Rozdział 10 (Tom II)

204 10 1
                                        

Ares

Jakiś czas później:

Przed chwilą wyszedłem z gabinetu lekarza. Powiedział, że Jasmine jest w dobrym stanie, ale powinna unikać przemęczenia. Przepisał jej leki, które musi przyjmować regularnie. Ostrzegł, że każda infekcja może być dla niej bardzo niebezpieczna, dlatego musi szczególnie dbać o higienę i unikać dużych skupisk ludzi. Zalecił też, by pilnowała odpowiedniej ilości odpoczynku i nie forsowała się fizycznie. W razie jakichkolwiek niepokojących objawów powinna natychmiast zgłosić się do szpitala.

I szczerze mówiąc, to był chyba pierwszy raz, kiedy tak dokładnie zapamiętałem każde słowo lekarza. Każde jedno. Bo od tego zależało jej życie.

Zatrzymałem się przed salą, wpatrując się w drzwi jak w obrazek. Dłonie zaczęły mi się pocić, a wewnątrz narastało gorąco. Stres i strach zmieszały się w jedno. Po tych ośmiu miesiącach w końcu miałem ją zobaczyć.

Mimo że bywałem tu codziennie, teraz wszystko było inne. Wcześniej wiedziałem, że mnie nie słyszy, że mnie nie widzi. Teraz... Teraz wiedziałem, że się obudziła. Że porozmawiamy. I właśnie dlatego się bałem. Bo nie wiedziałem, czy będzie szczęśliwa, widząc mnie... czy raczej rozczarowana.

Mimo wszystko miałem nadzieję, że mnie nie nienawidzi. A nawet jeśli mnie nienawidzi, sprawię, że mi wybaczy.

A co, jeśli ci nie wybaczy?

Będę ją błagał każdego pieprzonego dnia. Nawet na kolanach, jeśli będzie trzeba. Zostanę, dopóki nie usłyszę, że mnie nie nienawidzi. Albo przynajmniej, że choć trochę mi wybaczyła. Będę spał na kanapie, na podłodze, pod drzwiami jej sypialni, jeśli nie pozwoli mi wejść. Nie odejdę.

Będę czekał tygodniami. Miesiącami, jeśli trzeba. Zniosę wszystko: jej milczenie, obojętność, chłód w spojrzeniu. Poświęcę każdą chwilę, każdy oddech, każdą cząstkę siebie, by udowodnić, że moje uczucia są prawdziwe. Że się zmieniłem. Że zasługuję, choćby na cień drugiej szansy.

W końcu zebrałem w sobie odwagę. Palce zacisnęły się na klamce, a drzwi wydały z siebie cichy trzask. Światło ze szpitalnego korytarza wdarło się do środka. Jasmine siedziała przypięta do aparatury, wpatrzona w ogromne okno po lewej stronie, za którym rozciągała się panorama miasta. Stałem tak przez dłuższą chwilę, nie mogąc się ruszyć, aż w końcu ona się odwróciła.

Spojrzała na mnie matowymi oczami, z których życie jakby dawno temu zniknęło. Jej twarz była blada, włosy straciły dawny blask, a ciało, wychudzone po wielu miesiącach w śpiączce, wyglądało krucho, niemal eterycznie.

Chciałem rzucić się na kolana. Objąć ją. Przytulić tak mocno, jak tylko się da. Chciałem poczuć jej ciepło.

Ale nie potrafiłem.

Więc zrobiłem jedyną rzecz, na którą miałem odwagę. Podszedłem do łóżka i przysunąłem krzesło stojące obok i usiadłem. Wyciągnąłem rękę i dotknąłem jej chudej dłoni.

Nie cofnęła jej.

– Hej – powiedziała szeptem. Drgnąłem, słysząc jej głos po raz pierwszy od miesięcy.

– Cześć – szepnąłem, muskając opuszkami jej dłoń. Na mojej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech, ale Jasmine pozostała bez wyrazu. – Jak się czujesz, króliczku?

– Bywało lepiej.

Mimo że nie była w najlepszym stanie, żyła. Oddychała. Była przy mnie. A ja nie byłem w stanie powstrzymać łez, które zaczęły spływać po moich policzkach. Byłem szczęśliwy, ale jednocześnie przerażony. Bałem się, że w każdej chwili może mi powiedzieć, jak bardzo wolała nie żyć. A ja... ja nie posłuchałem. Zrobiłem wszystko, żeby została, tylko dlatego, że bałem się zostać sam. Bałem się ją stracić.

Healing Hearts [ZOSTANIE WYDANE]Where stories live. Discover now