Rozdział 10.

77 10 11
                                    

AMBER POV.

- Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w parku rozrywki. - powiedziała podekscytowana Hailey, która szła obok mnie.

Dziewczyna napisała dziś do nas, czy może nie chciałybyśmy gdzieś wyskoczyć wieczorem i zgodnie wybrałyśmy właśnie to miejsce.

Przystałam na tę propozycję, bo nie miałam żadnych planów, a nie chciałam siedzieć bezczynnie w domu. Postanowiłam sobie, że te wakacje wykorzystam w stu procentach, dlatego łapałam się każdej okazji do wyjścia, która mi się napatoczyła - wizja zmarnowania kolejnego dnia na przeleżeniu w łóżku kompletnie do mnie nie przemawiała. Owszem, lubiłam czasem zaszyć się w swojej norce i pooglądać ulubiony serial zajadając się lodami z kubełka, ale tym razem miałam ochotę rozluźnić się w towarzystwie moich przyjaciółek.

- Ostatni raz był chyba półtora roku temu, kiedy mama Maxa zorganizowała mu urodziny w Energylandii. - Sophie zastanawiała się nad tym na głos. - Chyba, że obie mnie zdradziłyście i byłyście też w jakimś same. - zażartowała.

- Kto to Max? - zapytała zdezorientowana Rosalie i zaczesała za ucho kosmyk włosów.

- To mały kuzyn Sophie. - wyjaśniłam jej. - Obchodził wtedy szóste urodziny.

Kocham dzieci, a szczególnie tego szkraba - zawsze kiedy jestem u Watsonów, a oni mają jakieś rodzinne spotkanie, on też tam jest i za każdym razem strasznie się cieszy na mój widok. Kiedyś zostałam z nim na kilka godzin, kiedy jego mamie coś wypadło, a nie mogła zabrać go ze sobą - Sophie  siedziała wtedy w szpitalu z powodu zapalenia oskrzeli, więc byłam ich jedynym kołem ratunkowym. Nikt inny nie mógł się nim zająć, a jako, że ci ludzie traktują mnie jak część rodziny, powierzyli mi nad nim opiekę. Od tamtego czasu jestem jego ulubioną ,,ciocią” i wcale mu się nie dziwię - młody ma taki urok osobisty, że nie potrafiłam odmówić mu niczego, o co mnie poprosił. Jestem zdania, że od czasu do czasu można złamać zasady, więc zamiast oglądać bajki tylko przez pół godziny zrobiliśmy maraton filmów Disneya, a do tego upiekliśmy całą blachę ciastek i zagraliśmy w grę na konsoli. Max nie pisnął swojej mamie ani słówka, więc końcowo wszyscy byli zadowoleni.

Podeszłyśmy do kasy, za którą siedziała wesoła starsza pani i wymieniłyśmy pieniądze na żetony, które były wejściówkami na rożne atrakcje dostępne na obszarze wesołego miasteczka. Każda z nas zdecydowała się na dziesięć żetonów, czyli po dziesięć atrakcji z których skorzystamy.

- Dobrej zabawy dziewczynki! - życzyła nam uśmiechnięta kobieta.

Podziękowałyśmy jej i rozejrzałyśmy się dookoła - wieczorem to miejsce wyglądało naprawdę magicznie. Wszędzie paliły się kolorowe neony i światełka, co tworzyło świetny klimat.

- To co, gdzie idziemy najpierw? - spytałam przyjaciółki.

Hailey rozwinęła mapkę obiektu, którą wzięła ze stojaka przy wejściu i zaczęła skanować wzrokiem punkty, które były na niej zaznaczone. Zastanawiała się nad tym wystawiając nieco język - robiła to zawsze, kiedy się skupiała.

- Mam! - wskazała palcem. - Najpierw idziemy na tą kolejkę górską. - postanowiła. - To w tamtą stronę, chodźcie. - przywołała nas ruchem ręki.

Już chwilę później stałyśmy przy wielkim rollercoasterze z mnóstwem zakrętów - kiedy na własne oczy zobaczyłam to, co stało przede mną zdałam sobie sprawę co zrobiłam.

- Nie ma takiej opcji. - pokręciłam przecząco głową.

Nie miałam lęku wysokości, ani nic z tych rzeczy, ale kiedy zobaczyłam ludzi zwisających do góry nogami, którzy darli się wniebogłosy, automatycznie zrobiło mi się słabo.

Home Between His Arms [16+]Where stories live. Discover now