Wiesz,że lubie igrać z ogniem

116 5 4
                                    


-Lloyd-

-Miałeś jej pilnować!-Darł się Logan.
Zaśmiałem się cicho.
-Nic mi nie płacisz.To nie moja sprawa czy twoja córusia ucieka z domu jak roszpunka z wierzy.-powiedziałem.
Logan chciał mi dać z liścia ,ale w odpowiednim momencie złapałem jego dłoń nad moją głową.
-Lepiej uważaj.-Powiedziałem po czym ścisnąłem jego nadgarstek jeszcze mocniej.-Zrozumiano?
-Tak...-powiedział.Ten dureń nie miał  żadnej władzy.Był jedynie pionkiem.Tak jak reszta.Ja za to byłem Hetmanem.Nikt  mi się nie równał.Chyba,że ten cały Demen.Ponoć chce mnie przekabacić na swoją stronę.Ten głupi stwór myśli ,że dam sobą pomiatać.To jest moja gra.To ja ruszam pionkami.I jeśli chce to zbije wszystkie byle dotrzeć do swojego celu.
Nagle jakby Logan wpadł w szał i krzyknął na mnie.
-Jesteś tylko małolatem!-Krzyknął.-Masz tylko osiemnaście lat!
Nie odpowiedziałem.
-Mam tylko osiemnaście lat.Racja.A mogę pokonać ciebie i tego całego Demena.-odpowiedziałem i uśmiechnąłem się złowieszczo.
Stałem tak przed nim i nagle Demen powiedział.
-Wchodzicie.
Nie wiedziałem o co chodzi.Nagle do pokoju wbiegła cała armia ludzi z bronią.Zaśmiałem się.
-A więc tak.-powiedziałem.Podniosłem ręce i udałem się za nimi.
Chciałem się pobawić z nimi.Udawałem bezbronnego i posłusznego,ale tak naprawdę w każdej chwili mogłem ich wszystkich pokonać.

Żołnierze zaprowadzili mnie do wielkiej Komnaty.Zapewne tu znajdował się ich władca.
-Na prawdę jesteś takim tchórzem ,że musisz wysłać po mnie armię swoich ludzi ,ale sam się nie postawisz?-spytałem.
Demen siedział na tronie.
-Nie chce z tobą walczyć Lloyd.Chcę byś wziął udział w turnieju żywiołów.-Powiedział.
Zaśmiałem się.Miałem cholerne deja vu.
-A więc historia się powtarza.-uśmiechnąłem się.
-To znaczy ,że się zgadzasz?-spytał.Zerknąłem na niego.
-Wiesz ,że lubię igrać z ogniem.

-Skylor-

Vic ostatnio jest jakaś nieswoja.Unika szerokim łukiem Cole'a ,a do nas rzadko się odzywa.Siedzi cały czas w swoim pokoju,a wychodzi tylko na posiłki.Czasem nawet nic nie je.Martwię się o nią.
Nie wiem co się stało pomiędzy nią ,a Cole'a ,ale musiało być to coś poważnego jeżeli się do niego nie odzywa i go unika.
Kilka dni temu przybyliśmy do klasztoru.Wszyscy są wyczerpani.Caly czas tylko leżymy lub śpimy.Tylko Zane jest w pełni sił.To w końcu nindroid.Jeżeli chodzi o Kai'a i Nyę...Cóż cały czas się zamartwiają.Nya boi się ,że nie da rady poprowadzić naszej paczki.Boi się,że mistrz Wu nigdy nie wróci i,że zawiedzie.Kai za to cały czas myśli o Lloydzie.Rozumiem go.To przecież jego młodszy brat.Znal go od dziecka.Widział jak dorasta.Nie wiem jak mu powiedzieć ,że już wybrał swoją stronę.Ten chłopak będzie niszczył i zabijał.Nikt go nie powstrzyma.Jedynie on sam może powstrzymać swoją złą stronę przed tym co robi.
Avery.Tylko o niej zapomniałam wspomnieć.U niej w sumie co zawsze.Cały czas myśli i Lloydzie.Ale teraz trochę w inny sposób...On się zmienił.I każdy musi to przyjąć do świadomości.Dziewczyna cały czas trenuje.Tylko to jej pozwala odbiec od rzeczywistości.Ona się wykończy jak tak dalej pójdzie.Muszę jej o tym powiedzieć.Inaczej ona się zakatuje.

Poszłam na dziedziniec.Tor treningowy był włączony ,a Avery przechodziła go już chyba setny raz w dniu dzisiejszym.
-Hej.-Przywitałam się i podszedłem bliżej.
Dziewczyna zeskoczyła z jednej przeszkody i wyłączyła tor.
-Co tam?-spytała.Zerknęłam na nią i westchnęłam.
-Chciałam ci powiedzieć byś tak dużo nie trenowała.Zakatujesz się dziewczyno.Wszyscy musimy mieć siły.-powiedziałam.
Dziewczyna cicho westchnęła po czym dodała.
-Masz rację,ale tylko to pozwala mi-
-Odbiec od rzeczywistości.-dokończyłam za nią.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
-Tak.
-Wiem jak bardzo tęsknisz za starym Lloydem...Ale nie wiemy czy on już wróci...-szepnęłam.
Dziewczyna odskoczyła do mnie jak oparzona.
-Nie mów tak!On wróci!To wszystko moja wina,że się taki stał!To ja go oszukałam!To przezemnie przez tyle tygodni cierpiał!Nic nie rozumiesz?!Gdyby nie ja byłby normalny!-Wykrzykiwala ze łzami w oczach.Wiedziałam,że wybuchła.Wszystkie jej emocje wyszły na wierzch.
-Jestem najgorsza...Mogłam umrzeć i by było po sprawie.-wyszeptała na koniec.
-Racja mogłaś.-powiedziałam na co ta sie zdziwiła.-Mogłaś,ale Lloyd uratował Cię.Caly czas cię ratował.Nie przepaść tego Avery.Nie pozwól by świat i zło zabrały ci go.-Rzuciłam i sobie poszłam.

Poszłam do Kai'a.Ostatnio się średnio do mnie odzywał.Może spędzimy razem czas?Kto wie.
Zapukałam do drzwi jego pokoju.
-Wejdź.-Powiedział chłopak.
Weszłam do pomieszczenia.Pierwsze co zauważyłam to Kai'a leżącego na łóżku u rysującego coś w szkicowniku.
-Hej.Co rysujesz?-spytałam.
-Mnie i Lloyda.-powiedział.
Zamurowało mnie.
Na szczęście szybko się otrząsnęłam i podeszłam zobaczyć jak wygląda rysunek mistrza ognia.
Wybałuszyłam oczy.Twarz Lloyda była niesymetryczna ,a jedno oko Kai'a było większe od drugiego.
-Bez urazy Kai,ale to nie przypomina was.-powiedziałam.Ten tylko się zaśmiał pod nosem.
-Wiem,ale tylko tak mogę uwiecznić pamięć o dawnym Lloydzie.-Powiedział.-On kochał rysować.
-Daj to.-powiedziałam o wzięłam od niego szkicownik.
Wzięłam ołówek oraz gumkę i zaczęłam poprawiać błędy.Po jakiś piętnastu minutach rysunek już był gotowy.
-Wow.-Zdziwił się mistrz ognia.
-I tak to się robi.Jeden zero dla mnie.-powiedziałam ,a na to zaczęliśmy się śmiać.
Nagle wzrok Kai'a zatrzymał się na mojej twarzy.
-Co?-spytałam.
-Pięknie wyglądasz ,gdy się się śmiejesz.-Przyznał.
-Ja zawsze dobrze wyglądam płomyku.-Odpowiedziałam na co znowu zaczęliśmy się zanosić głośnym śmiechem.

PowróciłOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz