22.03.2024

19 6 10
                                    

          Donośne pukanie wyciągnęło mnie z, i tak, płytkiego snu. Podniosłem głowę znad poduszki, widząc, że dopiero dobijała ósma rano. Przykryłem się ponownie kołdrą, licząc, iż ktokolwiek postanowił mnie nachodzić o tej godzinie, odpuści i zaraz sobie pójdzie. Niestety hałas nie ustępował, wręcz przeciwnie, stawał się coraz bardziej natarczywy. Wzdychając ciężko dałem za wygraną i wstałem ociężale. Miałem ciężką noc, a szalone sny męczyły mnie bez przerwy. Co chwilę usypiałem, żeby zaraz się obudzić. Przed oczami nadal miałem roześmianą twarz pana Harrison'a, który był główną postacią nocnych koszmarów. Liczyłem, że chociaż z rana trochę odeśpię, lecz jak widać, niezapowiedziani goście mieli inne plany.

         Przekręciłem klucz i otworzyłem drzwi, spodziewając się zastać rozzłoszczonego sąsiada, chcącego wyjaśnić wczorajsze zajście. Jednak zamiast pana Harrison’a, stała przede mną policjantka o surowym wyrazie twarzy.

- Pan Charles Taylor?
- Tak, ja… W czym mogę pomóc?

         Potarłem dalej zaspane oczy, które najchętniej znowu by się zamknęły.

- Czy możemy porozmawiać wewnątrz? Mam parę pytań.

         Kobieta próbowała zajrzeć do mieszkania, ponad moim ramieniem. Zmieszany instynktownie zasłoniłem jej widok, co raczej nie było zbyt dobrym posunięciem.

- Przepraszam, mogłaby mi pani wyjaśnić, o co chodzi? 
- Jak już wspomniałam, mam parę pytań, na które wolałby pan udzielić odpowiedzi wewnątrz.

         Nieprzenikniony wzrok kobiety pozostawał tajemnicą. Twarde spojrzenie mówiło jasno, że powinienem przestać się opierać.  Uznałem, iż spory z policją, zaraz po przebudzeniu, były złym pomysłem. Zrobiłem krok w tył i przepuściłem kobietę w drzwiach. Weszła do środka rozglądając się uważnie, jakby czegoś wypatrywała. Momentalnie poczułem przypływ gorąca, gdy zrozumiałem, jaki mógłby powód jej wizyty. Pan Harrison może i bałby się stawić mi czoła samemu, jednakże jego urażona duma nie mogła znieść wczorajszej zniewagi. Dlatego postanowił zawiadomić stróżów prawa. Zrobiło mi się niedobrze, gdy przypomniałem sobie, że wyrzucając go, wykrzykiwałem coś o zębach. Jak dużo powtórzył policji?

- Proszę usiąść – powiedziałem wskazując stół kuchenny

         Dziękowałem Bogu, że miałem na tyle rozsądku, aby schować ten cholerny prezent. Tym razem, nawet go nie otwierałem, brakowało mi odwagi. Kobieta usiadła naprzeciwko mnie, a następnie wyciągnęła z kieszeni notes oraz długopis. Przeczytała pobieżnie swoje zapiski i ponownie wbiła swoje nieprzystępne spojrzenie we mnie.

- Zna pan Daniel’a Harrisona?

         Wypowiadanie głośno imienia staruszka, wydawało mi się wyjątkowo dziwne. Wręcz nie na miejscu. Dla mnie, mężczyzna go nie posiadał. Był po prostu panem Harrisonem.

- Tak, to mój sąsiad.
- Jak określiłby pan, wasze stosunki?
- Życzliwe, aczkolwiek nie jesteśmy bliższymi przyjaciółmi.

       Policjantka zmrużyła oczy, czekając na część dalszą, lecz milczałem. Im mniej mówiłem, tym lepiej dla mnie. Najpierw musiałem wyczuć, ile kobieta tak naprawdę wie.

-  Zdarzają się wam kłótnie? Awantury?
- Chyba żadni sąsiedzi nie żyją w ciągłej zgodzie.
-  Równie rzadko dochodzi między nimi do szarpaniny oraz wyrzucania siłą z mieszkań.

       Pokiwałem powoli głową, przyznając jej rację. Czyli naprawdę ten stary plotkarz  nasłał na mnie policję. Jak można być tak przekonanym o swojej racji? To nie ja włamałem się do jego mieszkania. Myśl, że przeglądał moje szuflady oraz szafki, wywoływała we mnie ciarki. 

PrezentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz