Lesley, proszę, zostaw nas samych na moment. - wycharczał ciężko tata, dwudziestego czwartego marca zeszłego roku, w moje siedemnaste urodziny - muszę porozmawiać z naszą córką na osobności. To może stać się w każdej chwili. Garry dotrzyma ci towarzystwa na korytarzu. Proszę, wyjdź. - ponaglił ją, gdy ta z wahaniem zagryzła wargi, trzymając klamkę drzwi.
W końcu wychodzi, a ja nachylam się nad ojcem i cmokam go w gorące czoło.-Jesteśmy sami, tato. - wyszeptuje, a on uchyla jedno oko i gdy upewnia się że mówię prawde, nagle odzyskuje trochę sił i unosi się na łokciach - połóż się, proszę. Jeszcze ci się pogorszy.
-Dostanę raka? - wybucha śmiechem, ale tylko na moment, by schować twarz w dłoniach - jesteś już dużą dziewczynką, więc nie będę owijał w bawełnę: ty i mama...
-Kobieta która mnie urodziła. - poprawiam go natychmiast, a on posyła mi pełne dezaprobaty spojrzenie, jednak pozostawia to bez komentarza.
Moje stosunki z mamą nigdy nie były dobre i on to wie. Wiedział, że wolałabym by ona leżała na tym łóżku, albo sama być na jego miejscu.
-Tak, ona. - macha ręką i zaczyna kaszleć, na co szybko reaguje delikatnym poklepywaniem go po plecach - w dniu twoich osiemnastych urodzin wiele się zmieni.
-Będę mogła legalnie się nawalić, ale ekstra. No i będę mogła iść do więzienia, poprawczaki wychodzą mi już bokiem. Czasie super przygód: nadchodzę! - prycham tylko i zerkam na drzwi, do których od razu podchodzę i zamykam je na klucz; wracam do łóżka taty, odchylam jego kołdrę i pomagam mu wstać, na co ożywia się momentalnie i pozwala podprowadzić się do okna, gdzie częstuje go papierosem, a paczkę chowam w kieszeni jego piżamy, puszczając mu oko.
-Jak to dobrze że wdałaś się we mnie. - wichrzy mi grzywkę i odpala papierosa, którym natychmiast się zaciąga i pozwala na to by dym wplątał się w jego zarost - w dniu twoich osiemnastych urodzin, przyjdzie do ciebie ktoś ważny dla mnie. W przed dzień ich, masz być spakowana, kilka walizek z najpotrzebniejszymi rzeczami. Zabierze cię z Melbourne...
-Słucham? - wyrywa mi się o wiele szybciej niż bym tego chciała, ale kładzie mi palec na ustach, ponownie wkładając do swoich papierosa.-Jeśli mi ufasz, to po prostu się temu poddasz. Tak będzie lepiej. On wszystko ci wyjaśni.
-Tato, niczego nie rozumiem. - mówię cicho, ale on tylko unosi mój podbródek i cmoka mnie w nos, zupełnie jakbym znowu miała pięć lat.
-A więc zrozumiesz. Za rok. Do tego czasu żyj, jakby jutra miało nie być. Nie słuchaj matki, jest staroświecka i nie wie co mówi.
-Chciałabym żebyś był ze mną w ten dzień. - pociągam nosem, kompletnie ignorując to, że brzmię jak smarkacz, chociaż do tej pory to ja wydawałam się być najbardziej opanowaną osobą w tej całej sytuacji, ale on również nie ma mi tego za złe, bo tylko się uśmiecha.
-Będę zawsze. W twoje osiemnaste, dwudzieste, a nawet siedemdziesiąte urodziny. Nie smuć się, będzie jeszcze więcej smutnych wydarzeń w twoim życiu, byś przejmowała się mną.
Z tymi słowami podchodzi do swojego łóżka i schyla się, by podać mi dwa pakunki, jeden większy, drugi mniejszy, które od razu wciskam do torebki, gdy uderza mnie po ręce gdy chce odwiązać wstążkę.
-Nauczyłem cię wszystkiego czego chciałem cię nauczyć, zostawiam kogoś, kto nauczy cię więcej, także mogę odejść w spokoju. Porozmawiamy o tym jeszcze, ale wszystko ma być tajemnicą przed mamą.-Tato, ja z nią nawet nie rozmawiam, nie pamiętasz?
-Nieważne. Tak czy tak musisz mi przyrzec że będzie to naszym sekretem i wszystko co dzieje się w tym pokoju, nie wyjdzie poza jego obręb. Czasem nawet ci, którym ufamy najbardziej mogą okazać się wilkami w owczej skórze, zapamiętaj to, w porządku?
CZYTASZ
hey girl /hey boy - [m.c]
FanfictionDwudziesty trzeci marzec. Tą kartkę z kalendarza w moim pokoju wyrwałam jako ostatnią. Kiedy wybiła północ, nie wyrwałam kolejnej, sama nie wiem czemu; może dlatego że dawało mi to złudną nadzieję na to, że "dzień w którym zmieni się moje życie" n...