Prolog

135 14 6
                                    

Jej jedynym celem było wyjść z całej sytuacji z twarzą. Nawet jeśli ta boleśnie pulsowała. Mimo wszystko patrzyła przed siebie, ignorując zaskoczenie mijanych osób. Trudno powiedzieć kto był bardziej zdziwiony ona, że dała się złapać czy oni, że im się udało. Jedno jest pewne, żadna ze stron nie jest z tego powodu przesadnie zadowolona.

Skrzywiła się, gdy o mały włos się nie potknęła. Nie z własnej winy, a mężczyzny, który nagle zaczął ją pospieszać. Jakby cela miała jej uciec. A może tak bardzo się obawiali? Kobieta wolała myśleć, że ten drugi powód. Zresztą nawet początkujący bohater doskonale zdawał sobie sprawę, z kim mają do czynienia. W końcu to jej imieniem straszy się dzieci przed snem. Wciąż nienawidziła swojego imienia. W końcu zostało one nadane przez osoby, które tak bardzo nienawidziła. Rodziców.

- Ruchy.

Po raz kolejny to zrobił. Powodując, że bardzo chciała pokazać mu, gdzie jego miejsce. Tym bardziej że jego zadanie ograniczało się jedynie do doprowadzenia więźnia. Nie był nawet obecny przy jej jakże upokarzającej porażce. Chociaż w życiu miała ich aż nadto, ta była bolesna. Nie ze względu na odniesione rany. Ostatnia, jaka ją spotkała była przed tym, jak wszystko się zmieniło. Nic już nie było takie samo.

- Jeszcze raz mnie popchniesz, a pokaże ci, czym jest strach.

Mężczyzna się zawahał, by po chwili z całej siły ją popchnąć. Ta upadła na ziemię. W ostatniej chwili wyciągając ręce. Te były szczelnie zamknięte. Metalowa osłona krępowała jej ruchy na tyle, że nawet jej ścianek nie mogła dotknąć. A wystarczyłby jedno muśnięcie palcem.

- Nikt się ciebie nie boi. - pewność w jego głosie kontrastowała z pobladłą cerą. Mógł udawać, ile chciał. Ona wiedziała swoje. Bał się jej. Tak jak wszyscy inni. Wybrał maskę odważnego wojownika. Cóż mógł ją nosić, ale ta w najmniejszym stopniu mu nie pasowała. - Wstawaj. Nie mam czasu.

Miała ochotę zapytać, dokąd się spieszy. W końcu niewątpliwie jest na ustach wszystkich w tym jakże rozczarowującym budynku. Spodziewała się czegoś bardziej dostojnego. Tymczasem nawet akademia złoczyńców była w lepszym stanie niż ten budynek.

Nudne beżowe ściany, na których nie znajdowało się absolutnie nic. Białe drzwi, które zapewne prowadziły do tak samo pospolitych pomieszczeń. Gdyby nie mijani bohaterowie, których z łatwością można było poznać po tandetnych strojach, pomyślałby, że źle trafiła.

Wystarczyło, że spojrzała w czyjąś stronę, by obleciał go strach. Wielcy bohaterowie. Obrońcy ludzkości, jak sami lubili się określać. Wielcy nigdy nie byli. Być może przed Styrem. Mężczyzna w końcu sprawił, że złoczyńcy chętniej zaczęli wychodzić z cienia. Wystarczyła jedna przegrana herosa, by ci uwierzyli. Poczuli, że mają szansę. Tyle wystarczyło, żeby namieszać. Ci byli zmuszeni się wycofać, choć wrócili po czasie silniejsi. Łotry nie pozwolili się stłamsić. Od tego czasu walki, choć z różną częstotliwością nieprzerwanie trwają.. Bez jakiejkolwiek szansy na kompromis. Od dekad nic się nie zmieniło. Nikt nie chce się poddać. Być może już niedługo się to zmieni.

- Radzę nic nie kombinować. - stwierdził, zamykając drzwi celi. - Stąd nie ma ucieczki. Jutro zostaniesz osadzona.

Miała ogromną ochotę się zaśmiać. Wyśmiać go prosto w twarz, że czasy, gdy byli porównywani do dobrych bogów bezpowrotnie minęły. Niestety ten odszedł. Być może było to znacznie lepsze wyjście. W końcu im mniej mówi, tym lepiej dla niej. Jeszcze mogłaby coś zdradzić, a tego wolała uniknąć. Ci współcześni rycerze mogliby zagrozić jej czymkolwiek, ale nic by ją nie przeraziło. Zbyt wiele widziała, przeżyła i poczuła na własnej skórze, żeby się wystraszyć byłe klauna.

Nienawidziła ich. Z prostej przyczyny. Dano im wybór. Coś, czego jej nikt nie podarował.

Usiadła na podłodze. Oparła się plecami o ścianę naprzeciwko zamkniętych drzwi. Patrzyła na nie, ale nie dlatego, że myślała o ucieczce. Zaczęła się zastanawiać czy naprawdę musiało do tego dojść?

Nigdy nie była przesadnie dobra. Była w tej materii przeciętna. Zresztą nigdy nie rozumiała koncepcji poświęcania się dla większej sprawy. Przecież setki, jak nie tysiące osób zginęło heroicznie. O większość nikt nie słyszał, a o niektórych wiedzieli coś. Nie zawsze znając ich personalia, za to moment śmierci i wszelki porażki, już tak. Uwielbiali je. W końcu najlepiej ogląda się swojego obrońcę, który upada i mimo poniesionych ran wstaje. Może być cały poobijany, ze złamaną ręką, ale będzie walczył dalej. Nic jednak nie cieszy ich bardziej niż ranny zbir. Jego porażka jest dla nich najlepszą rozrywką. Zresztą to jego imię najbardziej pamiętają, na równi z samym bohaterem. Nikt nie pamięta o ofiarach.

Kobieta westchnęła. Całe jej życie zostało skreślone tak łatwo. Tylko dlatego, że robiła, co jej kazano. Nigdy nie chciała być złoczyńcą. Do bohatera również było jej daleko. Pragnęła być nikim. Zwykłym człowiekiem. Przez sporą część życia tym właśnie była. Ku rozczarowaniu rodziców. Niestety, a dla niektórych stety, gdy doprowadzimy kogoś do krawędzi wytrzymałości, ten wreszcie pęknie. Niektórzy, przypłacając to życiem, inni zaczynają je odbierać.

N.A.R.A

VILLAINS (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz