Rozdział 21

4.4K 392 93
                                    


Od czterech dni siedziałam zamknięta w jakimś pomieszczeniu, nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Ethan przyprowadził mnie do tego miejsca zaraz po naszej kłótni, po tym jak mnie pocałował. Było tu ciemno i zimno. Siedziałam na podłodze, oparta o ścianę, otulając się niebieskim swetrem, który kiedyś należał do siostry Ethana - Marry. Byłam głodna.

Najgorsze było to, że od czterech dni nie widziałam Ethana.

Cóż, pewnie się wkurzył za to, że go ugryzłam...

Ale co ja mam powiedzieć?!

To ja powinnam być na niego obrażona, a nie on na mnie.

Faceci...

Po około godzinie siedzenia w ciemnej i zimnej samotności, do pokoju wszedł Ethan ze świeczką. Płomień lekko przygasł, kiedy chłopak zamknął drzwi. Podszedł bliżej, rozświetlając niewielkie pomieszczenie.

Przejrzałam mu się dokładnie. Był w czarnej koszulce, okazało się, że jego tatuaże zaczynają się na nadgarstkach, biegną przez całe ramiona i giną pod materiałem koszulki. W ręku trzymał talerz z niezachęcająco wyglądającym jedzeniem.

- Głodna? - zapytał z wrednym uśmiechem.

Głodna jak wilk.

- Nie. -patrzyłam mu w oczy. Wyglądał jakby mi wierzył.

Prędzej umrę niż to zjem.

- Ok. - chłopak wszedł i po paru minutach wrócił, ale już bez talerza. Patrzył na mnie z triumfem.

No dobra, jestem głodna jak cholera. Myślałam, że będzie bardziej nalegał, żebym zjadła.

Chłopak patrzył na mnie, uśmiechając się wrednie.

- I jak wygodnie ci tu?

- Tak.

- Na serio?

- Tak na serio, to wal się. - powiedziałam, słodko się uśmiechając. On też uroczo się uśmiechnął.

A żebyś zdechł.

Chłopak podszedł bliżej. Odruchowo się odsunęłam.

- Nie zbliżaj się do mnie!

- Dlaczego?

- Bo nie!

- Nie odpowiedziałaś!

- Bo nie chce, żebyś mi coś zrobił!

- Co niby?! - patrzy na mnie, jakby nie wiedział o co chodzi. - A, mówisz o pocałunku. Serio? Boisz się, że znowu cię pocałuję? Było aż tak źle? Chyba, że... - zrobił minę, jakby nagle go olśniło i poznał odpowiedzi na największe tajemnice świata. - Ty się nigdy nie całowałaś! - zrobił minę zwycięzcy i uśmiechnął się znowu, doprowadzając mnie tym do szału.

- Wcale, że nie!

- Tak!

- Nie! - szybko wstałam i stanęłam naprzeciwko niego, patrząc mu w oczy. - A poza tym, co ci do tego?!

- Wszystko.

Zaraz zetrę ci ten cholery uśmiech z twarzy.

Zamachnęłam się ręką, aby przywalić mu prosto w nos, ale on złapał mój nadgarstek.

Teraz jego dłoń wylądowała na moim policzku.

- Bądź grzeczna. - spojrzał na mnie twardo.

- Nigdy w życiu. Zniszczyłeś moją ostatnią nadzieję. Nienawidzę cię. Skrycie życzę ci śmierci. - jego dłoń znów wylądowała na moim policzku. Tym razem uderzenie było mocne. W oczach miałam łzy.

- Zniszczyłem twoją nadzieję?! Nienawidzisz mnie?! Nie pomyślałaś choćby przez chwilę, że zrobiłem to dla twojego, cholernego dobra! Może nie chciałem, żebyś umarła na zewnątrz? Może nie chciałem, żebyś padła ofiarą zombie albo kogoś gorszego?! A poza tym zbliża się zima. Chyba lepiej zostać tu ze mną niż zdychać gdzieś tam, w lesie!

O cholera.

Zrobił to dla mojego dobra?

Nie wiedziałam co zrobić. Patrzyłam mu w oczy, próbowałam coś powiedzieć, ale co?

Patrzyliśmy tak na siebie w ciemności. W końcu Ethan się otrząsnął, przewrócił oczyma i odszedł w kierunku drzwi. Wyszedł, ale po chwili wrócił. Z talerzem jedzenia. Postawił go na podłodze, a obok ustawił małą świeczkę. Zmierzył mnie surowym wzrokiem i znów udał się do wyjścia.

- Masz to zjeść zanim wrócę, inaczej nie będę celował w podłogę.

Zamknął drzwi, odcinając dopływ świeżego powietrza. Zostawił mnie w niemal całkowitym mroku, z małą świeczką, jako jedynym źródłem światła.

****************************************************

Przedzierałam się przez gęsty, nie wiedząc przed czym uciekam. Nagle potknęłam się o coś i padłam na ziemię. Niebieski sweter, który miałam na sobie pokryty był teraz błotem i liśćmi. Wstałam, otrzepując się z brudu i spojrzałam w dół.

Zamarłam. Ujrzałam to, o co się potknęłam. To był Tyler. Jego ciało leżało rozciągnięte na ziemi. Nie miał lewej nogi od kolana w dół. Prawa była poszarpana, jakby tysiącem kłów.

Jego zielona koszulka była rozerwana, odsłaniając gigantyczną ranę w jego umięśnionej klatce piersiowej oraz brzuchu. Było widać wnętrzności Tylera, padłam na kolana i spojrzałam na jego twarz. Była nienaruszona. Idealna. I te zielone oczy, były niczym szmaragdy. Blond włosy były w nieładzie, posklejane od zakrzepłej krwi. Znów spojrzałam na jego twarz. Idealny podbródek i kości policzkowe. Wszystko takie idealne. Wszystko takie piękne. Takie nie prawdziwe.

Usłyszałam przerażający jęk. Podniosłam wzrok. W odległości stu metrów ode mnie znajdował się zombiak zmierzający w moją stronę. Klęczałam przy ciele Ty'a, patrząc jak sztywny się zbliża.

Nagle chwycił moją dłoń. Miażdżył mi rękę w żelaznym uścisku. Przeniosłam wzrok na niego, jego szeroko otwarte zielone oczy patrzyły na mnie, a usta wypowiadały nieme wyraz:"Uciekaj"

W ułamku sekundy wstałam i zaczęłam biec przed siebie. Odgłosy zombiaka stały się bardzo odległe. Odważyłam się zatrzymać i odwrócić.

Żałowałam.

Ujrzałam żywego trupa pochylającego się nad ciałem Tylera. Zombiak chwycił jego ramie i wyrwał je. Towarzyszył temu przerażający dźwięk i rozlew krwi.

Usłyszałam krzyk, nie Tylera, lecz mój.

Zombiak odwrócił się. W ułamku sekundy znalazł się przy mnie. Ujrzałam piękne, niebieskie oczy Marry. To ona. Ohydne zęby martwej dziewczyny wbiły się w moją szyję.

Przerażający ból...

- Jade?! Jade, otwórz oczy! - głos Ethan przywołał mnie do rzeczywistości. Leżałam na brudnej podłodze. Chłopaka nachylał się nade mną.

Oddychałam ciężko. Moja twarz była mokra od łez. Cała się trzęsłam.

- Jede,oddychaj. - Ethan pomógł mi wstać. - Wszystko okey?

- Nie. - mój głos był słaby.

- Co mogę zrobić? - wydawał się autentycznie zmartwiony.

- Nie zostawiaj mnie tu więcej. - gorące łzy spływały po moich policzkach. - Błagam...

- Nie zostawię.

To już nie jest nasz świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz