29. Lover

934 48 1
                                    

Lipiec 1995

Hermiona zamknęła oczy przed słońcem, oddychając głęboko i powoli, gdy letnia bryza tańczyła po jej skórze, niosąc ze sobą zapach wiciokrzewu, róży, piwonii, bzu i frezji – wszystkich kwiatów, które otaczały ją w tej ukrytej części ogrodów Malfoy Manor.

Wydała z siebie pomruk satysfakcji, gdy dotarła do niej piękna prawda: to był najszczęśliwszy dzień w jej życiu.

Objęły ją ramiona, jedno obejmowało jej talię, drugie wplotło się w jej włosy, delikatnie przeczesując loki, gdy jeszcze głębiej wtuliła głowę w miękką, ciepłą klatkę piersiową, która obecnie służyła jej za poduszkę.

- O czym myślisz? - Ton Draco był lekki i tęskny.

Hermiona uśmiechnęła się, gdy słońce ogrzało jej twarz.

- Myślę, że nigdy nie czułam takiego szczęścia. Myślę, że nie chcę, żeby to uczucie kiedykolwiek się skończyło.

Ramię wokół jej talii zacisnęło się, gdy Draco podniósł głowę, aby złożyć pocałunek na jej skroni.

- Ja też nigdy się tak nie czułem. Sprawiasz, że jestem taki szczęśliwy, Hermiono. Szczęśliwszy, niż myślałem, że to możliwe. - Podziw w jego tonie wywołał dreszcze na ciele Hermiony.

Gdyby ktoś rok temu powiedział Hermionie Granger, że będzie tutaj, wylegując się w słońcu z chłopcem, którego kocha, czując w kościach pewność, której nigdy nie znała – pewność, że to prawda, że ​​takie jest jej przeznaczenie, że to jest jej przyszłość – roześmiałaby ci się w twarz, zanim zbeształaby cię za wymyślanie takich absurdalnych kłamstw.

Ale była tutaj.

Los w jakiś sposób uśmiechnął się do niej. Otrzymała najcenniejszy dar, jaki świat miał do zaoferowania.

Kochała Draco całym sercem. Całą jej duszą.

I jakimś cudem odwzajemnił jej miłość.

Otworzyła oczy i spojrzała w czyste, błękitne niebo, podczas gdy wielkie, puszyste chmury ruszyły w stronę horyzontu. Motyle i kolibry trzepotały i krążyły tuż poza zasięgiem, a odległe dźwięki śpiewających ptaków docierały do ​​jej uszu.

- Czy możemy tu po prostu zostać? Pomińmy po prostu piąty rok i zostańmy tutaj. Możemy mieszkać w szklarni, opiekować się kwiatami, leżeć na trawie i... po prostu... być. - Jej słowa namawiały go, zapraszając do realizacji jej fantazji.

Gdy odpowiadał, usłyszała uśmieszek w jego głosie.

- Hermiona Granger sugeruje, żebyśmy opuścili szkołę? Czy czujesz się dobrze, kochanie? Czy naprawdę jesteś Hermioną Granger, czy też całowałem się z oszustem pod eliksirem wielosokowym?

Hermiona parsknęła śmiechem i przekręciła się na drugi bok, podpierając się na łokciu i opierając brodę na piersi Draco.

- Wiem. Wiem, że nie możemy. To tylko... ostatnie kilka tygodni, Draco. Być tutaj wolnym, nie musieć się ukrywać... Chcę tego. Tak bardzo chcę tego dla nas, że ledwo mogę oddychać. - Kiedy mówiła, łzy zaczęły napływać jej do oczu.

Nie odrywając od niej wzroku, Draco usiadł, delikatnie ciągnąc ją za sobą, aż usiadła przed nim ze skrzyżowanymi nogami, a jego ręce uniosły się, by otoczyć jej twarz.

– Posłuchaj mnie, Hermiono. Będziemy to mieć. Taka będzie nasza przyszłość, obiecuję ci. Będziemy razem, nie będziemy musieli się ukrywać i tak będzie, dokładnie tak, każdego dnia. Pobierzemy się i będziemy żyć bez tych idiotycznych nonsensów, śledzących nas. Najpierw musimy tylko skończyć Hogwart. Potter musi po prostu... nie wiem... zirytować na śmierć Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, a wtedy będziemy mogli – dlaczego tak na mnie patrzysz? Co takiego powiedziałem?

Amor Vincit OmniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz