XI

243 25 39
                                    

Pamiętajcie o gwiazdce!!

Will wyszedł chwilę później. Do południa siedziałam w swoim pokoju. Zeszłam do reszty na obiad. W kuchni siedział dosłownie każdy. Dzieciaki kończyły już jedzenie. Zauważyłam, że odżywianie Mii się poprawiło. Na szczęście.
Dzieci żywo ze sobą o czymś rozmawiały. Z tego co słyszałam to o jakiejś zabawie, w którą zagrają na dworze po jedzeniu. Shane z Tony'm gadali o jakiejś imprezie, Dylan rozmawiał przez telefon z Martiną, a Will milczał i w spokoju dojadał posiłek. Nie byłam chętna do jedznia. Dlatego w sumie nic nie nałożyłam na swój talerz. Zaparzyłam poprostu herbatę i czekałam aby zalać kubek.
Gdy najmłodsi odeszli od stołu i wyszli na dwór, wszystko zmieniło się o 180°.

- Czemu nie jesz? - zapytał Shane.

- Nie mam ochoty. - mruknęłam.

- A powinnaś. Kiedy jadłaś? - odezwał się Dylan.

- Na mieście.

- A dzisiaj nic? Czy ty jesteś głupia? W tej chwili masz coś zjeść!

- Nie, dzięki. Nie mam ochoty. - powtórzyłam - Spałam do późna, więc nie jestem głodna.

- Ta, uważaj bo ci uwierzymy. - prychnął Tony.

Wywróciłam oczami.

- Hailie? - odwróciłam się w stronę Willa - Możemy porozmawiać w bibliotece? Jak wypijesz herbatę, to przyjdź. Zaczekam. - mówił to ze spokojem. Spokojem, który mnie przerażał.

- Jasne.

Najstarszy z braci wstał od stołu i skierował się w strone biblioteki. Wzięłam swój kubek i wyszłam na dwór.

***

Pov: Adrien

Czekaliśmy na telefon od Willa. Miał do nas zadzwonić na kamerkę i ustawić telefon w niewidocznym miejscu, tak, abyśmy mogli zobaczyć Hailie j posłuchać ich rozmowy. Tego co powie.
Bałem się. Ten jeden raz tak cholernie się bałem. Nie miałem pojęcia czego mam oczekiwać. Tak bardzo pragnąłem ją zobaczyć, ale z drugiej strony bałem się tego jak wygląda. Tego jak bardzo siebie niszczy.

Po usłyszeniu dzwonka telefonu, odrazu go odebraliśmy. Wyciszyliśmy swój mikrofon i czekaliśmy aż szatynka przyjdzie do pomieszczenia. Will narazie siedział na fotelu.

W końcu drzwi się otworzyły, stanęła w nich Hailie. Była strasznie blada. Niedożywiona. Było to widać na pierwszy rzut oka.

- Chciałeś rozmawiać? - usiadła na fotelu.

- Tak. Po pierwsze chciałem ci przekazać, że zajęliśmy się blondynem, ale spokojnie. Żyje. Stwierdziłem, że chciałabyś to wiedzieć, żeby się nie zadręczać niepotrzebnymi myślami. - jakim kurwa blondynem, przepraszam bardzo? - Po drugie, naprawdę martwi mnie twoje odżywianie.

Dziewczyna wywróciła oczami.

- Wiem, Will. Mówiłeś to. Ale naprawdę radzę sobie i jest okej. Wczoraj mówiłeś, że kłamię i nic nie jadłam, myliłeś się. Naprawdę jadłam na mieście. W tej restauracji niedaleko centrum. - kłamała. Zawsze gdy kłamie, w środku zdania odwraca wzrok. Najczęściej na lewą stronę. Robi to bardzo dyskretnie i naturalnie, więc ciężko zauważyć, że coś jest nie tak. - Właśnie po posiłku poszłam do parku, dosłownie chwilę tam siedziałam i przyszedł ten.. chłopak. Resztę znasz.- przełknęła ciężko ślinę. Jaki chłopak i jaką resztę do cholery?

William westchnął.

- Nie jadłaś przy nas nic od kilku dni.

Kilku jebanych dni?
Pokręciłem głową.

- Nie zostanę tu, Vincencie. Nie mogę, do cholery, patrzeć na to jak Hailie się niszczy!

Westchnął.

- Rozumiem cię Adrienie, ale nie ma innego wyjścia. Powiedzienie Williamowi o całej sytuacji, było bardzo ryzykowne i niebezpieczne. Nikt nie może się dowiedzieć, a to znaczy, że przez najbliższe dwa miesiące tu zostaniemy.

- Ale ja nie mogę! Czego ty nie rozumiesz?

- To chyba ty czegoś nie rozumiesz. - mruknął, po czym usłyszeliśmy głos dziewczyny.

- Bo często wychodzę z domu. Dlatego jem na mieście. Żadna filozofia. - wzruszyła ramionami.

Po minie Willa, było widać, że nie wie co zrobić. Prawdopodobnie wiedział, że Hailie kłamała, ale co mógłby zrobić? Otóż bardzo proste pytanie - mógłby otwarcie powiedzieć, że kłamie i czekać aż szatynka nie będzie miała wyjścia i wszystko powie. Banał. U mnie zadziałało.

- Hailie, wiesz, że chcemy dla ciebie jak najlepiej.

- Kiedyś też podobno chcieliście. Uwierzyłam wam i się na tym przejechałam. Chyba uczę się na błędach. - uśmiechnęła się znacząco. - Nie dość, że uczę siebie, uczę też dzieci. To dla mnie najważniejsze. Żeby wiedziały komu mogą ufać i jak na tym wyjdą. Nie chcę żeby tak cierpiały, ja też nie chcę cierpieć. Więc przykro mi Will. Więcej nic nie powiem. - wstała z krzesła i wyszła z pokoju.

Wyłączyłem wyciszenie.

- A teraz Williamie, oczekuje na wytłumaczenia.

Blondyn wstał z krzesła i podszedł do telefonu, wziął go do ręki.

- Jakie wytłumaczenia?

- Jaki blondyn i jaką resztę do cholery?

Przełknął ślinę i westchnął. Nie chciał o tym rozmawiać.

- Wczoraj, gdy mówiłem wam, że Hailie wyszła z domu, tuż po zakończeniu rozmowy, wróciła. Była zapłakana. Gdy usiedliśmy w pokoju, zaczęła tlumaczyć, że była ubrana w dresy. Że nic nie robiła, tylko siedziała. A on i tak nie odpuszczał. - zrobił krótką przerwę. Nie. To nie może być prawda.. - Jej stara przyjaciółka ją zauważyła i jej pomogła. - dodał.

Ten jebany chuj chciał ją zgwałcić. I prawie mu się kurwa udało.
Tego już było kurwa za wiele.

- Wracamy do domu. - stwierdziłem odchodząc od telefonu.

- Nie możemy. Już o tym rozmawialiśmy, więc z łaski swojej, przestań o tym myśleć, Adrienie.

- Nie obchodzi mnie to Vince. Nie zostanę tutaj przez dwa miesiące. Jeśli w tydzień nie wymyślicie jakiegoś jebanego planu, wrócę do domu na swoją rękę. - Vincent otworzył usta, aby prowadzić dalej dyskusję. - I nie ma innej opcji Vincencie. Daję wam tydzień.

Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do swojego pokoju. Musiałem wrócić do domu. I to jak najszybciej.

Historia Hailie- inna. Dorosłe życie.Where stories live. Discover now