Życie według określonych, z góry założonych planów byłoby piękne, czyż nie? Żmudnie i skrupulatnie stworzona przez ciebie lista znalazłaby odzwierciedlenie w rzeczywistości. Byłbyś dumny, że wszystko się spełnia i nic ci się nie wymyka z rąk, nieważne jak wyidealizowane a nawet chore są twoje schematy, do złudzenia przypominające marzenia szaleńca. Ważne, że się spełniają.
Wytypowane numery i wygrana na loterii? Załatwione. Awans w pracy kosztem zwolnienia pracownika, którego nigdy nie lubiłeś z czystej zazdrości? I to cię spotka następnego dnia. A może zostaniesz gwiazdą rocka, uwielbianą i podziwianą przez tabuny rozhisteryzowanych, podnieconych do cna fanów? Podobno wystarczy tylko chcieć, wierzyć w to, wyobrazić sobie coś, czego się mocno pragnie, ułożyć w głowie odpowiedni plan realizacji celów i do dzieła.
Ale nagle budzisz się następnego dnia i zdajesz sobie sprawę, że to były jedynie dziecinne mrzonki. Bo gdyby tak rzeczywiście było, już dawno temu miałbyś wszystko, o czym śnisz po nocach. Jedynie co do ciebie dociera to fakt, że sam siebie oszukujesz. Mylisz wizualizację z wyobrażeniem. Wszechświat tak naprawdę ci nie sprzyja, a twoja motywacyjna nauka lgnie w gruzach i w morzu nigdy niekończących się potrzeb.
I tak naprawdę, to całe nieszczęście, które zwaliło cię nagle z nóg, nie dotyczy tylko i wyłącznie wielkich rzeczy, na które potrzeba czasu (a nawet i po określonym upływie czasu się nie spełniają). Chodzi również o te drobnostki, powodujące, że świat przestaje być takim, jakim chcesz by był. Twoje oczekiwania zostają tuż za drzwiami. Ręka, która miała zapukać, nagle zastyga w bezruchu. Gorąca, nieupita jeszcze herbata tkwi na stole, bo dostałeś ważny telefon i pędem musisz gnać na niezapowiedziane spotkanie. Przerywasz książkę w ważnym momencie, bo ktoś dobija się do drewnianej, prostokątnej powierzchni. Potrzebujesz wyciszenia, ale innym jest to w niesmak.
Los z ciebie drwi. Krzyżuje ci plany i pokazuje ci, że tak naprawdę nie żyjesz już własnym życiem. Zawsze jest ktoś inny. Zawsze jest coś ponadto. Zawsze pojawia się jakieś zamieszanie. Rozproszenie.
I nieważne, czy w to wierzysz, czy nie. Kwestia wiary nie ma tu żadnego znaczenia. Istotne jest, co z tym zrobisz. Jak zareagujesz? Co powiesz?
Do cholery, jakie wyjście wybierzesz?!
Te kilka dni odpoczynku były jej potrzebne tak jak potrzebny jest tlen do oddychania. Opuściła bezpieczne, cztery ściany i z niewielką torbą na ramieniu udała się na dworzec. Manchester powitał ją taką samą pogodą, jaka prezentowała się w Londynie – deszczową, ponurą, oziębłą i przyprawiającą o dreszcze. Ale tym razem nie miała nic przeciwko temu. Znalazła się w miejscu, w którym poznali się jej rodzice. Sentymentalnym, wywołującym wspomnienia zatartych rozmów, lecz i na nowo powodującym otwieranie się psychicznych ran. Jednak to był dobry ból, nie niósł wraz ze sobą tego paraliżującego odrętwienia, które ogarniało całe ciało. W końcu dał jej ukojenie, możliwość, a przede wszystkim zrozumienie, że to, co do to tej pory robiła nie można było nazwać życiem. Raczej powolnym, bolesnym egzystowaniem, prowadzącym do śmierci tylko i wyłącznie na własne życzenie. Bo jaki był w sens w wiecznym zamartwianiu się i męczeństwie ciążącym na drobnych, już wynędzniałych z wysiłku barkach? Popadała w coraz większą rozpacz. Tonęła w cierpieniu, które okazało się jej nieodłącznym towarzyszem. Wybawicielem i posłańcem diabła w jednym. I pomimo że podjęła decyzję o własnej śmierci, miała wrażenie, że ugrzęzła. W końcu zrozumiała, że to nie oznaczało przysłowiowego końca. W zamian stanęła w miejscu, patrząc jak ludzie żyją pełną piersią i ją omijają, bo najzwyczajniej w świecie przestali ją zauważać.
A przecież nigdy nie chciała takiego życia. Nigdy taka nie była. Od dziecka kochała rozgardiasz, chaos i hałas, bo napawały ją energią. Czuła, że jest w swoim żywiole. Musiała działać nieustannie, bez przerwy, bez chwili odpoczynku. Aż w końcu ten wielki zapęd żywiołowości zamieniła na pomaganie. Jej rodzice wiedzieli, że jest to najlepsze wyjście. Wiedziała to i ona. Szkopuł tylko tkwił w tym, że nigdy by nie przypuszczała, że będzie musiała pomagać samej sobie. Że samą siebie będzie musiała wyleczyć z cierpienia i wszelkiego zła, które w niej zalęgło z racji przykrych i bolesnych wspomnień.
YOU ARE READING
Don't forget
FanfictionNie pamiętam początku. Nie pamiętam siebie. Ale pamiętam wszystko to, co pomiędzy - brak blasku, radości z życia i pijanego szaleństwa. Na szczęście, liczne upadki pomagają się nam odrodzić na nowo.
