Rozdział 6

1.4K 138 9
                                    

Budzę się.

W pomieszczeniu panuje ciemność. Nie słychać żadnych szmerów, szeptów, stukotów, po prostu cisza. Próbuję się podnieść, lecz to nie jest proste. Boli mnie całe ciało. Spojrzałam na nie w dół i ujrzałam koszmar. Ciuchy leżały gdzieś zboku porozrywane. Na moich udach mogłam dojrzeć brutalne ślady napaści ojca. Siniaki, obtarcia, otwarte rany, zaschnięta krew, to wszystko pokrywało każdy centymetr mojego istnienia.

Powoli podczołgałam się do szafki, która stała najbliżej i za jej pomocą stanęłam na drżących nogach. Nie ustałam jednak długo. Po kilku sekundach z powrotem znajdowałam się na podłodze. Każdy mój mięsień odmawia posłuszeństwa i mam cholerną ochotę posłuchać ich, ale wiem, że jak tat wróci i zastanie mnie w salonie w takim stanie to będzie wściekły.

Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki wdech.

- Muszę się wziąć w garść. - powiedziałam do siebie.

Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Spojrzałam na nie przerażona. Kto mógł przyjść o takiej godzinie do mnie do domu. Co prawda była dopiero piętnasta, ale nikt mnie nie odwiedzał, a przyjaciele ojca przychodzili zazwyczaj wieczorem.

- Katya? Jesteś to ja Luke. Nie widziałem cię w szkole i chciałem się zapytać czy wszystko okey. Katya? Halo? Jesteś? - słyszałam.

Przestałam nawet na chwilę oddychać, aby przypadkiem nie pomyślał, że jestem w domu. W duchu dziękuję, że tata chociaż zasłonił rolety w salonie i nikt nie może zobaczyć co się u nas dzieje.

Minęło pięć, dziesięć, a potem piętnaście minut, a Luke dalej nie odszedł spod moich drzwi. Traciłam już pomału cierpliwość do tego człowieka. Nie rozumiem co on tu robił, skoro rzekomo się nienawidzimy.

- Katya? Jesteś? Zapewne nie. Minęło dwadzieścia minut, a z twojego domu nie dobiegł żaden dźwięk. To dość dziwne. Gadam sam do siebie. - zaśmiał się. - Ale nie mam nic innego do roboty. Martwię się o ciebie. Zapewne rodzice zabrali cię do lekarza, a ja jak jakiś debil siedzę na twoim progu. Jak przyjedziesz to się uśmiejesz, jestem pewny.

Luke dalej ciągnął swój monolog, a mi się z każdą minutą kończył czas. Ojciec powinien być w domu za piętnaście minut, a temu tam Romeo nie śpieszy się najwyraźniej. Jedynym wyjściem jest ujawnienie się.

- Nudzi mi się wiesz? W sumie te drzwi są nawet wygodne. Gdyby nie były z takiego twardego drewna, albo gdyby zamontował tu ktoś jakiś hamak, albo fotel postawił, to byłoby idealnie. Ale nie będę wybrzydzał. Pamiętam jak kiedyś... - nie mogłam dłużej wytrzymać musiałam coś powiedzieć. Zegar tykał przeraźliwie.

- Luke mógłbyś się już zamknąć i iść do domu. - krzyknęłam.

Usłyszałam szmer na zewnątrz i głos chłopaka.

- Katya? Jesteś? Czemu się nie odzywałaś, co? - zapytał pośpiesznie.

- Luke idź sobie.

- Nie, dopóki nie odpowiesz.

- Bo tak.

- Bo tak, nie jest odpowiedzią.

- Dla mnie jest. No idźże w końcu do domu!

- Nie dopóki nie zobaczę czy wszystko z tobą w porządku.

- Wszystko okey. Serio. Luke musisz iść.

- Czemu? - zapytał.

- Mój tata zaraz będzie.

- No i? Powiem mu, że jestem twoim kolegą ze szkoły i, że przyniosłem ci lekcje, bo dziś cię nie było.

Przełknęłam ślinę. Będę musiała jeszcze sobie napisać usprawiedliwienie od taty. On nie może się dowiedzieć, że nie byłam w szkole. Nie będzie go obchodziło, że to jego wina, zżuci wszystko na mnie.

- NIE ! - krzyknęłam pośpiesznie.

- Katya? Jesteś pewna, ze wszystko dobrze?

- Tak. Idź już sobie. Proszę. - szepnęłam.

- No dobrze. Skoro jesteś pewna.

Dosłyszałam jeszcze jak Luke schodzi z mojej werandy. Potem już nic. Teraz najważniejsze to, żebym ogarnęła dom. Ale nie mam pojęcia jak to zrobić nie ruszając się.

Sięgnęłam drżącą dłonią po ciuchy, albo raczej strzępy jakie z nich pozostały. Nałożyłam je na siebie i tak siedziałam. Nie miałam już siły. Spojrzałam na zegar i wiedziałam, że on zaraz będzie w domu, a ja na krok nawet nie drgnęłam ze swojego miejsca. Oberwie mi się.

Jednak mijały minuty, a on nie przychodził. Odetchnęłam głęboko i poczułam w jakimś sensie radość. Skoro go nie było to oznacza, że wyszedł gdzieś z " przyjaciółmi ".

Obok mnie leżał mój telefon. Na ekranie ukazało się powiadomienie z Kik'a.

penguin: Katya? Do cholery powiedz mi jak się czujesz!

snow13: Znamy się? Odpowiedz mi w końcu!

penguin: Tak.

snow13: Rozwiń to.

penguin: Powiedz mi najpierw jak się czujesz?

snow13: Dobrze ( wiadomość usunięto)

snow13: Do dupy........

penguin: To czm do diabła nie otworzyłaś drzwi.

Usta same otworzyły mi się w szoku. Luke.

snow13: Luke?

penguin: Tak?

snow13: Spierdalaj z mojego życia. Nie masz dość torturowania mnie!

penguin: To nie tak. Katya mi zależy na tb. Porozmawiajmy na spokojnie.

snow13: NIE !

penguin: Proszę. Wyjaśnię wszystko.

snow13: Nienawidzimy się!

penguin: Ja cię lubię, ale nie mogę. Lecz chcę.

snow13: Ale to sensu nie ma.

penguin: Wiem. uwierz już nigdy cię nie skrzywdzę. Przysięgam. Zacznijmy od początku. Proszę, wybacz mi to wszystko co dotychczas się stało między nami.

snow13: Luke... Ja... Odejdź!

penguin: Nie.

penguin: Katya?

penguin: Cholera kobieto! Odpowiedz mi!

penguin: Przepraszam nie powinienem krzyczeć. Proszę odpisz.

penguin: Śnieżynko. Proszę.

Odczytywałam wszystko, ale już nie miałam siły odpisywać. Byłam zmęczona. Chciałam spać. Nie ważne, że dalej leżałam w salonie. Po środku swojej krwi, brudna i obolała.


+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

No i mamy kolejny rozdział :D

Cieszycie się?

Liczę na komentarze i gwiazdki :D

Przepraszam, że tak długo nie dodawałam.

Nie było czasu i weny :D

Pozdrawiam,

Klaudia :*


Przez nienawiść do miłości. / L.H.Where stories live. Discover now