28. Zapomniane wycinki papieru.

3.5K 330 33
                                    

An exquisite pain of wanting someone so unattainable - C.B.

Patrzyłam na błyszczące w mroku budynki łapiąc się na tym, że raz po raz zapominam jak się oddycha. Choć cała moja pierś drżała od zadanego bólu. Raz po raz zakrywałam usta dłonią, jakbym mogła tym powstrzymać nadchodzącą falę szlochów. Przełykałam wtedy coś więcej niż tylko swoją dumę. Żegnałam się ze starą sobą, która nigdy nie miała już spojrzeć na mnie z drugiej strony lustra w ten sam sposób. Tak często zapominałam, że po tak wielkich miłosnych zawodach czułam się całkowicie pusta w środku. I chciałam tak desperacko wypełnić tą lukę. Dopiero po tak wielu załamaniach dotarło do mnie dlaczego tak właśnie musiało się dziać. Dlaczego tak właśnie powinnam się czuć. Bo zakochując się, pozostawiamy w tej miłości małą część siebie. To jej brak potem odczuwamy. To luka po naszej małej części jestestwa boli tak koszmarnie. A ja właśnie nie tylko zostawiłam kolejny kawałek siebie w człowieku, który był zupełnie pusty, ale także w innych ludziach, z którymi dane było mi przebywać, przez co czułam jakby ktoś wyrwał dosłownie całe moje serce z piersi, rzucił nim o chodnik na moich oczach i rozdeptał, szatańsko śmiejąc się z mojej naiwności.

I tak musiało bywać. Na tym polegała miłość. Na podjęciu ryzyka. Przekroczeniu granicy strachu i choć powinnam żałować, tak koszmarnie żałować, nie robiłam tego. Po raz kolejny dane mi było pokochać. Szaleńczo, ślepo i głęboko. I byłam wtedy szczęśliwa. Może nie zawsze. Ale byłam. Przez krótki czas, naprawdę i niezaprzeczalnie szczęśliwa, pomimo, że to szczęście częściej było gorzkie niż słodkie. A teraz nadszedł dla mnie czas by odejść. Spakować się i nigdy nie wrócić. Ruszyć dalej. Opatrzyć rany. Wyciągnąć wnioski z tej bolesnej przygody. Przekazać tą wiedzę dalej w postaci książki. Biografii, którą postanowiłam napisać od początku tylko i wyłącznie z własnej perspektywy. Jak mój pamiętnik. Nie omijając niczego. Żadnej nikczemności. Żadnego błędu z tych, które popełniłam. Chciałam by świat dowiedział się jak wielki uknuto spisek za jego plecami. Chciałam by poczuł smak miejsca w jakim dane mi było żyć. Pragnęłam by się nim zachłysnął, tak jak ja sama. Na krótką chwilę wraz z przepustką powrotu do rzeczywistości.

Moje dłonie wpychały pośpiesznie moje ubrania do walizek. Zbierały drobiazgi ze wszystkich mebli. Zgarniały pośpiesznie kosmetyki z szafek w łazience. Wrzucały wszystko do toreb. Aż do momentu gdy nie natrafiłam na jedną z jego koszul. Rzuconą luźno pod łóżko. Po jednej z wielu nocy, które spędziliśmy w swoich ramionach. Szukając tym samym ucieczki przed przytłaczającą samotnością. Bólem przechodzenia przez to życie bez niczyjej pomocnej ręki. Odnajdując tym samym spokój i bezpieczeństwo. Przycisnęłam koszulę do swojej piersi i pozwoliłam by powstrzymywane od tak dawna łzy popłynęły. A moje ciało odruchowo skuliło się u boku łóżka, pozwalając mi w ciszy przeżyć pulsujący, nawracający ból. I choć nie był to mój pierwszy raz, to co czułam było prawdziwe. Zawsze równie paskudne i zapierające dech.

Moje ramiona ściśle oplatały moje nadal pokryte w sukni wieczorowej ciało, sprawiając, że jego drżenie zelżało i pozwoliło mi na spazmatyczne oddechy. Co najgorsze, nadal czułam jego dotyk na swoim ciele. Czułam jego ciepło. Jego zapach. A koszula była echem po tym, co ja sama sobie wmawiałam. To, że mam szansę na cokolwiek. Coś więcej niż tylko żałosne mrzonki zapatrzonej w gwiazdora dziewczyny. Czym różniłam się od każdej innej fanki? Czy widziałam w nim coś innego niż one same? Czy miałam prawo oceniać i wyznaczać skalę miłości jaką my wszystkie czułyśmy? W czym ich miłość była inna od mojej? Czy była mniej desperacka? Bolesna i tak nieznośnie i wyszukanie przeszywająca? Nadal była tak samo skierowana w stronę obiektu tak bardzo nieuchwytnego. Tak koszmarnie poza naszym zasięgiem. Byłam jedną z nich. Fanką przeżywającą miłość czysto platoniczną, nigdy nie odwzajemnioną. Choć może różnica w moim przypadku polegała na tym, że poznałam obiekt swoich westchnień. I to bardzo dobrze. Jego wszystkie krzywizny i linie. Wady i zalety. Demony. I nigdy nie dostrzegłam, że byłam wodzona za nos. Kuszona obietnicami nie do pokrycia. Tylko po co? To pytanie chyba nurtowało mnie najbardziej.

Powrót Złośnicy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz