Harry
Stałem w kuchni, wyglądając ze znudzeniem przez okno. W salonie zajmowali miejsca Ethan i Lizy, którzy śmiali się z jakiegoś filmu lecącego w telewizji. Ostatnim czasem ciągle u mnie przesiadywali, czego powoli miałem dosyć. Ich obecność stawała się przytłaczająca. Nie potrzebowałem niańki, która sprawdzałaby zawartość mojej lodówki i dostarczała dennych rozrywek, na które nie miałem ochoty. Miałem kompletnie inne plany na spożytkowanie swojego czasu.
- Harry, przegapisz najlepsze momenty - krzyknęła do mnie Anderson.
Przewróciłem oczami, spoglądając na nią z zza ramienia. Nie obchodziło mnie, co oglądali ani to, że coś ominę. Nie odpowiadając nic usiadłem na wysokim krześle przy wyspie i oparłem łokcie na blacie. Uważnie przyglądałem się dwójce zajmujące miejsca przed telewizorem. Carter złożył delikatny pocałunek we włosy dziewczyny, a jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu na ten gest. Chwilę później chłopak powiedział coś do niej na ucho, a Lizy wydęła usta i dźgnęła go palcem w brzuch. Wyglądali jak dwójka nastolatków, którzy nie widzą poza sobą świata. I chociaż starałem się stłamsić uczcie, które pojawiało się we mnie, gdy tylko na nich patrzyłem, ono wciąż wchodziło na wierzch - zazdrościłem im. Cholernie im zazdrościłem.
- Stary, chodź - z zamyślenia wyrwał mnie głos Ethan'a - Odkąd przyszliśmy nie odezwałeś się ani słowem.
Miał przymrużone powieki, intensywnie mi się przyglądając. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że moja postawa zaczyna go męczyć. Może gdyby nie Anderson już dawno dałby sobie ze mną spokój i zostawił mnie na pastwę losu?
- To prawda - przytaknęła Lizy - Powinieneś z nami rozmawiać, Harry. Mógłbyś na przykład opowiedzieć, jak minął ci dzień - zaproponowała z uśmiechem na ustach.
Prychnąłem pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wpatrywałem się w blat stołu i w myślach liczyłem do dziesięciu, starając się uspokoić. Ona naprawdę o to zapytała. Chciała wiedzieć, jak minął mi dzień, który od tygodni wyglądał w ten sam sposób. Szedłem do pracy, wracałem do domu i dodatkowo unikałem ich w swoim własnym mieszkaniu.
Po długiej chwili, w której wciąż milczałem, Carter w końcu uniósł się zrezygnowany do góry i poszedł do łazienki. Przynajmniej on jeden z ich dwójki chociaż starał się uszanować to, że nie chcę rozmawiać. Lizy za to wstała z kanapy i zaczęła do mnie zmierzać pewnym krokiem. Jej włosy były potargane, a mocny makijaż lekko rozmazany.
- Może gdzieś razem wyjdziemy? - zapytała, zatrzymując się po drugiej stronie wyspy - Do klubu, baru?
Przekręciła głowę w bok i z nadzieją mi się przyglądała. Może optymistycznie wierzyła, że jej propozycja sprawi, że poprawi mi się humor, tyle, że ja nie miałem ochoty na żadną z tych rzeczy. Najchętniej upiłbym się sam w pustym mieszkaniu i tempo wpatrywał się w ścianę przed sobą.
- Wiesz, że ona nie wróci, prawda?
Pytanie, które wypowiedziała, sprawiło, że na moment zamarłem. Czułem się, jakby ktoś kopnął mi prosto w brzuch. Moje mięśnie momentalnie się spięły, a usta zacisnęły w wąską linię. Prawie o niej nie rozmawialiśmy, omijając tego tematu jak ognia. Anderson przekonywała mnie, że Jenny już zakończyła ten rozdział i zaczyna układać sobie życie. A ja uporczywie pragnąłem wierzyć, że to nieprawda.
- Może by wróciła, gdybyście pozwolili mi do niej pojechać! - nie panowałem nad słowami, które opuściły moje usta - O co ci chodzi, co?! Zajmij się własnym życiem, Ethan'em czy czymkolwiek kurwa chcesz i daj mi spokój!
Pospiesznie wstałem z krzesła, gdy akurat z łazienki wychodził Carter. Wiedziałem, że słyszał mój krzyk i teraz czujnie obserwował naszą dwójkę. Lizy za to pomimo złości, którą na pewno poczuła, była również pełna determinacji. Już dawno zrozumiałem, że jest jedyną z najbardziej upartych osób i nie tak łatwo jest ją od siebie odstraszyć.
- Nie wiem, co się stało i szczerze mówiąc w ogóle mnie to nie obchodzi! - odkrzyknęła, zakładając ręce na piersi - Mogłabym cię okłamywać, że masz po co tam jechać, ale cię lubię Harry - zamilkła na chwilę, patrząc prosto w moje oczy - Pogódź się z tym, co się stało i to zostaw to za sobą.
Przyglądałem się jej i czułem, jak wszystko we mnie buzuje. Bo problem był w tym, że doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Lizy ma rację, tylko nie chciałem przyjąć tego do wiadomości. Wciąż wydawało mi się, że gdy coś się zepsuje, można to naprawić.
- Daj spokój, nie ma sensu - odezwał się Carter, kładąc jej rękę na ramieniu.
Dziewczyna dopiero po chwili odwróciła wzrok w jego stronę i posłała mu słaby uśmiech. Po tym pewny krokiem podeszła do kanapy i zabrała z niej swoją torebkę i kurtkę. Bez słowa ruszyła do wyjścia, zatrzymując się w przedpokoju i posłała chłopakowi ponaglające spojrzenie.
Ethan chwilę stał nieruchomo, jakby zastanawiał się, czy powinien coś powiedzieć. W końcu jednak zrezygnował i ruszył do Anderson, wychodząc z nią z mieszkania. I chociaż cieszył mnie fakt, że w końcu zostałem sam, ogarnęły mnie również lekkie wyrzuty sumienia. Przecież wiedziałem, że chcieli dla mnie dobrze.
***
Po kilku godzinach, które spędziłem w barze, patrząc się w dno swojego kieliszka, w końcu znalazłem się pod swoim mieszkaniem. Było już grubo po północy, gdy niezdarnie próbowałem odnaleźć w swoich kieszeniach klucze. Gdy w końcu mi się to udało, przyłożyłem je do zamka, ale na moje nieszczęście wypadły mi z rąk. Z jękiem niezadowolenia schyliłem się, by je podnieść. To wtedy moją uwagę przykuła mała, żółta koperta wystająca spod wycieraczki. Chwilę jej się przyglądałem, aż w końcu przymknąłem powieki i pokręciłem głową. Leżała tam już od dawna?
Zabrałem papier z ziemi i gniotąc go lekko w rękach, w końcu wszedłem do mieszkania. Włączyłem światło i przeszedłem do kuchni, wyciągając z lodówki zimne piwo. Rozłożyłem kopertę w dłoniach i chwilę się jej przyglądałem. Może wpadła tam przez przypadek? Odwróciłem ją na drugą stronę, sprawdzając czy aby na pewno została zaadresowana do mnie. Gdy zdałem sobie sprawę, że tak, rozerwałem kopertę i wyciągnąłem z niej lekko pogniecioną kartkę. Niemal od razu poczułem, jak przestaję oddychać. Wpatrywałem się w podpis na dole kartki, a moje serce łamało się na tysiące małych kawałków.
Przysiadłem na zimnych płytkach i oparłem się plecami o szafki za sobą. Moje ręce drżały, gdy próbowałem wziąć się w garść.
Harry,
Nie żegnam się, bo wiem, że w innym życiu znów się spotkamy. Wyobrażam sobie, jak przechodzisz obok mnie na pasach i posyłasz mi przelotny uśmiech, wcale mnie nie rozpoznając. Może w równoległym wszechświecie właśnie stajemy do tej samej kolejki w kawiarni, a Ty z niewiadomych przyczyn przepuszczasz mnie przodem. Może gdzieś tam masz dużego psa, który podbiegnie do mnie z merdającym ze szczęścia ogonem. Może w innym życiu nasz los jest pozbawiony kłamstw, zamętu, zbyt trudnych historii. Może parzysz mi herbatę, gdy siedzę przykryta kocem, męcząc cię oglądaniem kolejnego odcinka Przyjaciół.
Nie żegnam się, bo jestem przekonana, że w innym świecie los znów nas połączy. Może zdołamy tam odbudować to, co tak starannie zepsuliśmy. Może już nie będziemy skazani na porażkę, a szczęście odwróci się do nas z uśmiechem. I chociaż czuję ogromny ból, bo choć to nie pożegnanie, tylko postawienie kropki, której myślę, że obydwoje potrzebujemy, czuję także spokój. Nie martwię się, bo wierzę, że będziesz miał soczyste życie, pełne wspaniałych wspomnień i doświadczeń. Harry, wiem że się odnajdziesz i z całego serca naprawdę Ci tego życzę.
Obydwoje wiemy, że nasza historia jest skazana na porażkę. Ile razy bym nie wróciła, w końcu nastałby moment rozstania. Postarajmy się tego uniknąć, posklejać serce, znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce.
Gdziekolwiek jednak znów się spotkamy i kimkolwiek bym nie miała tam być, miałeś rację - z tych wszystkich światów równoległych, Harry, wybrałabym właśnie Ciebie.
Jenny.
_____________________
Ściskam Was mocno 🖤
CZYTASZ
LOST TOM II (ZAKOŃCZONE)
RomanceDRUGA CZĘŚĆ "LOST" Jenny powoli stara się poukładać swoje życie. Studiuje, mieszka w innym mieście. Na wakacje wraca jednak do Naples. Nie zdaje sobie sprawy, jak powrót do przeszłości jest w stanie wywrócić jej życie do góry nogami. "Znajdź mnie...