6.Szkoła dla półaniołów

288 34 4
                                    


W tym rozdziale wystąpi kilka przekleństw, ale nie zrażajcie się tym. Alice jest po prostu odrobinkę wulgarna i towarzyszą jej emocje związane ze zmianą otoczenia.

Obudziłam się w...szpitalu? Wszędzie była biel i zieleń. Koło mnie znajdowały się jeszcze trzy łóżka, ale nikt na nich nie leżał. W sali było nienaturalnie cicho. Żadnych dźwięków i ani żywej duszy. Czy to wszystko, to był sen? Ostrożnie skierowałam głowę w prawą stronę. Ujrzałam czarne piórka. Moje czarne piórka. Jednak to nie sen, ale co zdarzyło się ostatnio? Jechałam samochodem z Gabrielem i dostałam jakiś środek usypiający...chyba. Dupek. Czasami nie wiem co mam ze sobą zrobić. Koleś jest tak irytujący, że nie da się z nim wytrzymać, a jednak czasami miewa swoje lepsze dni. No i jest cholernie przystojny...Ale pomińmy szczegóły.

Wstałam z łóżka i podeszłam do białych drzwi. Niestety były zamknięte. Spojrzałam na swoje skromne ubranie, które stanowiła biała koszula. Szarpnęłam za klamkę i usłyszałam za sobą cichy śmiech.

-Gdzieś się wybierasz Królewno?- Całe szczęście koszula zakrywała pośladki, ale gdybym podniosła ręce...ewidentnie zobaczył by moje granatowe, koronkowe majtki, a ja spłonęłabym ze wstydu.

Bez słowa odwróciłam się do chłopaka. Był ubrany tak, jak zawsze, tylko że za plecami było widać białe skrzydła. Zdenerwowana podeszłam do Złotookiego i zapytałam:

-Co ty sobie wyobrażasz?!-Spojrzał na mnie wyraźnie zdezorientowany. Nie spodziewał się takiego wybuchu, ale zasłużył sobie na reprymendę, no i musiałam jakoś wylać swoje emocje, a że nie lubiłam się mazgaić odbyło się to w właśnie taki sposób.-Pojawiasz się w moim idealnym świecie i go niszczysz. Zabierasz mi przyjaciół, dom, rodzinę. Wszystko. Wieziesz mnie do jakiejś głupiej szkoły dla dziwaków. Po drodze udajesz miłego żeby potem wcisnąć mi jakieś pomarańczowe gówno, a teraz budzę się w szpitalu i nie wiem kurwa po co?! Co ja ci takiego zrobiłam?!-Spojrzał na mnie i zniknął w jednej chwili.-Pieprz się!- Powiedziałam do powierza i przywaliłam nogą w łóżko. Byłam tak zdenerwowana, że nawet nie poczułam bólu.

Kiedy już trochę ochłonęłam w moim pokoju pojawiła się kobieta w białym fartuszku.

-Witam. Jestem doktor Parker i będę obserwować twoje postępy w nauce jak i rozwoju fizycznym, i psychicznym. Masz może jakieś pytania Skarbeczku?- rzekła swoim przesłodzonym głosem.

-Kiedy mogę wrócić do domu?

-To jest teraz twój dom.

-Ta sala?

-Nie, ta szkoła. Przyniosłam ci ubrania. Jak się przebierzesz zaprowadzę cię do twojego pokoju i znajdę kogoś, kto oprowadzi cię po szkole.-Bez żadnego komentarza wzięłam ubrania, które dr Parker położyła mi na łóżku i poszłam do łazienki. Ubrania, które dostałam były oczywiście czarne- czarny T-shirt, czarne rurki (bardzo wygodne), czarna skurzana kurtka, czarny stanik, czarne majtki, czarne skarpetki i czarne trampki. Kiedy byłam gotowa wyszłam z sali za dr Parker. Droga wiodła najpierw przez krótki korytarz, a potem przez długi, po którym chodzili uczniowie. Czułam na sobie spojrzenia ich wszystkich. Byłam jakimś dziwadłem nad dziwadłami. Na sam koniec weszłyśmy po schodach i skierowałyśmy się na prawo. Dr Parker zatrzymała się przed jakimiś drzwiami i podała mi klucz oraz jakąś karteczkę.

-Widujemy się w każdy piątek o 17.00. Życzę miłego pobytu.- Za drzwiami przy których wcześniej stałam znajdował się mały niebieski pokój z łazienką. Pokoik był bardzo przytulny. Przy dość sporym łóżku znajdowała się mała półka z lampką, a przy niej moja walizka. Pusta walizka. Otworzyłam dość sporą szafę i zobaczyłam moje ubrania porozwieszane i równo poukładane. Nie tylko moje ubrania. W szafie było też mnóstwo czarnych rzeczy, podobnych do tych, które miałam na sobie. Na dole stały moje trampki i dwie pary innych butów (oczywiście czarnych). Kiedy wyjrzałam przez okno zobaczyłam niesamowity park z mnóstwem drzew, ławek i stolików. Niektórzy jedli właśnie lunch. Spojrzałam na zegarek. Była 12.00. Przez chwilę wyglądałam jeszcze przez okno, a kiedy nacieszyłam swoje oczy poszłam zobaczyć łazienkę. Była dosyć spora i ładna. Miałam i wannę, i prysznic. Do tego przy włączniku na światło znajdowało się mnóstwo różnych przycisków. Włączały one kolorowe światełka i muzykę. Odlot. Po chwili usłyszałam jak ktoś puka do drzwi. Otworzyłam niepewnie i zobaczyłam wysokiego bruneta z fioletowymi oczami.

-Cześć. Jestem Lucas, a ty musisz być Alice, zgadza się?- Kiwnęłam tylko głową nadal patrząc się w jego oczy.-Mam cię oprowadzić po szkole. Chcesz przejść się teraz, czy może kiedy indziej, albo mam spadać i poradzisz sobie sama?

-Chodźmy teraz.-powiedziałam odwzajemniając uśmiech. Jak się okazało Lucas był synem Archanioła Michaela, ale nie miał skrzydeł. Od razu go polubiłam. Oprowadził mnie po szkole, pokazał gdzie i z kim będę miała lekcje, zjedliśmy nawet razem lunch w parku, który widziałam z mojego okna. Podczas jedzenia zadał mi kilka pytań:

-Kto cię przyprowadził do szkoły?

-Gabriel.-pokręcił głową i wywrócił oczami na moje słowa.-Nie lubicie się, prawda?

-Aż tak widać?

- Jesteście zupełnie inni.-Tak to da się zauważyć. Gabriel jest trochę nadęty, egoistyczny, chamski i gra złego chłopca, a Lucas jest obrazem szczęścia, nadziei i niesamowitego spokoju. Łączy ich tylko jedno. Są nieziemsko przystojni.

-Gabriel to dupek. Uważa się za lepszego, bo ma skrzydła.

-Ja też je mam.

-Ale się nie wywyższasz, przynajmniej na razie.

-Muszę cię o coś zapytać.

-Dalej.

-Nosisz soczewki?- na początku byłam pewna, że tak, ale jestem w szkole dla półaniołów...

-Nie.-No to w takim razie ma najładniejsze tęczówki jakie w życiu widziałam. Jednorożec?

-A jaki dzisiaj dzień?

-Sobota.

-Czemu mam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią?

-To nie jest wrażenie.

-Czemu?

-Jesteś nowa i masz skrzydła. Teraz wszyscy będą o tobie mówić.

-Świetnie.

Nagle mina Lucasa zrzędła. Patrzył się na coś za mną. Ktoś położył mi ręce na ramiona.

-Alice, Skarbeczku. To, że jesteś wściekła nie znaczy, że musisz upadać tak nisko. Nie możesz się zadawać z kimś innym?

-Gabe (nowe zdrobnienie), Skarbeczku, nie możesz się ode mnie odwalić, bo szczerze mówiąc to mam cię dosyć.

Lucas zaśmiał się, ale wziął swoją tackę i odszedł żegnając mnie słowami:

-Jak będziesz chciała się spotkać to jestem pod 113.

Kiwnęłam głową i również wstałam, ale Blondas posadził mnie na swoje miejsce i usiadł przy mnie.

-Co ty odwalasz?

-A ty?

-Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie.

-Nie bądź takim dupkiem.

-Co cię ugryzło?

-Ty!

-Czy ja o czymś nie wiem? Byłem aż tak pijany, by nie zapamiętać tej nocy?

Odeszłam zostawiając go samego. Chciałam przywalić temu idiocie. Było świetnie dopóki ten gamoń się nie wpieprzył.

Wróciłam do swojego pokoju, wzięłam długą kąpiel w wannie i poszłam spać. Coś czuję, że nie będzie łatwo.



W mediach -Lucas

Między Piekłem a Niebem...Where stories live. Discover now