Dopiero po jakiejś godzinie otrząsnęłam się z tego wszystkiego. Choć nie do końca bo jak można zapomnieć o czymś takim. Siedzieliśmy ramię w ramię pod murem we względnej ciszy. Robiło się chłodno jak to noce na Alasce, ale było mi tu dobrze czułam się tak jak powinnam. Też cierpiałam jak ten chłopak. Nie miałam pojęcia czemu się tak tym zadręczam jakby była to moja wina.
– Późno już. – zagadał wyciągając mnie z zamyśleń. – Musisz się przespać, dużo emocji jak na jeden wieczór.
– Nie chce wracać do pokoju. Esmee bedzie ćwiczyć na basie nie mam teraz ochoty na muzykę.
– Wstań. – polecił kiedy sam to zrobił i wyciągnął w moją stronę rękę. – Przejdziemy się.
Złapałam jego dłoń po czym pociągnął mnie w górę z łatwością. Nie wiedziałam jak spacer miał mi pomóc, chyba nadal byłam w amoku emocji bo nic nie miało sensu. Weszliśmy na teren szkoły, a później na plac główny gdzie pojedyncze lampy ogrodowe oświetlały drogę. Kłamał, szliśmy w stronę Domów, zatrzymałam się w miejscu naprawdę nie chcąc tam iść. Zdawałam sobie sprawę, że robię mu pod górkę i wcale nie chcę mnie niańczyć. Robi to wszystko bo musi. Nie wyobrażam sobie, że naprawdę tego chcę. Myślał tylko żeby mnie odstawić do pokoju i mieć święty spokój, a ja nie chciałam tego. Bałam się ale jeszcze nie widziałam czego. Czułam coś co mówiło żebym uważała. Spojrzał na mnie w ciszy i niewiele myśląc chwycił mnie w pasie chcąc podnieść mnie do góry w momencie gdy zatrzymałam i kazałam odstawić na ziemię co grzecznie wykonał.
– Idziesz albo cię biore.– zagroził dość spokojnie w porównaniu do ostatniego razu.
– Carter ja nie chcę.
– Nie robię nic czego byś nie chciała. Teraz chodź.
Poddałam się i po prostu poszłam za nim. Nie chciało mi się stawiać, jak dziecko robić aferę czy obrażać. Mimo to chyba naprawdę przeżyłam traumę i nie wiem jak sobie teraz poradzić i sama chciałam siebie zrozumieć, wybaczyć to jak bardzo żałośnie zachowuje. Dochodząc do akademika naszego domu zacisnęłam usta w cienką linię bo nie chciałam wydusić z siebie żadnego słowa co by miało go obrazić lub wprost nazwać kłamcą i manipulatorem. Myliłam się w jakiejś części, nie we wszystkim ale jednak bo zamiast wchodząc głównym wejściem od strony damskiej przeszliśmy na drugi koniec budynku. Wpuścił mnie jako pierwszą od męskiej strony dormitorium. Najpierw był pokój wspólny, a zaraz obok niego klatka schodowa rozciągająca się niemalże tak samo jak nasza tylko tu było bardziej brudno i co parę metrów leżała popielniczka niekiedy wilgotne ubrania, które zapewne ktoś przeprał po treningu, na którym się ubrudził i rozwiesił je byle gdzie zamiast wkładać do suszarki. Klatka schodowa też była niczego sobie zadrapane poręcze i naliczyłam trzy połamane schodki widząc tylko te z parteru.
– Co tu robimy?– zapytałam niepewnie rozglądając się za innymi. Była już noc, ale w akademikach każdy chodził spać inaczej więc życie tętniło tu od rana do nocy.
– Chciałem wejść do Domu gdzie jest ciepło, ale nie pomyślałam o tym, że włączyli na nowo alarmy. – przechylił się trochę bardziej by sprawdzić pokój wspólny. Było tam kilkoro uczniów, którzy zaciekle o czymś dyskutowali lub grali w planszówki.
– Głośny jest ten alarm? – zapytałam niepewnie.
– Bardzo.
– Ostatnio jakoś nie dzwonił i nie chodzi mi o imprezę tylko jakoś na początku roku nic nie słyszałam. Może zepsuty bo chyba mało kto próbował to sprawdzić.
Spojrzał zaciekawiony jednocześnie nie chciał ryzykować, a z drugiej strony potrafił to zrobić. Pokiwał głową rozumiejąc moje słowa i podejrzenia na temat działania tego ustrojstwa. Doszło do mnie, że Carter ten Carter, który cały czas był dla mnie wredny zaprasza mnie na górę? Niepewnie ruszyłam się w stronę klatki schodowej przełykając ślinę. Wiedziałam, że moje nogi nadal są jak z waty i ciężko będzie mi po niej wejść. Musiałam się jednak odważyć bo nie mam innego wyjścia. To albo słuchanie Esmee jak podśpiewuje jakieś miłe piosenki. Postawiłam jeden krok po tym drugim i jakoś poszło. Doczłapałam się do pierwszego półpiętra i nareszcie doszłam na pierwsze. Carter szedł cały czas za mną jak cień albo anioł stróż by w razie czego odciągnąć mnie od ogłuszającego alarmu, który jak podejrzewałam absolutnie nie wybrzmiewał. Słyszałam jak mówi do siebie pod nosem, że to dziwne. Jednocześnie uniósł kącik ust kiedy spojrzałam jego stronę jakby naprawdę cieszył się tym, że jest zepsuty. Drugie piętro powitało mnie ciemnością i potarganym dywanem, który szybkim ruchem nogi poprawił. Kazał mi iść dalej, no tak jeszcze wyżej. Cofnęłam się zapominając o tym, że jest z trzeciej klasy i znowu stanęłam na klatce schodowej marząc tylko o końcu wspinaczki. Na trzecim, a zarazem najwyższym piętrze rozciągały się promienie księżyca, które wpadały przez odsłonięte okno. Niżej nie było to tak widoczne przez drzewa, które kończyły się właśnie wraz z szybą. Słyszałam za sobą jak grzebie w kieszeniach by znaleźć klucze do pokoju był drugi w kolejności od holu. Staliśmy przed drzwiami kiedy przekręcał zamek i szarpnął za klamkę. Myślałam, że nie będzie nikogo. Niespodzianką okazało się to, że w środku jak gdyby nigdy nic leżał ten chłopak z ich zespołu odbijając piłkę od ściany przed sobą z głuchym dźwiękiem. Spojrzał w naszą stronę jakby właśnie zobaczył ducha. Nawet tak wyglądałam patrząc jak blada byłam w odbiciu lustra zaraz przy wejściu.
YOU ARE READING
Złota Elita || Dziedzictwo
FantasyHesperia zaczyna nauczanie w prywatnej akademii na odludziu Alaski. Zaraz po tym, jak w jej własnym domu każdy postanowił być przeciwko niej, a tajemnice i intrygi zaczęły wychodzić na światło dzienne. Rok szkolny zaczął się dla niej burzliwie, nowe...