Pierwsza jazda

575 67 1
                                    

Tydzień później był już listopad i przez cały czas padał deszcz. Karmel wyglądał lepiej niż kiedykolwiek, a Jasper mnie już tak nie denerwował swoją obecnością. Uznaliśmy, że mój koń jest już gotowy żebym mogła go dosiąść. Świetnie radził sobie na lonży i nie bał się już czyszczenia. Ćwiczyliśmy z nim nawet siodłanie. Dzień, w którym miałam go dosiąść był sobotą. W tym samym dniu Jasper miał też dosiąść Kometę i pokazać mi jak jeździ. Mówił, że jego wujek ma konia i uczył się na nim jeździć. W sobotę rano po posprzątaniu w boksie Karmela i nakarmieniu go miał przyjechać Jasper. Osiodłaliśmy razem konie i zaprowadziliśmy je na krytą ujeżdżalnię. Karmel rozglądał się dookoła z zaciekawieniem, a ja spokojnie na niego wsiadłam i pogłaskałam go po szyji. Już myslalam, że spanikuje i rzuci się do przodu, a on tylko odwrócił głowę i powąchał moją nogę. Nie wyczuwałam żeby był spięty, więc lekko przycisnęłam łydki do jego boków i ruszyłam powoli za Kometą. Jeździliśmy tak przez pół godziny. Robiliśmy wolty, przekątne, zatrzymania. Jechaliśmy stępem i kłusem. Kiedy Kometa się oddalała, Karmel się spinał. Dlatego cały czas musieliśmy jechać tuż za nią. Bardzo lubił być w towarzystwie innych koni. Kiedy Jasper z Kometą zagalopowywali, ja zjechałam do środka, zdiadłam z konia i zaprowadziłam go do stajni. Kiedy wróciłam Jasper rozkłusowywał już Kometę. Bardzo dobrze sobie z nią radził. Dawał jej delikatne sygnały i nie szarpał jej za wodze, a jego postawa w siodle była bez zarzutów. Kiedy odprowadziliśmy Kometę do boksu, usiedliśmy tam gdzie zawsze (przed boksem Karmela) i rozmawialiśmy.
- dobrze ci szło, kiedy ostatni raz jeździłeś ? - spytałam
- w zeszły weekend. Co jakiś czas jeżdżę z mamą i siostrą do wujka.
- a twój tata ?
- nie żyje odkąd miałem 2 lata. - poczułam się głupio. Po co wogóle oto pytałam.
- na pewno ci smutno. Przepraszam, że ci przypomniałam.
- nic się nie stało - uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech. - a gdzie pracuje twój twój tata ?
- w jakimś biurze. Sama do końca nie wiem.
- jak długo już jeździsz konno ?
- jeżdżę tak długo, że sama już nie pamiętam. - zaśmiałam się
- masz piękny uśmiech - zobaczyłam w jego oczach dziwny błysk. Co to wogóle było i o co mu chodziło !?
- ty też - odpowiedziałam nieśmiało, bo nie wiedziałam co odpowiedzieć na taki komplement.
- dzięki - chłopak się uśmiechnął i spojrzał mi w oczy. Już miał zamiar coś powiedzieć, gdy nagle ktoś wszedł do stajni. O wilku mowa. To był mój tata. Jasper szybko się odwrócił i zaczął bawić słomą, która akurat leżała niedaleko.
- dzień dobry - powiedział.
- dzień dobry - odpowiedział mój tata i spojrzał na mnie - cześć.
- hej
- nie nudzi wam się ?
- niee.. właśnie rozmawialiśmy. - odpowiedziałam.
- a o czym ? Mogę się przyłączyć ?
- tak, możesz. Rozmawialiśmy o... jeździe konnej i... o uśmiechaniu i jeszcze o.....
- pracy. - uratował mnie Jasper.
- fajnie. Czyli gdzie byś chciał kiedyś pracować ?
- chciałbym być weterynarzem.
- a ty Lisa ?
- ja jeszcze nie wiem.
- ok to ja wam już nie przeszkadzam. Gadajcie sobie dalej. - tata wyszedł ze stajni, a ja też zaczęłam bawić się sianem.
- to ja będę już leciał.
- mogę cię odprowadzić ?
- to chyba trochę daleko.
- chciałam się wybrać w teren i pomyslalam, że mogłabym jechać z tobą.
- ok, to ja czekam przy bramie.
- będę tam za dziesięć minut.
Pobiegłam do drugiej stajni, osiodłałam Kosmosa i pojechałam na nim pod bramę.

KarmelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz