#1 Epilog

191 27 5
                                    

Nadszedł ten dzień, tydzień po naszej kłótni. Siedem nieprzespanych nocy, siedem przepłakanych dni w ciszy i spokoju - ale nie duszy; nie rozumu. Wyrzuty sumienia wyprzedzały się wzajemnie co chwila, nie dawały mi spokoju. 

Siedem dni głowiłam się dlaczego pozwoliłam mu wtedy wyjść, bo gdyby nie to, on byłby tu, może nie ze mną, ale wśród mnie, zawsze niedaleko. Płaczę Luke, bo to wszystko moja wina, nie potrafię bez Ciebie funkcjonować, nie potrafię bez Ciebie istnieć. Zawsze ze mną byłeś, zawsze mnie rozumiałeś i wspierałeś. Kto będzie teraz to robił? Tylko ty wiedziałeś o mnie wszystko, znałeś każdy mój wyraz twarzy na pamięć, potrafiłeś odczytać z mojej buzi każde uczucie. Byłeś tym jedynym i jedynym pozostaniesz. Nieważne czy będziesz obok mnie, czy trzy metry pod ziemią. 

Ubrałam czarną sukienkę na swoje pokaleczone ciało. Wyszczuplająca bielizna zakrywała moje niedoskonałości. Nie wiedziałam po co to ubrałam, może dla Ciebie, może dla samej siebie, aby nasze ostatnie spotkanie zdawało się być czymś wspaniałym, wyjątkowym. Nieważne, że twoje oczy będą zamkniętę i nigdy więcej nie ujrzą błękitu nieba. Miało być idealnie dla Ciebie, bo wszystko na co zasługiwałeś to wieczne szczęście.

Nakładanie makijażu i układanie włosów zajęło mi ponad dwie godziny. Wszystko było lepsze niż oglądanie tego potwora w lustrze, jakim się stałam. Przeze mnie teraz Cię nie ma, odebrałam Twojej rodzinie wszystko co najcenniejsze; odebrałam to także samej sobie. Zabiłam część każdego z nas, odebrałam element idealnej i zgodnej układanki. 

Przeze mnie Ciebie już nie będzie.

* * *

Ciemne chmury zbierały się na niebie, zastępując radość słońca. Nie tylko my dzisiaj płakaliśmy. Matka natura także zdawała się opłakiwać stratę Ciebie, taki wspaniły dar jakim byłeś. 

A ból? Ból na chwilę minął, gdy przyglądałam się wieńcom z kwietów, całej jej stercie spoczywających obok twojej trumny. Jednak wracał potężniejszy niż kiedykolwiek, gdy oglądałam twoją uśmiechniętą twarz na zdjęciu. Twoje oczy się śmiały, byłeś taki szczęśliwy, byłeś taki młody, byłeś taki wyjątkowy. 

Zawsze starałam się nie przykładać wagi zarówno do pojęć, jak i do ludzi. Wszystko wiąże się ze stratą, a ja nie chciałam cierpieć, bo właśnie z tym to się wiązało.  Jednak wszyscy musimy nauczyć się tracić. Musimy być świadomi tego, że bez względu na to, co zdobywamy, wcześniej czy póżniej to tracimy. Zawsze. Tak jak ja straciłam Ciebie.

Pogrzeb przebiegł... Zwyczajnie. Nie płakałam - byłam na prochach tak jak i twoi rodzice. Nie kontaktowałam w pełni, ale może to i lepiej? Nie chce aby moje ostatnie wspomnienie związane z Tobą, było złożenie Twoich prochów w grobie. 

"Luke był wspaniałą osobą. Młody, pełny energii i fantazji. Jednak Bóg zdecydował się go odebrać nam w tak okrutny sposób, jakim jest śmierć poprzez wypadek samochodowy. Nie zasługiwał na to, na tak tragiczny koniec, w tak młodym wieku. Jednak skoro to się stało, to Bóg musiał mieć dla niego ważniejsze plany, tam, na górze, gdzie jest teraz szczęśliwszy i nie czuje nic, poza radością. Na pewno nie chciałby, abyśmy się zadręczali jego brakiem, pewnie pragnąłby, abyśmy wszyscy ruszyli na przód, bez niego u boku, ale z nim w sercu. Człowiek rodzi się w jednym egzemplarzu i kiedy ginie, nikt go nie może zastąpić..."

Ale co, jeżeli Bóg po śmierci zapyta nas jak było w niebie?

  Należy tak zorganizować życie, aby każda chwila była ważna. I każda była cudowna, gdy ty byłeś obok. Teraz Cię nie ma, pozostały jedynie białe kwiaty na twoim grobie i wygrawerowany napis "16.07.1994 - 23.11.2015 r."

Żegnaj.

open when [hemmings] ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz