Rozdział 29

5K 387 95
                                    

        Resztę ranka spędziłam we wnętrzu domu Godfrey'a. Ani Azjata, ani Ethan nie pojawili się w nim choćby na chwilę. Leżałam na kanapie, próbowałam zasnąć, nadrobić nieprzespaną noc. Pomimo moich chęci, upragniony sen nie nadchodził.

          Słowa Godfrey'a cały czas odbijały się echem w mojej głowie. Cholerna niewiedza, tylko to miałam, jedynie domysły. O co może chodzić Godfrey'owi? Czego, jego zdaniem, nie widzę?

         Chłodna, dokładna analiza naszej rozmowy, o ile tak można to nazwać, nie doprowadziła mnie do żadnych przydatnych informacji.

Nienawidzę wychodzić na idiotkę.

         Przewróciłam się na drugi bok. Żadna pozycja nie była wygodna. Wstałam. Miałam na sobie stare, za duże jeansy; spraną, czarną koszulkę z logiem Nirvany, które dał mi Godfrey. Wciągnęłam na nogi moje stare buty. Pewnie ubrania, które dał mi właściciel domu należały do jego narzeczonej - Abby. Musiałam przyznać, że były bardzo wygodne i ciepłe, ale na ramiona wsunęłam jeszcze czarną bluzę, wiszącą na rogach wystających z głowy łosia na ścianie.

          Kiedy wyszłam na zewnątrz, poczułam jak w moje ciało uderza fala chłodu. Otuliłam się szczelniej bluzą i zbiegłam po schodach werandy. Między drzewami echem roznosił się dźwięk uderzania siekierą o drewno. Tuż obok wschodniej ściany domu, Ethan wykonywał zlecone przez Godfrey'a zadanie.

         Gdy chłopak zobaczył, że nadchodzę przerwał na chwilę.

- Niech zgadnę, przyszłaś mi pomóc? - jego pytanie nie było poważne, ale nie chciałam, żeby myślał, że ja byłam tylko od wydawania rozkazów, a on odwalał brudną robotę.

Chociaż, czy Ethanem Whittakerem tak naprawdę da się rządzić ?

- Oczywiście. Przyszłam cię zmienić. - chwyciłam narzędzie, które teraz wbite było w jeden z pni.

- Żartowałem. Dam sobie radę. - Ethan zabrał siekierę z mojej ręki i porąbał kilka drew na znak, że nie potrzebuje mojej pomocy.

- Okey. - na chwilę zamilkłam, patrząc jak Ethan pracuje. Na dworze było dość zimno. Jemu, z racji zajęcia jakie wykonywał, było gorąco, więc był w cienkiej, czarnej koszulce, w której wyglądał świetnie,  o czym nie powinnam była myśleć. - To ja idę. - powiedziałam cicho, ale w momencie, gdy się obracałam, zatrzymał mnie jego głos.

- Gdzie?

- Muszę pogadać z Godfrey'em. - nie wiem dlaczego, ale miałam przeczucie, że mu się to nie spodoba. - Widziałeś go?

- Znowu? - nie próbował kryć poirytowania. Przestał rąbać drewno i wyprostował się. - Rozmawiałaś z nim rano i to dość długo.

- No i co z tego? To chyba nic złego?

- Wiesz, nie lubię, kiedy z nim rozmawiasz, może ci namieszać w głowie. A poza tym, to nie jest nasz przyjaciel, nie znamy go. - Ethan oparł dłoń o ścianę domu i nachylił się nade mną.

- Wiesz, jeśli tak na to patrzeć... - zaczęłam, odsuwając się od niego. - ...to my się też długo nie znamy. - słowa o błądzeniu w ciemności, jakie wypowiadał Godfrey, dały mi do myślenia. Może chodziło mu o Ethana. Często miałam wrażenie, że chłopak coś ukrywał, może Godfrey go rozgryzł.

- Uratowałem ci życie i to kilka razy. - grobowa mina nie zdradzała żadnych uczuć. - To chyba dobra podstawa do zbudowania, choć odrobiny zaufania, co nie?! - zaczął krzyczeć, nienawidziłam, gdy to robił.

- O co ci chodzi, Ethan? O to, że musisz wykonywać ciężką pracę? Mogę to zrobić. O to, że rozmawiam z Godfrey'em? Wiem, że mało go znamy, ale przygarnął nas i czuję, że można mu ufać. - wszystkie te słowa wypowiedziałam szeptem, jednym tchem.

To już nie jest nasz świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz