20. Eksperymenty czas zacząć

12 4 0
                                    

Wytrzymały obiekt do badań i silne geny, to było im najbardziej potrzebne. Roderich nie miał pojęcia co się stało z jego pierwotnymi obiektami badań, ale obstawiał, że nie przeżyli mutacji tkanek. Od jakiegoś czasu podejrzewał, że geny Alberta były zbyt słabe. Dlatego potrzebowali czegoś mocniejszego, czegoś co centralnie pochodziło z upadłego królestwa.

Roderich rozsiadł się wygodnie na krześle i podwinął rękaw koszuli. Czekał aż Dottore zdezynfekuje strzykawkę i pobierze tkankę. Do swoich badań wybrali dwa klony, które nie zostały jeszcze w pełni rozwinięte.

- Czasami się zastanawiam czy nie jesteś szaleńcem - Dottore w końcu wrócił z strzykawką. - Użycie własnej tkanki, odważne.

- A był jakiś inny wybór? - odpowiedział retorycznie rozluźniając mięśnie. - Mój brat odpada, a zresztą on uważa, że nie żyję. Moja dalsza rodzina... Tak właściwie to moje przyrodnie rodzeństwo żyje w Natlanie, ale wątpię żeby chcieli się w to mieszać.

- Dramaty rodzinne? - Doktor zdezynfekował fragment skóry, po czym wbił igłę.

- Alvaldi jest w porządku, chociaż rzadko wysyłamy do siebie listy, ale Solaris i ja nie przepadamy za sobą. Mamy różnych ojców, ale tą samą matkę. Głównie to nas poróżniło. Solaris nie mogła znieść nowej rodziny, więc zwiała z Alvaldim do Natlanu - odetchnął, kiedy igła opuściła jego skórę.

Pomimo uczucia osłabienia, podniósł się z miejsca i podszedł do dwóch tub, w których już pływała dziwna masa. Ciężko było to nazwać czymkolwiek, tym bardziej człowiekiem.

- Teraz musimy czekać, miesiąc lub dwa, albo nawet parę lat. Zależy jak szybko geny zaczną mutować - Dottore spoglądał na masę. - Ewentualnie cały proces można przyśpieszyć używając składników pozyskanych z stworzeń Abyssu.

Roderich ledwo nadążał, kiedy Doktor podszedł do półek i z odmętów wyciągnął pogiętą mapę, a potem zaznaczył parę miejsc, mrucząc coś do siebie.

- Ich ostatnia aktywność była widoczna na północ od stolicy... Problem tkwi w tym, że te tereny są otoczone górskim pasmem i nikt o zdrowych zmysłach się tam nie zapuszcza.

- Oprócz ciebie? - podchwycił Roderich, który próbował skupić się na czymś innym niż zawroty głowy. Pobrali zbyt wielką ilość tkanki i jego organizm zaczął mieć pewne problemy z regeneracją.

- Dokładnie, tak bardzo jak klony to przydatne, to w tym wypadku narobiłyby więcej szkody, niż pożytku - Dottore zwinął mapę i schował w odmęty półki. - Duże skupisko energii z Abyssu źle na nich działa. Wrócę wkrótce, za nie więcej niż dwa tygodnie.

***

Dwa tygodnie przerodziły się w trzy, a trzy w cztery. Roderich nie chciał przyznać przed sobą, jak powoli zaczynało mu brakować towarzystwa Doktora. Niby mógł porozmawiać z klonami, ale to nie było to samo. Każdy z nich miał swoje humory i zachowywali się w prawie prostolinijny sposób.

Z braku lepszego zajęcia, udał się karawaną do stolicy. Miał sporo czasu, więc w końcu mógł kupić sobie nowy płaszcz, a może jeszcze odwiedzi parę antykwariatów.

Roderich spacerował głównymi ulicami, a śnieg chrupał mu pod butami. Rozglądał się dookoła szukając sklepu, który zaoferuje mu więcej niż zwyczajny szary płaszcz taki, jaki mają wszyscy mieszkańcy. Miał odłożone trochę pieniędzy, więc chciał zaszaleć.

Przechodząc obok tawerny, zatrzymał się gwałtownie. Na drzwiach wisiał plakat, który bardzo dobrze znał z Sumeru. Bez chwili namysłu wszedł do środka.

Już na samym wejściu wyczuł duchotę i smród taniego piwa. Parę osób nawet odwróciło się, spoglądając na niego. Znacznie wyróżniał się w białym Harbingerowym płaszczu pośród szarej masy w ubraniach, które zostawiały wiele do życzenia. Unikał wzroku innych i przysiadł się do osamotnionego stolika w kącie sali, gdzie już siedziała znana mu osoba.

- Kogo tym razem oskubałaś w grze?

Kafka podniosła wzrok, a jej niebieskie oczy stały się żywsze.

- Gdyby tu dało się kogokolwiek oskubać - bawiła się zapalniczką w dłoni. - To co wygrałam nie jest nawet jedną czwartą tego, co udało mi się zdobyć w Sumeru - zlustrowała go od góry do dołu, przyglądając się nowemu ubiorowi. - Profesor Roderich Vesperi Harbinger... Jak oficjalnie to brzmi...

Roderich uśmiechnął się lekko, nie ukrywając rozbawienia.

- Nie Harbinger a współpracownik. Ten płaszcz jest przejściowy, miałem zamiar kupić nowy, ale zobaczyłem plakat o twoich rozgrywkach i delikatnie zmieniłem plany.

- Jak miło - Kafka podniosła się z siedzenia. - Przyznam, że biały kolor ci nie pasuje. Prędzej ciemny brąz lub czarny... Z jakimiś złotymi dodatkami...

Wkrótce Roderich przekonał się, że Kafka miała smykałkę do mody. Przechodzili z sklepu do sklepu, a Naomi przeglądała każdy materiał z zaangażowaniem. Od początku odrzuciła wszystkie jasne kolory, twierdząc, że nie pasują mu do typu urody.

- U mnie w Fontaine w krzykliwe ubrania stroją się panny z dobrych domów, młodzi arystokraci czy artyści - przesunęła palcami po przyjemnym w dotyku materiale. - Natomiast ciebie widzę w ciemnych kolorach, czarny z dodatkiem złota. Przymierz to... - niemalże wepchnęła go do przymierzalni.

- Swoją drogą jak sytuacja z powrotem do domu? - Roderich zsunął z siebie biały płaszcz.

- Lepiej niż się spodziewałam. Po Sumeru byłam w Liyue na krótko i dopiero tam udało mi się zorganizować transport. Za parę miesięcy wracam do domu - Naomi oparła się o ścianę, czekając aż przymierzy nowy płaszcz. - A co się z tobą działo? Obstawiam, że wybór Śnieżnej Krainy nie był przypadkowy.

Roderich streścił wszystko to, co się wydarzyło, z pominięciem ostatnich eksperymentów.

- Hm, aż dziwne, że w Liyue nie słyszałam nic na ten temat. Nawet w Steambirdzie nic o tym nie pisali - zamyśliła się przez dłuższą chwilę. - Może wyciszyli tę sprawę... W każdym razie jesteś już gotowy?

Roderich w końcu wyszedł z przymierzalni. Czarny płaszcz, sięgający prawie do kolan, podkreślał jego ciemne włosy i futro. Wzdłuż rękawów i kołnierza wyszyte zostały złote wzory. Koszula, o tym samym ciemnym kolorze, wtapiała się w płaszcz jak jedność. Jedynie pas wyróżniał się z srebrną klamrą. Całej elegancji dopełniały skórzane rękawiczki.

- Wyglądasz niesamowicie - oczy Naomi błyszczały z ekscytacji. - Jak prawdziwy arystokrata.

Roderich spoglądał na siebie w lustrze, faktycznie czując się znacznie pewniej w nowym stroju. Nawet blizna na twarzy nie rzucała się aż tak bardzo w oczy. Powinien się pozbyć starego płaszcza dawno temu, ale jeszcze parę miesięcy temu trzymał go zbyt wielki sentyment.

***

Po udanych zakupach przechadzali się po stolicy, bez konkretniejszego celu. Śnieg przestał padać i nawet wyszło słońce, które rzucało przyjemny blask na szare budynki. Spacer dobrze im zrobił, a Roderich opowiedział wszystko, co ostatnio go trapiło.

- Muszę wrócić do Mondstadtu i odręcić te pomówienia. Wolałbym żeby dowiedział się ode mnie to, co się stało a nie plotkom.

- Faktycznie się porobiło - Kafka oparła się o ścianę budynku, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Z tego co pamiętam to jedyny statek do Liyue odpływa za niecałe dwa miesiące.

Dwa miesiące to i tak lepiej niż czekanie pół roku, a do tego czasu uda mu się chociaż pomyśleć jak poprowadzić rozmowę i wytłumaczyć to wszystko.

- Jak już tak długo podróżujesz to przypłyń kiedyś do Fontaine, zwiedzisz miasto, poznam cię z moim kuzynem. Ja mam już dość tak długiej tułaczki, chociaż planuję odwiedzić Liyue w czasie Lantern Rite'u, ale potem definitywnie wracam do domu.

- Zazwyczaj Bruno wyciągał mnie na wszystkie festiwale... Jeśli wszystko dobrze pójdzie to przyjdę.

- Świetnie - uśmiechnęła się lekko. - Będę się kręcić koło statków w porcie, na pewno mnie znajdziesz.

The Placebo EffectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz