rozdział 2

938 76 12
                                    

Harry szarpie swoje rękawy, kiedy wchodzi do kościoła. Jest około 10 minut wcześniej, więc na dziedzińcu wciąż jest pełno studentów, witających się i wymieniających letnie newsy z przyjaciółmi. Skina na dziewczynę, która podaje mu śpiewnik i rozgląda się za miejscem z tyłu. Jego rodzice zawsze siadają blisko przodu-jeśli nie w przedniej ławce-ale Harry nie lubi, kiedy dużo ludzi może go zobaczyć, szczególnie ludzie za nim, których nie może on sam. Wie, że to absurdalne, ale zawsze czuje jakby patrzyli na niego. Ten strach, że mogą powiedzieć, że coś jest z nim nie tak, sprawia, że chce oberwać swoją skórę, zatopić się pod ławką i wchłonąć w dywan.

To raczej rozpraszające myśli, by mieć je podczas mszy, więc w końcu wybiera ławkę z tyłu. Opada na klęcznik i złącza razem dłonie.

Proszę pomóż mi. Tak bardzo, bardzo się boję. Pomóż mi oprzeć się pokusom. Proszę pomóż mi być najlepszym, jakim chcesz bym był. Pozwól mi wypełnić twoją Wolę. Modlitwy Harryego są wariacją ostatnich kilku tygodni. Wie, że nie powinien wątpić w swoją wiarę, ale łatwiej powiedzieć niż zrobić, szczególnie jeśli czuje się jak oszust. Harry nie powinien tak się czuć. Od teraz ma być lepszy.

Na szczęście, rozprasza się od swojego wewnętrznego zamieszania, kiedy chór podejmuje się rozpoczynającego hymnu i wszyscy wstają. Przy czytaniu Ewangelii, Harry czuje się jak w domu. Zatraca się w znajomym otoczeniu i choreografii usiądź-wstań-uklęknij. Po Ojcze Nasz, uspokaja się wystarczająco od hiperwentylacji, kiedy chłopak siedzący obok niego wyciąga dłoń w jego stronę. Harry klepie ją lekko, okazując solidarność w wyrazie jego próby koleżeństwa, cały czas zastanawiając się czy chłopak może poczuć wilgoć potu na jego dłoni. Zgaduje, że może, ale jest na tyle uprzejmy, by mimo to potrząsnąć dłonią Harryego jako znak pokoju.

Z przyzwyczajenia, czeka do ostatniego akordu finalnego hymmu, nim wymyka się z ławki. Na dziedzińcu kilku studenów stoi przy drzwiach, rozdając ulotki o nadchodzących wydarzeniach Ministerstwa katolickiego na terenie szkoły. Harry przyjmuje jedną z miłym uśmiechem, licząc na swoją socjalizację na ten dzień i prawie wydostaje się z kościoła bez szwanku, ale oczywiście musiał przywalić łokciem w twarz jakiejś biednej dziewczyny, kiedy wyślizgiwał się z tłumu na zewnątrz.

- Tak bardzo, bardzo przepraszam - przeprasza, trzymając ręce bezużytecznie, podczas gdy dziewczyna pociera grzbiet swojego nosa.

- Nie, nie martw się o to. - odpowiada, ale grymas na twarzy podkopuje pewność jej słów. Pociera spód nosa jednym palcem. - Zero krwi. Mamy się dobrze - posyła zbolały uśmiech Harryemu, który prawdopodobnie jest czerwony na twarzy i wciąż nie opuścił swoich rąk. Zmusza je do tego i niezręcznie szura nogami.

- Przepraszam - powtarza.

- To naprawdę nic wielkiego. Wypadki się zdarzają. - wzrusza ramionami - Swoją drogą, jestem Demi.

- Harry - wyciąga dłoń, patrząc jak kompletnie ujmuje jej malutką, pokrytą tatuażami. Jest odrobinę przerażony, ponieważ twoje ciało to świątynia, idealnie zaprojektowana przez Stwórcę, czy ta dziewczyna nie powinna o tym wiedzieć, zamiast tak bezcześcić swoją? Ale potem, po nie do końca dyskretnej inspekcji, odkrywa, że ta dziewczyna, Demi, ma krzyż i stado gołębi zdobiące jej skórę. Jak.. interesująco.

- Podoba ci się mój tatuaż? - natychmiast się rozjaśnia - Te zrobiłam w okresie letnim.

- Oh - odpowiada Harry, by ominąć odpowiedź na pytanie.

Demi wskazuje na ulotkę trzymaną w dłoni Harryego. - Pierwszoroczny? - potakuje - Powinieneś koniecznie przyjść. Dużo fajnych, o podobnych zainteresowaniach ludzi. Totalnie bezpieczne miejsce.

Shake Me Down | larry tłumaczenie ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now