Rozdział 4

1K 76 11
                                    

Nora 

Tego samego dnia w nocy leżałam wtulona w poduszkę myśląc o niedawno poznanym chłopaku. Jego karmelowe tęczówki pojawiały się gdy tylko zamykałam oczy, wyglądał na pewnego siebie, ale coś w jego wzroku sprawiało że wydawał się poraniony przez życie. Sms. Tak, ten cholerny sms który dostałam kiedy z nim rozmawiałam " Nowe znajomości? Pamiętaj, obserwuję Cię ". Już wtedy wiedziałam co powinnam zrobić, nie chcę więcej nikogo narażać. Wszyscy wokół mnie umierają. Zupełnie jakby ciążyła nade mną jakaś klątwa. Tracę wszystkich których kocham, muszę się zdystansować od przyjaciół, od wszystkich. Wiem, że będzie im przykro, bo ich odtrącę, ale nie mam innego wyjścia, muszę ich chronić, żeby mój prześladowca nie obrał ich sobie na cel, chcąc zranić mnie.

Ciche pukanie do drzwi obudziło mnie o piątej nad ranem, przecierając oczy z ziewnięciem wstałam z łóżka i poczłapałam do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i to co zobaczyłam ani trochę mnie nie zdziwiło. Mała brązowowłosa dziewczynka z dużymi brązowymi oczami przytulała do siebie przytulankę popłakując cichutko. Jej zniszczona piżamka była wygnieciona i wisiała na jej chudym ciałku. Szybko otworzyłam drzwi wiedząc co się stało wzięłam małą kołysząc w ramionach, dziewczynka płakała bardzo długo tuląc się do mnie. Gdy już się trochę uspokoiła odsunęłam ją od siebie wycierając jej zapłakaną buzię.

- Czy to znowu się dzieje Kathy? - zapytałam całując ją w czoło

- T-tak. - wyjąkała pociągając noskiem.

- Poczekasz tutaj na mnie? Możesz pójść spać, lub włączę Ci bajkę, a jak wrócę zrobię gorącą czekoladę i będziemy leniuchować cały dzień. - uśmiechnęłam się i zaczęłam łaskotać małą.

- S-spać. - odpowiedziała przez chichot.

Zaniosłam ją do łóżka i przykryłam kołdrą. Kathy jest cudownym dzieckiem które nie miało szczęścia w życiu. Jej ojciec wychodził wieczorami i wracał nad ranem kompletnie pijany, jej mama wiele razy przez to obrywała, ale prosiła mnie żebym nie szła z tym do nikogo, bo zabiorą jej małą.

Wyszłam na klatkę owijając się ciasno szlafrokiem, zamknęłam za sobą drzwi na klucz i ruszyłam do mieszkania nade mną. Drzwi były uchylona, a zza nich dochodziły głośne krzyki.

- Ty dziwko! - plask - Pierdolona szmato! - brzęk tłuczonego szkła.

Nie czekając ani chwili dłużej wtargnęłam do mieszkania, skulona kobieta płakała w kącie, a postawny mężczyzna unosił się nad nią ciągnąc za jej łokieć.

- Wstawaj!

- Mark, nie chcesz tego robić. - powiedziałam na tyle głośno żeby starszy mężczyzna mnie usłyszał.

Odwrócił głowę w moją stronę puszczając łokieć żony.

- Spierdalaj stąd. - podszedł do mnie tak blisko że mogłam poczuć woń alkoholu. - Wynocha! - wrzasną.

To czego nauczyłam się przez tyle lat było to, że nie można okazywać strachu. Serce tłukło mi się w piersi, a ręce zaczęły nerwowo drżeć, jednak stałam przed nim patrząc mu prosto w oczy.

- Nigdzie stąd nie pójdę dopóki sam stąd nie wyjdziesz. - warknęłam unosząc podbródek.

- Ty mała pizdo, nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy! - zawarczał chwytając mnie za nadgarstek z taką siłą, że poczułam przeszywający ból, zupełnie jakby połamał mi kości. Syknęłam.

- Puść mnie, policja jest już w drodze. Jeśli zaraz stąd nie wyjdziesz będziesz miał kłopoty. - policja zawsze na niego działała, nigdy jej nie wzywałam, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Zamiast tego wcześniej zadzwoniłam do Dylana.

Hold me close, don't let goWhere stories live. Discover now