➳Epizod trzynasty cz.1

1K 62 5
                                    

Siedzę przy stole i wystukuję rytm, uderzając opuszkami palców o blat. Śliska Sae wyszła kilkadziesiąt minut temu, ale zostawiła talerz dobrej zupy, której nawet nie tknęłam.

Jestem nieco przestraszona, ale w duchu się cieszę. Jaskier usiadł na krześle obok i tęsknym wzrokiem wpatruje się w bekon, który leży naprzeciwko mnie. Sięgam po jeden plasterek i rzucam mu go, a on dziękuje mi cichym, ale wyraźnym pomrukiem.

Siedzę i przyglądam się różowej skórze na przedramionach. Nie robię nic innego. Tylko wpatruję się w naruszoną przez ogień skórze.

Peeta przychodzi do mnie z rana. Wcześniejszego dnia, gdy spotkałam go na dworze, gdzie podziwiałam niedawno zasadzone Prymulki, zapowiedział swoje odwiedziny, szczerząc przy tym w uśmiechu białe zęby. Zgodziłam się, uprzedzając swoją wypowiedz chwilą ciszy. Nawet się nie zastanawiałam, cieszyłam się, że to zaproponował. Po prostu nico się bałam.

W dłoniach trzyma dwa bochny chleba, które kładzie na stole w kuchni. Mimo, iż zgodziłam się na to, żeby przeszedł, staję w odległości dwóch czy trzech metrów, gdyż obawiam się jego wybuchów. Stoję, oddalona, ale marzę, żeby znaleźć się bliżej.

Chłopak zauważa ten dystans i aż nadto wyczuwalne napięcie, ale tylko kręci głową i wzdycha cicho.

Przebywamy w zupełnej ciszy, gdy kroi chleb i układa idealne kromki na talerzu.

Zaciskam dłonie na biodrach i wstrzymując oddech, przyglądam się jego skupionej twarzy, gdy wyciąga również ciasteczka z wymalowanymi niebieskimi kwiatkami.

- Dziękuję - szepczę, gdy Peeta odwraca się do mnie, wycierając dłonie w lnianą ściereczkę.

Wyciąga ku mnie naczynie z pieczywem i skinieniem głowy zachęca mnie do zjedzenia. Podchodzę do niego powoli, uważnie stawiając każdy krok i lustrując mowę jego ciała. Opiera się o blat ale rękę ma wciąż przed sobą.

- To przykre - zaczyna, gdy wgryzam się w kromkę. - To, że się mnie tak wciąż boisz - eksplikuje pośpiesznie.

Po prostu udaję, że tego nie słyszałam, i że nie słyszę też głośnego bicia własnego serca, które aż łomocze o moje własne żebra. " Boisz się mnie. Prawda czy fałsz?", pyta, gdy z trudem przełykam chleb, który jest tak dobry, że wpycham go do ust zupełnie suchy. Jest jeszcze ciepły. Skórkę ma chrupką, ale środek jest rozkosznie ciepły. Gryzę kolejny kawałek i żuję go dłuższą chwilę.

- Nie boję się ciebie - odpowiadam i żeby pogłębić swoją wiarygodność staję obok niego. Ramię w ramię. Skręca głowę w moim kierunku, a ja odwracam wzrok, ale zaraz potem odpuszczam i kładę głowę na jego ramieniu.Chcąc pokazać mu, że się go nie boję, staję przed nim, wspinam się na pace i całuję go w policzek. Czuję jego gorącą skórę pod ustami i kiedy w końcu się od niego odrywam, moje wagi zaczynają mrowić, a zaraz potem drżeć z zimna. Przyciskam więc wargi do jego warg i przytrzymuję je przy sobie przez chwilę. Odrywam się i powtarzam tę czynność, zarzucając mu ręce na szyje. Jego dłonie opadają delikatnie - jedna na moje biodro, druga na kark. Całuję go zachłannie, a on oddaje pocałunek z taką samą intensywnością, wyraźnie zaskoczony moim posunięciem.

Peeta, którego znałam był zabawną, pełną uczuć osobą, o dobrym sercu. Peeta, którego widzę dziś jest praktycznie taki sam.

Kiedy patrzę w jego oczy i widzę ten samo niebieskie jezioro, pełne szczęśliwych iskierek, tak samo znajome jak wtedy, gdy patrzyły na mnie dwa lata temu, wiem, że to ten sam Peeta. Tyle, że dogłębnie skrzywdzony. Wiem, że te oczy - tęczówki i źrenice - od dziś będą wyznacznikiem jego samopoczucia. Wejdę przez jego oczy, żeby sprawdzić co siedzi mu w głowie i jak się czuje w danym momencie. A ja muszę zwracać na to uwagę, żeby o niego zadbać.

After the Hunger Games PLWhere stories live. Discover now