|| Epilog ||

2.2K 219 124
                                    

Na samym początku, jako, że jest to już zakończenie tego opowiadania, chciałbym Wam wszystkim serdecznie podziękować, za te wszystkie „gwiazdki", komentarze i wiadomości. Jesteście kochani, jedyni w swoim rodzaju, niezastąpieni. Dziękuję @Martyna342001, @nellaroux, @bittermind_, @Prohibited_Love_, @xpxtommox, @ptaszekharrego, @ohmylarryhoney, @myloveisharryxx, @LarrehSForever, a także wszystkim innym, którzy czytali te moje wypociny.

To opowiadanie nie powstałoby bez mojej przyjaciółki, Julii, dlatego to właśnie Tobie, dedykuję ten ostatni rozdział.

- Wszyscy gotowi? – zapytał Louis, po raz piąty w ciągu minuty nerwowo spoglądając na zegarek. – Nie możemy się spóźnić. Wiem, że zawsze to robimy, ale nie dzisiaj!

- Henry powiedział, że on nigdzie nie jedzie – oznajmił Zayn, schodząc ze schodów z Lily na rękach. Louis jęknął głośno i zacisnął zęby. Niall wciąż był w łazience, a oni powinni dawno już wyjść z domu. Jedynie Liam od dobrych trzydziestu minut siedział w samochodzie.

- Poprawisz jej włosy, a ja do niego zajrzę? – zapytał Louis. Zayn przytaknął, a jego przyjaciel w pośpiechu skierował się w stronę sypialni synka. Był wściekły, czuł jak ciśnienie rozsadza mu skronie, ale zanim wszedł do pokoju Henry'ego wziął głęboki oddech i opanował się.

- Słoneczko? – zapytał, siadając na krawędzi łóżka obok obrażonego sześciolatka. – Co się ty razem dzieje?

Odpowiedziała mu cisza. Jego syn tylko wywrócił oczami i odsunął się od niego na drugi koniec pokoju. Zaplótł dłonie na klatce piersiowej, wydął dolną wargę i wlepił wzrok we własne buty. Louis tylko ciężko westchnął i ukląkł przed nim.

- Henry... Ja też nie chcę tam iść, ale obaj wiemy, że nasza nieobecność niczego nie zmieni, tak? – powiedział cicho, łapiąc pulchne rączki chłopca w swoje dłonie. Zielone oczy Henry'ego zaszkliły się, ale walczył ze sobą, żeby nie uronić ani jednej łzy. Louis poczuł jak jego serce rozpada się na milion kawałeczków. Oczy ich synka doprowadzały go do szaleństwa, miały identyczny odcień jak te należące do jego tatusia. Kochał Henry'ego i nie potrafił patrzeć na jego smutek.

- Damy sobie radę, kotku – powiedział Lou, ocierając jego policzek ze słonej cieczy. Chłopiec odsunął się od dotyku mężczyzny i spojrzał na niego pełnymi wściekłości oczami.

- Mówisz tak jakby to nic dla ciebie nie znaczyło, tato! – wyrzucił z siebie, jego małe ciałko zaczęło się trząść z wściekłości i żalu, ale nie pozwolił, żeby Louis zbliżył się do niego choćby na odległość metra. – Jak możesz się tak zachowywać?! Czy ty go w ogóle kochałeś?!

Louis westchnął. Minął już tydzień, a on od kiedy wrócił ze szpitala ani razu nie zapłakał. Obiecał przecież, że będzie silny do końca, że nie pozwoli, aby dzieci poczuły się odtrącone, że odda im wszystko, że będzie opoką dla Lily i Henry'ego. Jednak na widok zapłakanego, rozwścieczonego synka, serce Lou nie wytrzymało. Pozwolił, żeby jedna, duża, krystalicznie czysta łza powoli spłynęła po jego policzku i upadła na czarną marynarkę.

- Henry, synku, musisz coś zrozumieć... – powiedział spokojnie, wyciągając w stronę malca swoją dłoń. Chłopiec zastanawiał się przez kilka sekund, jednak ostatecznie skończył w objęciach ojca. Louis gładził jego włosy i tulił malca do swojego ciała. – Kochałem tatusia bardzo mocno, nigdy już nikt mi go nie zastąpi. Ale tatuś chciałby, żebyśmy się z nim pożegnali i pozwolili mu odejść. Pamiętasz jak mówiliśmy o niebie i aniołkach? Tam tatuś już nigdy nie będzie cierpiał, tak? Teraz będzie jednym z nich. Najpiękniejszym z nich.

- Tato? – Henry podniósł główkę z ramienia Lou, jego marynarka była zupełnie mokra i wymięta, ale teraz w ogóle się tym nie przejmował. – Ale... Ja nie chcę się z nim żegnać, bo jak ludzie się żegnają to zapominają. A ja nie chcę zapomnieć o tatusiu!

Tears in Heaven || larry stylinson ✓Where stories live. Discover now