Rozdział 25

531 26 4
                                    

Nora

Jęknęłam unosząc ciężkie powieki. Gdzie ja jestem? Co tutaj robię? Nagle wspomnienia zaczęły napływać z mocą burzy gradowej. Mieszkanie. Mężczyzna. Strach. Justin. Ból. Gdzie on mnie zabrał? Podniosłam się do pozycji siedzącej. W pomieszczeniu panuje ciemność. Ból przeszył mi głowę i brzuch, kiedy tylko spróbowałam unieść się do pozycji siedzącej. Mrugałam starając się przyzwyczaić do ciemności. Wyciągnęłam drżącą rękę przed siebie chcąc zobaczyć chociaż jej kontur, ale to niemożliwe. Jest za ciemno. Pomieszczenie zrobiło się duszne, czuje jak ściany przybliżają się do siebie. Ucisk w klatce piersiowej narasta z każdą chwilą. Zaczęłam ciężko oddychać próbując się podnieść, a kiedy chwiejnie stanęłam na nogach zaczęłam wciągać powietrze z taką prędkością, że zakręciło mi się w głowie. Wymacałam ścianę po swojej prawej stronie i zaczęłam poruszać się po omacku po pomieszczeniu, aż trafiłam na drzwi. Po dość długiej chwili poczułam zimny metal w dłoni ciągnęłam i szarpałam, ale drzwi nie ustępowały.

- Pomocy! Błagam! Niech mi ktoś pomoże!

- Błagam!

Kiedy pomoc nie nadchodzi zaczęłam opadać z sił, suchość w ustach po tak długim krzyczeniu zaczyna mi doskwierać. Jak długo tutaj jestem? Czas mijał i ciągną się niepowstrzymanie, a ja siedzę oparta o drzwi starając się uspokoić i wziąć w garść. Czy Justin jest teraz w moim mieszkaniu? Czy mnie szuka?

Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu słyszę kroki. Ciężkie buty uderzają o betonową podłogę. Odczołgałam się od drzwi najdalej jak mogłam modląc się, żeby nie dostrzegł mnie w ciemnościach. Szczęk klucza i ktoś znajduje się w pomieszczeniu. Zagryzłam wnętrze policzka tak mocno, aż poczułam metaliczny smak krwi na języku. Drzwi trzasnęły i zamek znowu został zamknięty. Błagam, błagam, błagam.

Coś rozjaśniło pomieszczenie. Zmrużyłam oczy na tak nagłą ilość światła. W rogu pomieszczenia stoi lampa rozświetlająca podłogę. Dzięki niej mogłam dostrzec, że pomieszczenie jest prawie całkowicie puste, zero okien, zero włączników światła, po prostu betonowa klatka, a na jej środku krzesło, które musiał wnieść ze sobą gdy wszedł. Ale to co najbardziej mnie przeraziło stoi niespełna metr ode mnie. Mała ilość światła pokrywa go do pasa, reszta jest schowana w ciemności.

- Czego ode mnie chcesz? - nie poznaje własnego głosu.

- Trochę zabawy. - zbliżył się do mnie i brutalnie złapał za ramie podciągając mnie do góry.

Syknęłam z bólu czując jak rana na brzuchu rozrywa się, a krew zaczyna ściekać po skórze.

Pchnął mnie na krzesło po czym unieruchomił mi ręce pasami przylegającymi do podłokietników, nogi przykuł do nóg krzesła. To nie była ta sama osoba, która wyciągnęła mnie z mieszkania. Teraz, gdy się schylił i wiązka światła padła na jego głowę rozpoznałam blond loki chłopaka z parkingu przed hotelem. Kyle. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie mówi przez modulator.

- Gdzie ja jestem? - zapytałam, kiedy wstał.

Spoliczkował mnie.

- Nie ty tu zadajesz pytania.

- Czego ode mnie chcesz? - nie ustępowałam.

- Ja? Ja chce ci pomóc. - uśmiechnął się zbliżając swoją twarz do mojej - Zaczynajmy. - klasną w dłonie odsuwając się ode mnie - Opowiedz mi o wypadku twoich rodziców.

- Nie wiem po co jest ci to potrzebne. Co cię to obchodzi? Co jego to obchodzi?! - próbowałam poluzować pasy ale czym bardziej się szarpałam, tym bardziej raniły mi nadgarstki. Nie mam na sobie bransoletki. Zdejmuję ją do snu. Zamiast niej oba nadgarstki oplatały mi bransolety z czerwonymi migającymi światełkami.

Hold me close, don't let goNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ