Jeśli mam być szczera, podróż z psychopatą w jednym samochodzie to ostatnia rzecz której pragnęłam w życiu, ale nie mogłam narzekać; przynajmniej się zamknął i skupił na drodze.
-Nie skręcaj. - instruuje mnie najbardziej lekkim tonem na jaki stać osobę która właśnie trzyma przy czyjejś skroni broń i uśmiecha się delikatnie - Zatrzymaj się.
Dopiero gdy trąca mnie lufą w policzek, wypełniam polecenie, kompletnie skołowana. Gestem dłoni wskazuje mi na swoje siedzenie, na które powoli się przesuwam. Zasiada za kierownicą i wzdycha ociężale, z tylnej kieszeni spodni wyjmuje metalowe kajdanki i rzuca mi wyczekujące spojrzenie.
-Ręce za plecy, Cat.
-Och, daj spokój, nie będę mogła nawet zapalić. - jęczę głucho i wbrew jego woli, składam ręce do spięcia na swoich kolanach - jestem nieuzbrojona, idioto, nawet z rękami z przodu trudno byłoby mi cokolwiek zrobić, przestań traktować to jak głupią zabawę.
-Póki co, jak zabawę traktujesz to ty. Jesteś zdecydowanie zbyt pewna siebie, tylko nie wiem dlaczego.
Może dlatego że w mojej nogawce jest mój telefon, dzięki któremu Michael i reszta, o ile nie okażą się zbyt tępi, będą wiedzieć gdzie dokładnie jesteśmy?
Ale nie powiedziałam ani słowa. On też nie, odpuszcza i zapina kajdanki na moich przegubach, z łaską wymalowaną na twarzy. Prycham, ale nie rozumie, więc marszczy czoło. Nie pyta jednak o nic i odpala samochód.
-Powiedz mi ile drogi przed nami. - rzucam nonszalancko, próbując poradzić sobie z papierosem i zapalniczką, na widok czego wybucha śmiechem - no, odpowiedz, bo nie wiem czy jest sens iść w kimę.
-Chcesz iść spać? Mam broń, a twoje życie...
-Naprawdę mnie nie interesuje. Zresztą, nic mi nie zrobisz, jestem twoimi upragnionymi pieniędzmi dopóki żyję. - kończę za niego ze znużeniem i unoszę brwi - no, ile?
-Pół godziny, może godzina. - odpowiada wymijająco i skręca w jedną z bocznych alejek - więc śpij.
-Nie opłaca mi się w takim razie. Ten czas możemy spożytkować na jakąś ciekawą rozmowę. O, możemy pozadawać sobie pytania, lepiej się poznamy.
-Jesteś stuknięta. - bardziej stwierdza niż pyta, ale wywraca oczami by machnąć zaraz ręką - zgoda, jeśli chcesz, zaczynaj.
-To ty stoisz za tymi anonimami? I za bombą? I za tym wszystkim, co działo się...
-Tak, ja stoję za tym wszystkim. - przerywa mi i uśmiecha się szeroko, jakby samo mówienie o tym sprawiało mu niewyobrażalną radość - musiałem was jakoś wywabić z Sydney. Pozałatwiać kilka swoich spraw, ale mieć przy tym was na wyłączność, pod stałym nadzorem. Dobrze że Michael tak bardzo mi ufa.
-Ufał. - poprawiam go natychmiast i po raz kolejny zaciągam się papierosem - i po co to wszystko? Naprawdę chciało ci się bawić w takie rzeczy kilka miesięcy? Po co? - ponawiam pytanie i przyłapuję się sama na tym, że to co mówi, zaczyna mnie intrygować.
-Dla zabawy, tak, głównie dlatego. - odpowiada ze wzruszeniem ramion i znowu się śmieje - wiesz co? Gdyby nie Michael i to, że twój ojciec miał do niego jakieś ojcowskie zapędy, po jego śmierci to ja byłbym tym, który sprawuje władzę między innymi nad idiotami pokroju Hooda, Irwina, czy Hemmingsa?
-Chyba bardzo cię to boli że tak się nie stało, prawda? - pytam niewinnie, zaraz jednak tego żałując, bo moja głowa mocno uderza w szybę, gdy Noah skręca wściekle. On za to ma z tego dobry ubaw, choć po mojej skroni spływa strużka ciepłej krwi.
-Przyznam szczerze, że tak. - mówi dopiero po dłuższej chwili i wzdycha - jednak nie mam na co narzekać, życie w cieniu ma też swoje plusy.
-Znasz ojca Michaela?
-Znam. Żeby było zabawniej, współpracujemy. Twoimi pieniędzmi podzielimy się po połowie. Wprawdzie myślałem że Clifford go znajdzie i odjebie, dzięki czemu nie musiałbym tego robić, ale dobre i to. Co, tak to tobą wstrząsnęło? - uśmiecha się szyderczo i przechyla lekko, by móc ujrzeć moją twarz za kurtyną włosów - chyba podczas spotkania z nim nie zaczęłaś go lubić? Uwierzyłaś w to że chciał z tobą tylko porozmawiać? Wyglądasz na smutną.
-Po co Daryl nas śledził, jeśli nie chciał tylko porozmawiać?
-Bo miał nadzieję na to, że Hood i te dwie dziwki okażą się być nieuzbrojone, więc będzie mógł im cię odbić. - odrzeka gładko i po raz któryś wybucha śmiechem - a wy wybraliście się z nim na piwo, jak starzy dobrzy kumple, naopowiadał ci bajek, a ty to łyknęłaś. Jesteś taka głupia, a masz się za cholernie inteligentną.
Zatrzymujemy się przed ogromnym budynkiem, w którym zaraz rozpoznaję coś w rodzaju starej opuszczonej fabryki. Noah otwiera mi drzwi, a ja nawet przez chwilę odczuwam do niego sympatię, bo podtrzymuje mnie pod łokciem, dzięki czemu nie zaliczam upadku na twarz, idąc po całym tym gruzie i innych nierównościach.
Gdy wchodzimy do środka, nadal jest ciemno, jednak kierujemy się korytarzem, na którego bokach jest mnóstwo drzwi. Noah wie gdzie się kierować, zupełnie jakby znał drogę na pamięć, bo już po chwili otwiera któreś z nich, a mnie natychmiast oślepia blask lamp.
-Wszystko gotowe, Daryl? - słyszę, na co od razu odrywam ręce od twarzy i zmrużonymi oczami staram się wyszukać Clifforda w sali pełnej wiszących folii, zupełnie jak w prosektorium.
-Wszystko. - odzywa się chrapliwy głos który dobrze znam, a folia odchyla się lekko, dzięki czemu jestem w stanie podziwiać ojca Michaela. Wygląda jakby nie spał i nie jadł od kilku dni, choć widzieliśmy się stosunkowo nie tak dawno temu. Na mój widok nie drgnęła mu nawet powieka, wpatruje się we mnie bez emocji - możesz dzwonić do całej gromady i powiedzieć im żeby wyskakiwali z gotówki.
-Cudownie. - mówi Noah, choć jego głos brzmi tak, jakby był znudzony i przechodzi tuż obok Daryla, uprzednio wciskając w jego rękę pęk kluczy, zostawiając mnie nim twarzą w twarz, w którą mam niesamowitą ochotę splunąć, choć wiem że nie mogę - zajmij się nią, mam ważniejsze sprawy na głowie.
Clifford chyba tylko na to czekał, choć fakt faktem, śmiesznie wygląda dorosły facet w średnim wieku spełniający rozkazy gościa który nawet nie ma trzydziestki i wyciąga mnie na zewnątrz mimo moich nieśmiałych protestów.
-Więc tym objawia się miłość do twojego syna? - syczę, gdy tylko znajdujemy się z powrotem w ciemnym korytarzu, co jest ulgą dla moich oczu - porywasz jego dziewczynę, dla takiej głupoty jak pieniądze?
-Wcale nie chce tego robić. - odpowiada mi szeptem i zatrzymuje mało delikatnie, bo niemal uderza całą mną o ścianę. Chwilę później, ucisk na moich rękach słabnie.
-Co ty...
- posłuchaj mnie. Mogę zabrzmieć jak szaleniec, ale...
-Ale? Ale co? - pytam o wiele za głośno, na co natychmiast przyciska mi dłoń do ust - przepraszam.
-To co powiedziałaś... wtedy... zrobiłem zbyt wiele złego Michaelowi.
-Szybko się zorientowałeś. - ironizuję i w miarę możliwości moich rąk które dopiero co odzyskują krążenie, odgarniam włosy z twarzy - a więc?
-Noah chce uzyskać dostęp do twojego konta. Przelać pieniądze na własne i moje. A potem zostawić cię tutaj.
-Brzmi w porządku. Mam kompletnie gdzieś te pieniądze.
-Nie rozumiesz, Cat. - odzywa się miękko, a po chwili jego dłoń ląduje na moich włosach.
To jakiś obłęd. Dwóch psycholi porywa mnie, z czego jeden teraz głaszcze mnie po głowie, zupełnie jakby było mu przykro z tego powodu. Nie wiem czy mam śmiać się, czy płakać.
-Chce zostawić cię tutaj z bombą. Michael i tak nie dotarłby na czas. A nawet jeśliby dotarł, to i tak by zginął. On i cała reszta.
Skóra na moim karku cierpnie, co Daryl chyba wyczuwa, bo uspokajająco przydusza mnie do swojej piersi, ale jestem zbyt oszołomiona, by go odepchnąć. Zresztą, za bardzo tego potrzebuje, bo już po chwili szlocham mu w tors, starając się przy tym robić jak najmniej hałasu.
-Nie możemy tak po prostu wyjść?
-Nie, nie możemy, Cat. To nazywa się tchórzostwo. - tłumaczy mi najspokojniej na świecie i głośno wydmuchuje powietrze z ust - masz broń?
-Nie.
Po chwili czuję jak coś wsuwa się za moje spodnie. Od razu sztywnieje i oblatują mnie ciarki.
-Pamiętaj: masz tylko jedną szansę. Nie mam więcej naboi.
-Daryl? Daryl! - głos z końca korytarza sprawia że obydwoje odskakujemy od siebie jak oparzeni - chodź tutaj.
-Spokojnie. - szepcze Clifford do mojego ucha i pokrzepiająco ściska mój łokieć - staraj się zachowywać normalnie. Coś wymyślimy. Idę, Noah! - odkrzykuje na powrót chrapliwym głosem, jednak nie porusza się ani o milimetr - hej, posłuchaj mnie jeszcze. Jeśli będziesz rozmawiała z Michaelem...
-O ile mi się to uda. - wtrącam cierpko, na co śmieje się cicho pod nosem, jakbym powiedziała coś bardzo głupiego.
-Uda ci się, jesteś bystrą dziewczyną. Jeśli będziesz z nim rozmawiała, przeproś go ode mnie za wszystko. Niech będzie to dla niego wynagrodzeniem za wszystko. W porządku?
Nie czekając na odpowiedź, wciąga mnie do pomieszczenia. Przemieszczamy się przez ogromne ilości folii, prosto do Noah, w otoczeniu kilku laptopów i mikrofonów.
-Dlaczego ta mała suka jest bez kajdanek?
-Zacisnąłeś je tak mocno, że jeszcze chwila i odpadłyby jej ręce. - odpowiada luźno Daryl i przekonująco popycha mnie na ścianę - stój tam. Jest cholernie irytująca.
-Zawsze była i będzie... przynajmniej dopóki jej nie odjebie, jeśli mnie zdenerwuje. - odpowiada Noah z uśmiechem i obraca się w naszym kierunku - upewniłem się czy aby na pewno nie zostaniemy namierzeni. Możesz już nas zostawić samych.
Mam wrażenie że zapadam się w sobie. Clifford jest moją jedyną nadzieją, nie może tak po prostu sobie wyjść. Zerkam na niego, starając się przy tym nie zdradzać, choć w moich oczach jest panika.
-Jesteś pewien? - pyta nieśmiało Daryl, co Noah kwituje wybuchem śmiechu.
Nim zdążyłam mrugnąć, wyciągnął broń, Clifford uniósł ręce w górę, a już po chwili leżał twarzą do ziemi, tuż po ogłuszającym huku. Spod jego ciała zaczęła wypływać gęsta, ciemnoczerwona maź.
-Nie lubię się dzielić. - wyjaśnia mi spokojnie i odgarnia nogą ciało Daryla, który jeszcze porusza palcami. Nie potrafię wyobrazić sobie w jakich katuszach musi umierać. Pod moimi powiekami zbierają się łzy, ale przełykam je, obejmując się ramionami, mając idealną okazję do wyciągnięcia broni.
Jedna szansa, jeden nabój. Szaleństwo.
Daryl Clifford poświęcił się dla mnie. Nie znałam go, ani on mnie, a i tak to zrobił.
Mógł również unieść broń. Na pewno zajęłoby to mu mniej czasu i nawet z jednym nabojem poradziłby sobie doskonale. Noah by nie żył, a on tak. Nie potrafię tego pojąć.
-Zadzwonimy teraz do twojego królewicza, który i tak nie przybędzie na białym rumaku by ci pomóc. - mówi do mnie, odkładając broń gdzieś obok jednego z komputerów i kilka razy puka w mikrofon, który wydaje z siebie dziwny dźwięk - masz mu powiedzieć że chce wszystkie dane do konta. Oczywiście dopiero wtedy gdy poproszę cię o głos. Do tamtej pory, siedzisz cicho jak mysz, nie mówisz też o tym gdzie się znajdujemy, rozumiemy się?
Kiwam głową na „tak", co jest do niego satysfakcjonujące na tyle, że posyła mi miły uśmiech. Przez tą chwilę wygląda całkiem normalnie, jednak gdy z głośników rozlega się charakterystyczne pyknięcie, jego twarz znowu staje się maską.
-Michael?
-Noah? Dotarliście? - głos Michaela sprawia że nogi uginają się pode mną i wcale już nie wstydzę się łez, pozwalam sobie na otwarty płacz - to Cat?
-Tak, Clifford, to Cat. Nie wiem dlaczego wyje, może dlatego że pomiędzy nami leży ciało twojego ojca, albo nadal obawia się bardziej o twoje, niż o własne dupsko. Nie mniej jednak, Cat chciałaby ci coś powiedzieć. Pozwól tu, Forks.
Przełykam ślinę i ocieram oczy. Biorę głęboki wdech i podchodzę bliżej jednego ze wskazanych przez Noah mikrofonów i stukam w niego palcem, zupełnie jak on przed chwilą, by upewnić się czy jest włączony.
Jest. Otwieram usta, ale nawet wtedy nie wydaje z siebie najmniejszego dźwięku.
~*~
-Michael? Mikey... nie wiem co powiedzieć. - słyszę, przez co przewraca mi się wszystko w środku - jesteś tam?
-Dobrze wiesz że jestem. - odpowiadam spokojnie, wyglądając przez okno samochodu - jestem blisko, nawet jeśli mnie nie widzisz. Wszystko w porządku? Boję się o ciebie.
-Nie bój się. Ja na przykład się nie boję, bo cię słyszę. - mówi, a po moim wnętrzu rozlewa się przyjemne ciepło.
Ten cały opuszczony magazyn wydaje mi się cholernie wielki. Najchętniej pogratulowałbym Cat sprytu i tego, że dała radę przeszmuglować telefon z nadajnikiem, dzięki czemu mogliśmy ruszyć za nimi, wiedzeni złymi przeczuciami. Nie ma jednak broni, tego jestem stuprocentowo przekonany.
-Och, jakie to słodkie. - wcina się Noah, a moje pięści zaciskają się mimowolnie - do rzeczy.
-Kiepsko was słychać. - kłamię, wychylając się jeszcze bardziej do przodu i kładę palec na ustach, gdy cała piątka otaczająca budynek z zewnątrz do mnie macha - siedzicie w jakiejś piwnicy, czy bunkrze, do cholery?
-W piwnicy, to pewnie dlatego. - odpowiada Cat z zająknięciem i odchrząkuje szybko - Michael, kocham cię.
-Wiem, Cat, ja ciebie też. Możesz wyjaśnić mi o co chodzi?
-Cat chciała ci przekazać że czekam na dane do jej konta i wszystkie inne potrzebne głupoty do tego, bym mógł przesłać jej środki sobie. - odzywa się Noah zamiast jej i śmieje się cicho - ale chyba głos uwiązł jej w gardle, bo ciężko jest poradzić sobie z rozstaniem z taką sumką. Rozumiem ją, ale sam jestem niecierpliwy i...
Huk. Siarczyste przekleństwa z ust Noah. Kilka trzasków.
-Chybiłam, Michael, chybiłam! - słyszę jeszcze, a sekundę później połączenie zostaje zerwane.
Wyskakuje z samochodu i dobiegam do całej piątki.
-Wchodzimy. Cat wytrzasnęła skądś broń, ale nie trafiła. Wbiegamy wszyscy, nie patrzymy na nic, tylko jej szukamy. - wypowiadam zdyszany i przenoszę szybko spojrzenie po każdej twarzy - jeden za wszystkich...
-Wiemy. - odpowiadają mi chórkiem i rozbiegają się na wszystkie strony.
Sam wbiegam głównym wejściem, ale jedyne co widzę to ciemność, ewentualnie ogromne regały w dalszej części hali, oświetlane jedynie nikłym światłem księżyca wpadającego przez jedno z okien, choć wcale mi to nie pomaga.
Przebiegam pomiędzy nimi, chcąc znaleźć jakiekolwiek zejście do piwnicy, o której mówiła Cat, ale jedyne co zastaje, to gładkie ściany. Panika narasta, przemykająca obok mnie Stillwater i Scarlett, a zaraz potem i Irwin, Hood i Hemmings wcale nie poprawiają sytuacji, bo wiem, że żadne z nich jej nie znalazło.~*~
Noah krwawi z okolic podbrzusza, jednak trzyma się twardo na nogach. Drżącą ręką sięga po swój własny pistolet ze stolika i unosi go, jednak wypadam przez folię, prosto do drzwi.
Mam małe szanse, jestem nieuzbrojona, ale i tak wciskam pistolet na powrót za spodnie, wszędzie jest ciemno, Noah zna to miejsce o wiele lepiej niż ja i nawet ranny poradziłby sobie z dogonieniem mnie. Cała reszta jest półtorej godziny drogi stąd, klucze Noah zostały u Daryla w kieszeni, nie dałabym rady tak długi czas ukrywać się tutaj, nawet jeśli wymyśliłabym całkiem dobrą kryjówkę. W głowie mi szumi, nie wiem co się dzieje, ale biegnę przed siebie korytarzem na którym odbyłam rozmowę z tatą Michaela, aż do głównej hali.
-Cat?
-Scarlett? - krzyczę w głąb regałów i wbiegam pomiędzy nie, odnajdując zaraz przyjaciółkę, która chwyta mnie w niedźwiedzi uścisk.
-Nie mamy czasu. Jak Noah? - szepcze mi do ucha, palcami obmacując ranę na skroni, ale szok nie pozwala mi mówić - Cat!
-Jest ranny, ale nie wygląda to szczególnie poważnie. Gdzie...
Nie kończę zdania. W hali zapala się światło. W oddali jestem w stanie dostrzec Luke'a, Ashtona i Caluma, ale nigdzie nie ma właśnie tego, kogo szukam.
Po chwili jednak wychodzi z małego przejścia do piwnicy, trzymany przez słaniającego się na nogach Noah, którego stan pogorszył się, choć nie na tyle, by nie być w stanie trzymać pistoletu przy jego skroni.
-Skoro i tak umrę, dlaczego nie miałbym odejść z hukiem? - pyta się, nie tracąc przy tym twarzy sarkastycznego dupka i zdobywa się nawet na krótki śmiech - i co teraz, droga gromadko?
Nie wiem. I chyba to mnie najbardziej przeraża.
2494.
CZYTASZ
hey girl /hey boy - [m.c]
FanfictionDwudziesty trzeci marzec. Tą kartkę z kalendarza w moim pokoju wyrwałam jako ostatnią. Kiedy wybiła północ, nie wyrwałam kolejnej, sama nie wiem czemu; może dlatego że dawało mi to złudną nadzieję na to, że "dzień w którym zmieni się moje życie" n...