Dobre zmiany nie są złe

1.7K 73 3
                                    

Od czasu kiedy Samantha zamieszkała w szkole z internatem w szkole zrobiło się względnie znośnie. Ludzie przestali dokuczać sobie nawzajem, tylko po to, żeby ona nie dokuczała im. Ellie była zadowolona ( i to nawet bardzo) biorąc pod uwagę, że została szkolną gwiazdą. Jako dziewczyna Ashtona (rozmawiali ze sobą codziennie) była w centrum uwagi. Ja naturalnie nadal kazałam ludziom spierdalać, nie zamierzałam udawać, że ich lubię. Gdyby mieli w sobie chociaż trochę odwagi nie dali by sobą pomiatać takiej suce jak Sam. W każdym razie moja przyjaciółka stała się gwiazdą szkoły, a ja zostałam sobą. Nadal byłyśmy "BFF", tylko że mnie nie cieszyła "sława" jaka na nas spłynęła. Tylko żeby ni było, to nie tak, że Ellie zmieniła się w taką Samanthe, została sobą, a ponieważ jest niezwykle ciepłą i kochaną osobą przyciągała do siebie ludzi. Natomiast ja ich odpychałam, co mnie osobiście bardzo pasowało. 

Przez kilka miesięcy było na prawdę fajnie. No ale wszystko co dobre musi się skończyć, chociaż w sumie...

W połowie marca zadzwonił Eddie (ten typek o dziwnym nazwisku od szkółki Barcelony). Przeprosił, że dzwoni dopiero teraz, ale nie chciał nam dawać, jak to nazwał "fałszywej nadziei" (chociaż nikt normalny tak nie mówi, bo nie ma takiego sformułowania, ale OK). Poinformował, że zarząd szkółki, zdecydował, że Will powinien dołączyć do składu, a ponieważ zdają sobie sprawę z tego, że wiąże się to z przeprowadzką i niezwykle kosztowną nauką języka (bo przecież wiadomo, że nikt normalny nie wysłał by 11 letniego dziecka- a moze 10, ile on ma w sumie lat?-samego do Hiszpanii) załatwili mamie pracę i mieszkanie. Eddie poprosił, żeby do końca tygodnia mama dała mu odpowiedź, czy zgadza się na te warunki. Przeprosił, że nie udało mu się zorganizować wyjazdu dla całej rodziny, no ale cóż, on też ma swoje limity.

Po ogromnie długiej i burzliwej rozmowie z moją matką (która naturalnie powiedziała, że nigdzie nie wyjedzie) udało mi się ją namówić, z ogromną pomocą Willa i dziadka (babcia była zajęta płakaniem ze szczęścia),że muszą pojechać. 

-Ale kochanie, nie mogę bez ciebie wyjechać. Nie mogę zostawić cię z dziadkami, przecież...

To był jej największy problem. Co zrobić ze mną? Nie mogła mnie zabrać, ale nie mogła też zostawić. Ani babcia, ani dziadek nie pracują, ich emerytury ledwo starczają na ich utrzymanie, nie mogą sobie pozwolić na utrzymywanie 17-sto latki bez pracy i zarobków. Rozwiązanie z tej sytuacji znalazł Calum. Kiedy w weekend zadzwoniłam na Skypie do Asha odebrał właśnie Cal. Wyglądał dużo lepiej niż go zapamiętałam. Jego włosy były dłuższe i... Moment, to nie jest istotne w tym momencie... Rany... Calum zaproponował, żebym przeniosła się do Sydney. Z moimi ocenami dostała bym tam pełne stypendium, mieszkać mogła bym u Asha... To był idealny plan! A Ashton poparł go w 100%. Od jakiegoś czasu mieszka sam (kupił se dom za ciężko zarobione pieniądze) więc nie będzie problemu jeśli chodzi o miejsce... Tak! To by było niesamowite! Mogła bym mieszkać z Ashem! W AUSTRALII!Chodzić tam do szkoły! A pełne stypendium jakie oferuje Norwest Christian College(tak, to ta sama szkoła, do której chodzili Cal, Michael i Luke) pokryło by koszty utrzymania. Oczywiście musiała bym powtarzać rok (inny tok nauczania itp) ale hej! Ashton obiecał, że pójdzie i dowie się czy takie przeniesienie było by w ogóle możliwe, a ja miałam pogadać z mamą... To będzie trudne.

-To świetny pomysł!

-Ale mamo...- Chwila, co? Czy ona się zgodziła? Tak bez konieczności przekonywania?

-Jeśli udało by się to załatwić było by niesamowicie. Zawsze chciałaś uczyć się w innym kraju, teraz miała byś okazję. No i stypendium gwarantuje utrzymanie, mieszkała byś u Ashtona -pragnę zwrócić uwagę że po raz pierwszy moja mama użyła jego imienia-więc koszty dodatkowo by zmalały i...

Moja mama przez dłuższy czas rozwodziła się nad tym jak wspaniale było by gdybym wyjechała. Ja byłam zbyt zdziwiona, że ten pomysł jej się spodobał, żeby zareagować. Rany, ucałuję Caluma jak tylko go zobaczę... chwila co? Mózgu, przzestaaaańń!

Kiedy 2 dni później otrzymałam maila od Asha, że wszystko zostało ustalone i w połowie kwietnia (czyli po przerwie wiosennej- tam mają tam przerwę wiosenną) mogę zacząć uczęszczać do Norwest Christian College. Mój kuzyn obiecał, że zadba o całe niezbędne wyposażenie do szkoły i wytłumaczy wszystko jak tylko przyjadę, co miało nastąpić już w następny weekend.

Kiedy opowiedziałam o wszystkim Ellie miałam wrażenie, że moja przyjaciółka mnie zabije.

-Więc mówisz o tym dopiero teraz? Na tydzień przed swoim wyjazdem? Rany! LIZ!

-Sama się tak na prawdę dowiedziałam dopiero teraz, to znaczy ofizjalnie dopiero teraz. Dlatego w tym tygodniu już nie będę chodzić do szkoły. Moje papiery są już w Norwest Christian College,lecę do Sydney w piątek...

Ellie nie była zachwycona, biorąc pod uwagę przez jak długi czas mnie nie zobaczy, no ale cóż. Wiedziałam, że będę za nią tęsknić i byłam pewna, że ona będzie za mną. Obiecałam jej, że razem z moja mamą i Willem, będzie mogła odwieść mnie na lotnisko...


Tak też,dokładnie w piątek o 14:23 po bardzo łzawym pożegnaniu, trzymając w ręku małą "kulę śnieżną" zrobioną przez mojego brata (w kuli - były ludki zrobione z modeliny-czy czegoś tam- które miały odzwierciedlać całą moją rodzinę) a w drugiej torbę podręczną, wsiadłam na pokład samolotu, który za 12 godzin miał wylądować w Sydney.



Cookie (5sos)Where stories live. Discover now