Rozdział 3

711 24 3
                                    

Główny Pałac Królewski był pięknym miejscem. Kiedy z daleka patrzyło się na mury wydawały się zimne i nie do przebycia. Kiedy jednak mijało się je nie można było nie westchnąć z zachwytu. Rozległe łąki i lasy, które otaczał zewnętrzny mur były wprost wymarzonym miejscem do konnych przejażdżek. Za wewnętrznym murem wypielęgnowane i wypieszczone do ostatniego listka rozciągały się ogrody. Dopiero pośród nich można było ujrzeć smukłą i dostojną, a jednocześnie złowieszczą i potężną sylwetkę pałacu. Przez całą podróż rozmawiałyśmy w różnych językach. Królowa chciała się przekonać czy są one przeze mnie rzeczywiście tak dobrze opanowane, jak twierdzą nauczyciele ze szkoły. Teraz jednak, gdy mijałyśmy wewnętrzny mur nawet ona, choć mieszkała tu od tak wielu lat, westchnęła z zachwytu.

- Ten widok nigdy nie przestanie zapierać tchu w moich piersiach - stwierdziła cicho, a my jej zawtórowałyśmy.

Piękno tego widoku niemal równało się strachowi, jaki odczuwałam. Niemal. Był on paraliżujący i trzymał w ramionach każdą nawet najdrobniejszą cząstkę mojej jaźni.

Gdy wchodziłyśmy po schodach wejściowych monarchini zwróciła się do mnie.

- Oda będzie twoją osobistą pokojówką. Zabierze cię teraz do twoich pokoi, byś mogła się odświeżyć. Zobaczymy się za chwilę na kolacji.

Pokoje gościnne były na drugim piętrze. Tam właśnie znajdowały się również moje pokoje. Jeden z nich mieścił kanapę dwa fotele oraz stolik kawowy stojący przed kominkiem. Drugi zaś wielkie łóżko z baldachimem, dwie komody, dwie niższe szafki nocne, a także małe biurko obok którego stało krzesło. Oba pokoje były utrzymane w tonacji niebiesko-czarnej, co bardzo mi odpowiadało. Naprzeciwko drzwi, którymi weszłam znajdowały się drzwi do łazienki, a po prawej drzwi balkonowe. Wyjrzałam przez nie i poczułam piękne zapachy kwiatów mieszające się ze sobą.

*****

Schodząc na kolację spotkałam na schodach Elżbietę. Rozmawiałyśmy radośnie, aż do drzwi jadalni. Ze względów etykiety weszłam na salę przed nią. Miałam na sobie swoją ulubioną suknię. Miała rękawy trzy czwarte i niezbyt głęboki dekolt. Granatowy gorset odcinał się od delikatnego błękitu. Dygnęłam przed rodziną królewską i zajęłam swoje miejsce. Elżbieta wsunęła się tuż za mną i od razu zajęła swoje. Gdy weszłam książę rozmawiał o czymś ze swoją młodszą siostrą, lecz odkąd mnie zobaczył nie spuścił ze mnie wzroku. Judyta chichotała tak cicho, że śmiech można było bardziej rozpoznać po szybkim unoszeniu się i opadaniu jej ramion. Kiedy siostra zajęła miejsce koło niej od razu wskazała jej Roberta i coś powiedziała bardzo cicho. Dziewczyna spojrzała na niego później na mnie i również zachichotała ukradkiem. Siedziałam naprzeciwko niej tuż obok królowej. Kątem oka widziałam, że również para królewska przygląda się swojemu synowi i się uśmiecha. Król zmówił modlitwę i zajęliśmy się jedzeniem, lecz co jakiś czas czułam na sobie wzrok księcia. Posiłek upłynął w milczeniu. Opuściłam jadalnię jako ostatnia tak, jak nakazywała etykieta. Na korytarzu czekał na mnie nie kto inny, jak znienawidzony przeze mnie Robert.

- Chciałem się przejść po ogrodzie. Zechcesz mi towarzyszyć - spytał wyciągając do mnie ramię. Prawda była taka, że nie bardzo mogłam odmówić. Więc oparłam swoją dłoń na jego ramieniu i pozwoliłam się poprowadzić do ogrodu.

- Pięknie wyglądasz - zaczął cicho. Jego głos nie był głośniejszy od szeptu.

- Dziękuję, wasza wysokość - odpowiedziałam.

- Chyba już wiesz dlaczego tu jesteś? - jego wzrok był skierowany na mnie. Nie patrzył pod nogi ani przez chwilę. Przytaknęłam. - Większość dziewczyn na twoim miejscu skakałaby z radości, że spotyka je taki zaszczyt.

Marmurowa KrólowaWhere stories live. Discover now