atmosfera panująca pomiędzy dwoma kochankami. 

— Czyli że opinia innych oraz stanowiska są dla ciebie ważniejsze od naszego szczęścia? — prychnął Jan, unosząc się na łokciu. — Chociaż... co ja właściwie mówię. Jestem głupcem. Oczywiście, że konspiracja jest najważniejsza. I myślę, że powinniśmy teraz całkowicie oddać się walce za wolną Ojczyznę. A to oznacza, że poza spotkaniami konspiracyjnymi nie chcę cię widzieć. 

Wstał i zaczął wkładać na siebie ubrania, unikając jego wzroku. 

— Janek, proszę cię...

— Wiesz co, miałeś rację. Tu nie powinno być żadnych uczuć — rzucił przez ramię, łamiąc jednocześnie serca ich obydwu. 

I wyszedł, nigdy już tu nie wracając. 


══════🥀══════

740 słów. 

05.05.24

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 05 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

❝zwiędłe róże❞ | rudy x zośka oneshotsWhere stories live. Discover now