Obudziły mnie ciepłe promienie Słońca, które wpadały w moje oczy. Leniwie otworzyłam powieki i rozejrzałam się wokół. Pustka, jaka panowała w pokoju była przytłaczająca. Pod drzwiami stało kilka moich walizek, cierpliwie czekając na ich podniesienie. Wypuściłam powoli świeże powietrze. Musiałam jeszcze tyle zrobić. Bez marnowania swojego cennego czasu wstałam i zaścieliłam łóżko. Poszłam do łazienki aby wziąć zimną, orzeźwiającą kąpiel i zrobić lekki makijaż.
Po godzinie byłam prawie gotowa. Przeczesałam swoje białe, mokre włosy. Moje oczy nie kryły w sobie smutku i goryczy. Moje życie powoli ulegało autodestrukcji. A to wszystko przez jednego człowieka, jedno państwo.Nie musiałam długo czekać, aby usłyszeć warkot pierwszych aut Niemca. Nie podobała mi się cała zaistniała sytuacja, ale nie miałam wyjścia. Nie mogłam walczyć, byłam zbyt słaba. Z każdym nowym dniem czuję się coraz gorzej. Bratysława zapewne podziela moje uczucia, wiem to. Ścisnęłam mocno zęby, aby nie rzec czegoś, co tylko pogorszyło by moją sytuację. Wzięłam walizki i powoli kierowałam się do drzwi schodowych. Będąc już na dole usłyszałam wesoły głos.
-Bonjorno, bonjorno Slovaccia!- rudy chłopak podbiegł do mnie w oka mgnieniu tuląc bardzo mocno.
-Hej, Włochy- odwzajemniłam uścisk. Bardzo go lubiłam. Był on dobrym przyjacielem Polski, więc często spędzaliśmy razem czas. Feliciano był mojego wzrostu. Jego kasztanowe, krótkie włosy radośnie odbijały światło wrześniowego słońca. Po kilku dłuższych sekundach poczułam, że zaczynam się dusić, więc lekko odepchnęłam od siebie przyjaciela.
Wtem stało się coś niesłychanego- bowiem Włochy otworzył oczy. Jego duże, piwne oczy, które patrzyły się na mnie radośnie.
- Jak już się długo nie widzieliśmy. Tęskniłem- odwrócił wzrok za siebie. Zbliżał się do nas nie kto inny, a Ludwig. Jego zimne oczy od razu zepsuły mi wesoły nastrój. Ubrany był w czarny, elegancki mundur. Długie rękawy ozdobione były przy końcach złotymi haftami. Na lewej piersi nosił Krzyż Żelazny oraz kilka, mniej znaczących coś orderów. Mocno zaciśnięty pas wbijał się w szczupłą talię mężczyzny. Ulizane blond włosy doprowadzały mnie do wymiotów.
-Włochy! Mówiłem ci, abyś zachowywał się przyzwoicie!- mocny głos rozbrzmiał się na tyle głośno, że pewnie konie w mojej stajni zaniepokoiły się hałasem.
-Zostaw go- zmierzyłam go również zimnym wzrokiem. Następnie chwyciłam przyjaciela za rękę i pociągnęłam go do środka domu.- Przyszedł mi tylko pomagać, ok? Ty możesz się przydać w ten czas, i zrobić coś, aby przewieść i moje pięć koni oraz calutki dla nich osprzęt.
-Ej, nie było nic mowy o koniach!- krzyknął za mną, jednak nie odpowiedziałam. Nie chciało mi się. Z resztą mógł się domyślić, bez koni nigdzie nie jadę.
Po godzinie byłam gotowa do wyjazdu. Zamknęłam dom na klucz patrząc na niego ostatni raz. Nie miałam pojęcia kiedy znowu go ujrzę. Najpierw jechało auto ze mną, Niemcami i Włochami. Następne dwa z kolei przewoziło mój bagaż. Nie mam pojęcia czemu potrzebne były aż dwa auta. W końcu moich walizek nie było aż tak dużo. Na końcu jechało pięć wyszkolonych jeźdźców niemieckich na moich koniach. Po drodze przejeżdżaliśmy przez dom Czech i Polski. U nich też nie było lepiej, w szczególności u Feliksa. Jednakże, co się dziwić. Całą Europę wstrząsnęła wojna. Droga, która była wolna i męcząca stała się jedną z najgorszych, jakie miałam w swoim życiu. Siedzieliśmy cicho i jedynie oglądaliśmy smutne, denne krajobrazy.
Na miejsce przybyliśmy naprawdę późnym popołudniem. Słońce powoli zachodziło za sztywne, iglaste drzewa. Cały dom prezentował się bajkowo. Wielka, srebrna brama prowadziła do sporej rezydencji. Przed wejściem stało dwóch żołnierzy wraz z karabinami. Stali na baczność, a ich nieliczne ordery na piersiach połyskiwały w świetle zachodzącej gwiazdy. Mundury mieli szare i proste. Mogłabym nawet rzec, że nudne. Kiedy spostrzegli, że jedzie sam Niemcy, zasalutowali w bardzo dziwny dla mnie sposób, otóż prawą rękę wysunęli prężnie przed siebie. Wyglądało to trochę komicznie, jednakże nie odezwałam się ani słowem. Kiedy wjechaliśmy, mogłam ujrzeć zielony ogród. Droga, która usypana była na środku zieleni była zrobiona ze żwiru. W ogrodzie mogłam zauważyć przeróżne krzewy, równo przycięte oraz drzewa, osadzone w równych odstępach, aby wyglądały estetycznie. I oczywiście kolorowe kwiaty, bo ich zabraknąć nie mogło. Stały tam też drewniane, zwykłe ławki. Na jednej z nich siedział mężczyzna. Miał ciemno brązowe włosy, siedział jednak tyłem, więc nie mogłam poznać któż to mógł być.

YOU ARE READING
Śpiew wojennych murów ⭐hetalia
FanfictionPOPRAWA ROZDZIAŁÓW. ZA WSZELAKIE BŁĘDY PRZEPRASZAM. Cóż za kruche losy przypadły Polsce w latach okupacji. Szare, mgliste ulice, które niepewnie prowadziły na niemieckie branki. Germanizacja, szerząca się niemiłosiernie, celnie strzelając do marzeń...