Jechaliśmy ulicami Naples w kompletnej ciszy. Próbowałam jakoś poukładać sobie to wszystko w głowie, ale nie pomagał mi fakt, że Harry znajdował się tuż obok mnie. Kątem oka wpatrywałam się w niego, gdy ze znudzeniem spoglądał przed siebie. Płynnym ruchem zmieniał biegi i skręcał kierownicą. Między nami panowała dziwna atmosfera, ale ku mojemu zdziwieniu, wcale nie była męcząca.
Świadomość, że wyjechał ze względu na mnie nie dawała mi spokoju. Zastanawiałam się nad tym, jak wiele rzeczy wyglądałoby inaczej, gdyby nie podjął takiej decyzji. Coś ściskało mnie w sercu, gdy myślałam o tym, że być może faktycznie mnie kochał. Że to nie były jedynie puste słowa wypowiedziane na pożegnanie. Że było w tym znacznie więcej.
Wilson zatrzymał się kilka domów wcześniej, gasząc silnik. Moje serce zaczęło mocniej bić, gdy niepewnie chwytałam za klamkę i próbowałam wysiąść na zewnątrz. Jednocześnie bardzo nie chciałam od niego odchodzić, ale także niezwykle tego potrzebowałam.
Miękkimi nogami stanęłam na ulicy i się wyprostowałam. Chłód zimnego, nocnego powietrza otulił moje ciało, rozwiewając przy tym moje krótkie włosy. Spojrzałam w bok, na moment przymykając powieki.
- Do zobaczenia, Harry - mruknęłam cicho, po czym zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Ruszyłam przed siebie, obejmując się ciasno ramionami. Nim jednak odeszłam wystarczająco daleko, do moich uszu dobiegł niewielki szmer.
- Przepraszam - usłyszałam za sobą jego głos.
Momentalnie pod moimi powiekami zebrały się łzy. Z całych sił próbowałam je powstrzymać, by nie zaczęły wypływać z moich oczu. Zatrzymałam się w miejscu, wbijając swój wzrok w ziemię.
Minęła chwila, nim powoli odwróciłam głowę w jego stronę, a nasze spojrzenia spotkały się wpół drogi. Jedna samotna łza wypłynęła z mojego kącika i spłynęła po policzku. Harry przyglądał mi się przez uchyloną szybę, gdy słabo się do niego uśmiechnęłam. Kiwnęłam powoli głową, czując ból w sercu. Przecież tak dawno już mu wybaczyłam.
Po tym geście znów zaczęłam zmierzać w stronę swojego domu. Wilson jeszcze długo stał w miejscu, odjeżdżając dopiero wtedy, gdy weszłam na trawnik. Znajdowałam się z boku budynku i z rezygnacją wpatrywałam się w okno swojego pokoju. Ten cały pomysł z wspinaniem się po rynnie coraz bardziej mi się nie podobał.
Z westchnieniem chwyciłam za metalową rurę i postawiłam drżące nogi na gwoździach. Moje serce z każdą chwilą biło coraz szybciej, a ja modliłam się w duchu aby nie upaść. Gdy tylko znalazłam się blisko swojego parapetu, z nieukrywaną radością, ostrożnie się na niego wspięłam. Powoli przeniosłam nogi środka do pokoju, chwilę później wypuszczając z ust przeraźliwy krzyk.
Zrobiłam pospieszny krok do tyłu, trafiając na kant parapetu. Od razu syknęłam z bólu, dotykając się za obolałe miejsce. Potrzebowałam chwili, by ze zmrużonymi oczami rozpoznać osobę znajdującą się na skraju mojego łóżka. William siedział na materacu i skanował moją sylwetkę od stóp do głów. W błyskawicznym tempie starałam się wymyślić jakąś wymówkę, usprawiedliwiającą moje zachowanie, ale jak na złość nic nie przychodziło mi do głowy.
- Wracasz do starych nawyków? - jego głos rozniósł się echem po pokoju.
Starałam się zachowywać naturalnie, ale niezwykle przeszkadzał mi w tym jego czujny wzrok. Otulałam się drżącymi rękami, w duchu przeklinając samą siebie.
- Testuję wytrzymałość naszego domu - odparłam, siląc się na niewielki uśmiech.
William potrząsnął głową, patrząc na mnie z politowaniem. Miał uniesione do góry brwi, podnosząc się z łóżka i robiąc kilka kroków w moją stronę. Czułam, jak robi mi się gorąco, gdy przystanął nieopodal mojego ramienia i wyjrzał przez okno.
CZYTASZ
LOST TOM II (ZAKOŃCZONE)
RomanceDRUGA CZĘŚĆ "LOST" Jenny powoli stara się poukładać swoje życie. Studiuje, mieszka w innym mieście. Na wakacje wraca jednak do Naples. Nie zdaje sobie sprawy, jak powrót do przeszłości jest w stanie wywrócić jej życie do góry nogami. "Znajdź mnie...