Rozdział 20

1.5K 426 74
                                    

Livia

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Livia

Na miękkich nogach zbliżałam się do domu, którego progu miałam już nigdy więcej nie przekroczyć. Byłam bliska ataku paniki, bo tak naprawdę nie wiedziałam, czego oczekiwać. Czułam, jakbym wkraczała wprost do piekła, z którego tak niedawno uciekłam.

Byłam pewna, że pani Ashworth nie potraktuje mnie źle, bo była dobrym człowiekiem. Bałam się natomiast, że natknę się na któregoś z jej synów. Mama wspominała, że Alex wkrótce ma opuścić szpital, ale nie podała konkretnej daty. Z kolei Adrien... Przestałam przeglądać folder ze spamem, do którego trafiały jego wiadomości.

Rozejrzałam się na boki, ale nigdzie nie stał żaden samochód. To oznaczało, ze mogła mówić prawdę – będziemy same. Zacisnęłam palce na torebce i w końcu odważyłam się zapukać do drzwi. Zamknęłam na moment oczy i wzięłam głęboki oddech. Rozchyliłam powieki i w tym samym momencie drzwi przede mną się otworzyły.

– Livvy, słoneczko – odezwała się kobieta i prędko wzięła mnie w ramiona. – Tak się cieszę, że jesteś! Cała, zdrowa, Chryste, tak się o ciebie bałam! – płakała.

Nie potrafiłam nie odwzajemnić jej uścisku. Przytuliłam ją mocno, a po moim policzku popłynęła łza. Jedna łza. Obiecałam sobie już więcej nie płakać, ale emocje znów rozrywały mnie od środka.

– Chodź, kochanie, jest zimno. – Zaprosiła mnie do środka i poprowadziła do salonu.

Teoretycznie nic się nie zmieniło, ale czułam, że jest inaczej. Jakby wnętrze tego domu straciło duszę, zostało pozbawione ciepła. Jakby miłość w tym miejscu umarła. Na tę myśl zadrżałam.

– Zrobię ci herbaty, tej, którą tak lubisz – zaproponowała z nieśmiałym uśmiechem.

– Dziękuję. – Skinęłam głową i usiadłam na kanapie. Wtedy zobaczyłam przy kominku gitarę. Tę, która należała do Adriena i na której zdarzało mi się grać, kiedy jeszcze nie wiedziałam, kim tak naprawdę jest jej właściciel.

Znów się rozglądałam, jakbym czegoś szukała, albo oczekiwała, że z któregoś kąta wyjdzie ktoś, kogo nie chcę spotkać. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że za nim nie tęsknię. Każdego dnia, tak naprawdę odkąd tylko go poznałam, nie radziłam sobie z tą tęsknotą.

Z tą różnicą, że teraz wiedziałam, jak nieodpowiednia była. Musiałam się nauczyć, by nie rozpamiętywać tych krótkich chwil, które przyniosły mu ułamek szczęścia. Nie chciałam również pielęgnować w sobie żalu i nienawiści. Pragnęłam być obojętna, a to okazywało się bardzo trudne do osiągnięcia.

Pani Ashworth postawiła przede mną kubek, w którym zawsze piłam herbatę, kiedy przebywałam u nich i usiadła w fotelu.

– Chciałabym, żebyś najpierw mnie wysłuchała – powiedziała z napięciem.

– Dobrze – zgodziłam się, bo między innymi po to właśnie się zjawiłam.

Wzięła głęboki oddech, zacisnęła powieki i jednocześnie dłonie na podłokietnikach fotela, po czym zaczęła mówić:

The sun is silentWhere stories live. Discover now