Rozdział 11.

60 5 119
                                    

Odwalam spotkanie z dziennikarzami, w którym jestem pod ciągłym ostrzałem pytań. Przygotowałem się na niemal wszystkie możliwe scenariusze, więc mam w głowie przećwiczone odpowiedzi, ale i tak czuję się niepewnie. Mam nadzieję, że udaje mi się zakryć to uśmiechem.

Po godzinie Caelus wchodzi do pokoju i w stanowczy sposób każe reporterom zakończyć przepytywanie mnie. Pod naciskiem jego spojrzenia, posłusznie wychodzą z pokoju.

- Dobrze poszło. Są zachwyceni. - Uśmiecha się do mnie pocieszająco. - Na sali też nie ma na razie większych dramatów. Rody głównie okupują twojego brata. Nie wstawaj. Zdejmę to na chwilę. - Podchodzi i ściąga ze mnie pelerynę. - Dajesz w niej radę?

- Mam wrażenie, że odpadną mi plecy, ale jak trzeba, to trzeba.

- Masz bardzo spięte barki. - Kładzie dłonie na ramionach i wbija w nie palce tak, że z moich ust wyrywa się syknięcie. - Wytrzymaj.

- Chciałbym ci podziękować, ale... Ugh...

- Wiem, że boli, ale za chwilę odpuści. Poczujesz się lepiej. - Zagryzam zęby i pozwalam mu na masaż. - Odpocznij. Kazałem przywieźć coś do jedzenia. Nie wypada ci jeść na bankiecie, poza tym wątpię, żebyś miał na to czas.

- Jesteś najlepszy, Celi.

- Ho ho. Nie przyzwyczajaj się. - Śmieje się lekko. - Możesz być wspaniałym aktorem, ale mnie nie oszukasz. Jesteś głodny, zmęczony i zestresowany. Musisz dziś dobrze wykonać swoją pracę, a ja zrobię co mogę, by choć trochę ci pomóc. Teraz wbiję palce mocniej, przytrzymam dziesięć sekund i koniec. - Kiwam głową, a ból zaczyna robić się nie do zniesienia. Jednak gdy puszcza, faktycznie czuję się dużo lżejszy. Wzruszam kilkukrotnie ramionami. - I jak?

- Lepiej... Dużo lepiej. Wow. Może powinienem zatrudnić cię nie jako Posłańca, a jako masażystę?

- Chcesz skończyć z trutką w zupie? - Spogląda na mnie z ukosa. W tym momencie drzwi otwierają się, a obsługa przywozi mi obiad. - Smacznego.

Przyjaciel wychodzi, a ja w końcu coś jem, bo jak zwykle przez zaaferowanie zupełnie o tym zapomniałem. Muszę bardziej pilnować swojej diety. Przechodzę z salonu do łazienki gościnnej i kontroluję swój wygląd. Wszystko jest tak, jak powinno być, więc pora wrócić na bankiet.

Kiedy uchylam drzwi, dostrzegam Caelusa i Melanię na końcu korytarza. Przyjechała z rodzicami, bo jedna z ich firm ściśle z nami współpracuje. Ma sukienkę w kolorze jego włosów i buty na ogromnym koturnie. Wygląda tak, jakby chciała się dopasować do Caelusa wyglądem i wzrostem. Nic dziwnego, w końcu są narzeczeństwem.

- Mówiłem ci, że rozwiążę ten układ, jak tylko zostanę głową rodu. Nie obchodzisz mnie ani ty, ani twoi rodzice. - Jego ton jest okropne zimny i syczący. - Zejdź mi z oczu.

- Nie będziesz mi grozić kolejny raz. Skończyłam już przez ciebie płakać. - Melania mówi zdenerwowana. - Pogodziłam się z tym, że będę Wybraną która skończy Aurdelis bez męża. I dzięki Bogom, bo gdybym miała cię poślubić, strzeliłabym sobie w łeb. Ale moi rodzice o tym nie wiedzą. Zależy im na tym małżeństwie i ciągle mnie o ciebie wypytują. Więc czy tego chcesz czy nie, masz się z nimi przywitać i zatańczyć ze mną przynajmniej raz.

- Masz czelność wydawać mi rozkazy? - Nachyla się nad jej twarzą. - Nie martw się, nie będę cię już obrażać. Szkoda mojego oddechu. Zamiast tego, powiem tak, żebyś zrozumiała. To ostatnie ostrzeżenie. Trzeciego nie będzie.

Wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, Melania próbuje uderzyć Caelusa w policzek, ale od razu łapie jej nadgarstek.

- Nie masz serca! - Łzy stają w jej oczach. - Nienawidzę cię!

SPARKLESS 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz