Zaproszenie(2,7)

104 6 0
                                    

-Meliso, Wilhelmie!- powiedziała Madame trochę zbyt głośno, gdy tylko otworzyłam drzwi do jej gabinetu.- Następnym razem uprzedźcie, że nie warto czekać- oznajmiła ostrym tonem.

Zagryzłam wargę i usiadłam na najbliższym krześle obok jakiejś dziewczyny, której nie znałam. Wil zajął drugie wolne miejsce.

-Jak już wcześniej mówiłam, uważam, że nie będzie problemu, jeśli wyruszymy dopiero za parę tygodni- oznajmiła spokojnym już tonem.

-Uważa więc pani, że nie ma potrzeby śpieszyć z pomocą naszym rodakom?- spytał ktoś.

-Na terenie Kostrzyna w Jedynce i L.A. w Dwójce trwają walki partyzanckie. Oficjalnie zginęło już 200 wojowników z obydwu stron. Nieoficjalnie z dobrego źródła wiemy, ze poniesiono także spore straty w cywilach- odezwała się siedząca obok mnie dziewczyna.

-Premier Polski i Kanclerz Niemiec oficjalnie poinformowali w mediach o istnieniu innych wymiarów i zagrożenia z ich strony.

-Zmobilizowano część oddziałów wojsk krajowych do walk na Dwójce. Na razie wiadomo, ze prawie połowa z nich nie potrafi sobie poradzić, a około ćwierć już nie żyje.

-Już?- spytałam. - Przecież tam czas płynie wolniej!

Madame spojrzała na mnie bez przekonania.

-To może i są wyszkoleni ludzie, ale większość Weskończyków może się pochwalić dodatkowymi umiejętnościami. Wszyscy oni są szybcy, zwinni i mają dobry refleks- poinformowała mnie ze smutkiem.- OD rozpoczęcia wojny minęła już tam ponad godzina. To wystarczyło, by w kilkunastu ledwie miejscach w Dwójce i kilkudziesięciu w Jedynce, zginęło około 5 tysięcy ludzi.

Spuściłam głowę.

-Ja uważam, ze powinniśmy jak najszybciej zmobilizować jak najwięcej ludzi i broni i ruszyć im na ratunek. Jeśli statystyki się nie poprawią za kilka tygodni nie będzie już o co walczyć!- wykrzyknęła Natalia. Miała na sobie wściekle czerwoną bluzkę przypominającą gorset i czarną, długą spódnicę do kostek. Wysokimi obcasami jaskrawych szpilek nerwowo stukała o nogi krzesła na którym siedziała sztywno. Siedząca obok niej Wessa ubrana była na niebiesko. Dżinsowe, krótkie spodenki z podwyższonym stanem lekko zakryte przez luźną bladobłękitną bluzę. Jej blade nogi w wysokich błękitnych platformach były zakryte jasnymi pończochami. Dziewczyna kuliła się na krześle. Wciąż jeszcze miała lekko szklane oczy. Nie trzeba było być wszechwiedzącym, żeby ogarnąć, ze myślała o Calebie.

Madame zrobiła smutną minę uświadamiając sobie prawdziwość słów mojej kuzynki.

-Myślę, że jeśli uświadomimy wojsko o najważniejszych cechach ich przeciwników, to poradzą sobie z obroną Jedynki. Może z małą pomocą międzywymiarowców. My powinniśmy skupić się bardziej na walce w Dwójce- oznajmił chłopak o blond włosach, siedzący koło Wila. Dopiero chwilę później uświadomiłam sobie, że to Diego.

-Stop!- krzyknęłam sama siebie zaskakując, gdy zauważyłam, ze Amira chce dodać coś od siebie. Wszyscy spojrzeli na mnie z zainteresowaniem. Przełknęłam ślinę.- Nie rozumiem jak możecie tak spokojnie mówić o tych wszystkich śmierciach i jeszcze wysyłać więcej ludzi tam, gdzie na pewno sobie nie poradzą!

-Och, akurat ty powinnaś to wiedzieć najlepiej- mruknął ktoś. Zignorowałam go, choć z trudem. Nie miałam ochoty wyciągać na wierzch odpału mojej drugiej części duszy.

-Skoro to jest wojna, to uważam, ze zamiast ją podjudzać powinniśmy starać się ją zatrzymać. Nie dopuścić do jeszcze większych rozlewów krwi- mówiłam szybko.- Madame kiwała głową.- Ale nie możemy siedzieć z założonymi rękami i czekać na jej koniec- dodałam jeszcze i usiadłam.

-Więc co mamy robić?- zapytała zainteresowana Natalia.

-Obawiam się, ze wy nie macie zbyt dużo do roboty- wtrącił się Spyros. Patrzał na swoje dłonie leżące na stole. Spojrzałam na niego i zachłysnęłam się powietrzem.

-O nie!- zaprzeczyłam głośno. Spojrzał na mnie ze słabym, wymuszonym uśmiechem.

-Myślę, Mel, ze to będzie najlepsze rozwiązanie- powiedział spokojnie. Czułam jak łzy cisną mi się na oczy.

-Zwariowałeś? Nie po to tam szłam, przeżywałam to wszystko, żebyś teraz tak, czy siak mnie opuścił- wypaliłam. Zmarszczył brwi. Spojrzenia zgromadzonych latały od jednej do drugiej osoby.

-Mel- zaczął cichym głosem.

-Nigdzie nie pójdziesz. Zabraniam ci!- warknęłam, a po policzku spłynęła mi łza. Straciłam już matkę i ojczyma, ojca nie puszczę tak łatwo. Zwłaszcza, ze w miarę się jeszcze dogadywaliśmy. Uśmiechnął się blado.

-Meliso- Madame zwróciła się do mnie z uspokajającym tonem. Zagryzłam mocno dolną wargę. Po chwili poczułam w ustach smak krwi.

Wil podniósł się ze swojego miejsca. Omijając Madame podszedł do mnie i złapał za rękę. Posłusznie wstałam i wyszłam za nim na korytarz. Objął mnie jedną ręką w pasie, a drugą otarł łzę. Drzwi zatrzasnęły się za nami, a on przytulił mnie mocno. Łzy same zaczęły płynąć. Nie chciałam i nie próbowałam ich powstrzymywać.


Gdy tylko drzwi trzasnęły za nami dziewczyna rozpłakała się w moich ramionach.Przygryzłem lekko wargę w zakłopotaniu, a potem przygarnąłem ją mocniej do siebie. Chciałem, żeby wiedziała, że zawsze może na mnie liczyć.

Pogłaskałem ją czule po włosach i oparłem podbródek na czubku jej głowy. Była ode mnie dobre piętnaście, jak nie dwadzieścia centymetrów niższa. Budziło to we mnie troskę o jej bezpieczeństwo. Bo była mniejsza, bo wyglądała słabiej, bo łatwo ją było teraz złamać.

Żałowałem jedynie jednego, że nie mogę jej powiedzieć wszystkiego, co wiem. Nie chciałem jej martwić, nie powinna o tym wiedzieć, to może się w ogóle nie zdarzyć. Było wiele powodów dla których trzymałem to w tajemnicy. Ale z każdą chwilą coraz bardziej czułem, że ona dla własnego dobra powinna wiedzieć, a nawet, że musi.

W końcu płacz dziewczyny zamienił się w urywany szloch. Wtedy szybkim ruchem podrzuciłem ją w powietrze, złapałem i zacząłem nieść w stronę jej pokoju. Roześmiała się krótko i szczerze. Ten dźwięk mile połechtał moje serce. Ostatnio dzięki niej dowiedziałem się, że je mam.

Wspiąłem się po schodach i nie mówiąc nic szedłem przed siebie. Ona w milczeniu jeździła palcem po moich ramionach. łokciem otworzyłem sobie drzwi do jej komnaty i delikatnie ułożyłem ją na łóżku. Wyprostowała nogi i wyciągnęła je w stronę sufitu. Zaczęła kreślić nimi różne figury, aż w końcu podniosła się do pozycji siedzącej. Cały czas stałem przed zamkniętymi drzwiami i przyglądałem się jej z rozbawieniem i uwielbieniem.

Uśmiechnęła się do mnie łobuzersko. Poczułem się zaproszony.



Wojowniczka dwóch ŚwiatówWo Geschichten leben. Entdecke jetzt