3. Wild

870 131 4
                                    

Wasze komentarze niesamowicie motywują. 
Dziękuję Wam! Jesteście niesamowici! 

-------------

"Staram się z całych sił, by nie upaść. W drodze do domu.
Bo próbowałeś mnie zniszczyć. 
Całowanie się przy płotach i ścianach.
W drodze do domu.
Zgaduję, że teraz to wszystko zaczyna działać"

-Rezygnuję z pamiętnika. Mam go w dupie, niech się mały skunks pieprzy-mówię zezłoszczony do Courtney, która jest po drugiej stronie linii. Słyszę wyraźnie, kiedy ciężko wzdycha. Mam ochotę rzucić telefonem o ścianę. Ale tylko wywracam oczami. Obiecałem wszystkim, że postaram się panować nad swoją złością. Tak. Jednak nikt mi nie powiedział, że będzie to tak trudne. Cholera?

-Niall-zaczyna, ale na chwilę się zatrzymuje-Dlaczego skunks?-pyta spokojnie, choć w jej głosie słyszę rozbawienie.

-Rozłączam się!-krzyczę i kończę rozmowę. Odkładam telefon na stół.
Siedzę w kuchni, w moim domu. Zajmuję jego górną część. Dół wynajmuję bezdzietnemu małżeństwu. Robię to, ponieważ cały budynek jest zbyt duży jak na jedną osobę. Ale nawet teraz, gdy nie jestem tak samotny, nie czuję się tu dobrze. Jeszcze nie. Nic nie urządzałem. Do tej pory nie miałem na to głowy. Czuję jak tonę. Nie potrafię wypłynąć na powierzchnię. Pomocy.
Nagle rozlega się po mieszkaniu dźwięk dzwonka do drzwi. Unoszę głowę znad kubka z herbatą, marszcząc brwi.
Wstać i otworzyć? Nie mam ochoty na towarzystwo. Ale muszę zachowywać się jak normalny dwudziestolatek. Spróbuję.
Wstaję i idę szybko do drzwi frontowych. Zerkam przez wizjer. Widzę mamę z Gregiem. Wzdycham i otwieram im.

-Co was do mnie sprowadza?-pytam z zaciekawieniem. Choć tak naprawdę nie interesuje mnie to. Wciąż nie mam ochoty na żadne towarzystwo. Wolę być sam.

-Upiekłam ciasto-odpowiada kobieta patrząca na mnie z niepokojem. Wpatruje się w moją bladą twarz. Podkrążone oczy. Nie mają już żadnego blasku. Stały się matowe.
Zauważam jak mama smutnieje. Stara się tego nie pokazywać. Nie udaje jej się to.
Przenoszę spojrzenie na ciasto, które trzyma w dłoniach. Jest przykryte ściereczką.

-Mamo, przejechaliście 38 kilometrów, żeby dać mi ciasto?-unoszę brew.

-Chcieliśmy sprawdzić jeszcze co u ciebie. Widzę, że mimo wszystko jest nieco lepiej, niż ostatnio-wchodzi razem z Gregiem do środka, kiedy robię im miejsce. Zamykam drzwi.

-Nie wiem. Może-wracam do kuchni. Idą za mną. Mama od razu zaczyna sprzątać w kuchni, a Greg w niej buszować. Wywracam oczami i dopijam swoją herbatę.

-Wiem, że dopiero przyjechaliście...ale naprawdę jestem śpiący po lekach.-mamroczę, drapiąc się w zakłopotaniu po karku. Mama patrzy na mnie, a potem macha ręką.

-Nie ma problemu. Idź odpocząć, ja w tym czasie posprzątam mieszkanie. A Greg mi pomoże, tak?-patrzy na niego. Ten krzywi się i jęczy w niezadowoleniu, ale ostatecznie się zgadza. Wiem, że wolałby grać na konsoli. Chce mi się śmiać. Ale nie robię tego. Nie mam siły.

-Dzięki, mamuś-całuję ją w policzek i idę do sypialni. Zamykam za sobą drzwi na klucz. Taki nawyk. Większość swoich nocy spędziłem u Zayna w pokoju. Zawsze zamykaliśmy się w jego czterech ścianach, aby jego pijany ojciec nie zrobił nic przykrego i głupiego.
Podchodzę do dużego okna z zamiarem opuszczenia na nie żaluzji. Patrzę jeszcze przez chwilę na sąsiednie domki. Chcę już zasłonić okno, ale zatrzymuję swoje ruchy, gdy widzę znajome auto. Zatrzymuje się przy domu z naprzeciwka. Czuję się dziwnie. Jakby nerwy chciały mnie rozszarpać od środka. Nie wiem o co chodzi. Dopóki nie wysiada z samochodu znienawidzona przeze mnie blondynka. A zaraz po niej kierowca. Zayn.
Zmienił się. Tak bardzo.
Jest szczuplejszy. Bardziej przystojny. Umięśniony. Stanowczo wydoroślał.
Jego ciało teraz jest pokryte niezliczoną liczbą tatuaży.
Nie poznaję go. Ale wiem, że to mój Zayn.
Czuję jak kręci mi się w głowie. Mam wrażenie, że zaraz stracę przytomność. Łapię się za głowę. Moje oczy łzawią, gdy na niego patrzę.
Podchodzi do kobiety. Rozmawia z nią. I nagle patrzy w moje oczy. Czuję jak wtedy pozostałości kolorów znikają z mojej twarzy. Niedobrze mi.
Zayn wydaje się być przerażony i zaskoczony moją obecnością tutaj. Widzę jak przełyka ciężko ślinę. Jego Jabłko Adama ledwo się rusza.
Odwraca wzrok znów koncentrując się na kobiecie przed nim.
Nagle uśmiecha się. Tak pięknie. Ale nie do mnie. Tylko do niej. Przyciąga blondynkę bliżej siebie za biodra. I całuje ją.
Kawałki mojego serca pękają na jeszcze mniejsze. Zaczynam ciężej i szybciej oddychać. Mrugam szybko, żeby pozbyć się łez.
Kiedy Zayn znów na mnie patrzy, ja szybko opuszczam żaluzję na okno. Nie jestem w stanie już na niego patrzeć. Z upływem czasu miało być lepiej. Zapewniano mnie o tym. A tymczasem to boli jeszcze bardziej. Widok ich razem zniszczył mój mur oddzielający uczucia od umysłu. Stworzyłem go, bo nie chciałem już cierpieć. Teraz czułem się jeszcze bardziej zniszczony, niż przedtem. Nie chcę tego. Zabierzcie to ode mnie. Proszę.
Opieram dłonie na parapecie. Przenoszę na nie swój ciężar. Znów czuję się taki lekki. Ale niespokojny, zrujnowany. Tym razem nie mogę oderwać się od ziemi, latać. Mimo lekkości jaką odczuwam wciąż jestem za ciężki. Nie widzę zupełnie swojego nieba. Zniknęło w otchłani smutku i żalu. Zabierając gwiazdy ze sobą.
Daleko. Poza mój zasięg.
To takie okrutne.
Wypuszczam drżący oddech cofając się. Chwilę później wypadam z sypialni jak poparzony. Biegnę do gabinetu. Tam jest mój pamiętnik. Wyciągam go roztrzęsiony. Już nie potrafię powstrzymać szlochu.

-Walić wszystko- wyciągam długopis, siadam przy biurku i piszę. Teraz to mój jedyny ratunek.

~3 lipiec 2015 rok~

Pamiętam jak razem chodziliśmy po wybrzeżu. Trzymaliśmy się za ręce uśmiechnięci, co chwilę skradając sobie z ust pocałunki. Byliśmy tacy szczęśliwi. Nie potrafiłem tego opisać zwykłymi słowami. 
Co chwilę wpatrywałem się w rozpromienioną twarz Zayna. Jaśniała cudownie w słońcu. Miałem wrażenie, że jest moim aniołem. Wcześniej upadł, potrzebował pomocy, by mógł powstać i znów cieszyć się życiem. Zaoferowałem mu swoją pomoc. Pragnąłem jego szczęścia jak nic innego na świecie.
Udało mi się pomóc mu powstać.
Teraz codziennie na jego twarzy gościł uśmiech. Coraz częściej mogłem usłyszeć jego melodyjny śmiech. To było tak wiele dla mnie. Chciałem płakać z radości. 
Serce Zayna otworzyło się na mnie. Wiedziałem, że pragnął mnie zachować przy sobie choćby nie wiem co. To dzięki mnie był rozpromienionym chłopakiem.
Mówił mi to. Tak często.
Czułem wtedy ciepło na sercu. To było cudowne móc słyszeć słowa wdzięczności z jego strony. Byłem dla niego bardzo ważny. Nie mógłbym być bardziej za to wdzięczny. Ponieważ Zayn także zajmował kluczowe miejsce w moim sercu. Powiedziałem mu to, gdy pod wieczór siedzieliśmy na wzgórzu piaskowym. Przytulaliśmy się. Wtedy chowałem twarz w jego szyi. Byłem zaskoczony swoim wyznaniem. Nie sądziłem, że jestem w stanie zdobyć się na to. Poczułem nagle ogromny stres. No bo, co bym zrobił, gdyby mnie odrzucił? Nie poradziłbym sobie. Większość mojego życia był przy mnie. Obawiałem się. Bardzo.
Jednak Zayn w tamtym momencie wydawał się szczególnie szczęśliwy. Jakby wygrał los na loterii.
Powiedział, że się cieszy, a to wywołało na mojej twarzy czuły uśmiech. Ogarnęła mnie nagła ulga. Wypełniła całe moje ciało. Czułem się już spokojny. Nie musiałem się obawiać.
Pocałowałem delikatnie jego szyje. Drżał. Robił to za każdym razem, gdy dotykałem ustami jego skóry. Była taka delikatna. 
Zapadła długa cisza. Ale nie była ona niekomfortowa. Wręcz przeciwnie. Jednak Zayn postanowił ją w końcu przerwać. Powiedział, że mnie kocha. Gdy to usłyszałem czułem się wniebowzięty. Moja uradowana dusza chciała wręcz wyskoczyć z mojego ciała. Latać naokoło jak szalona.
I cholera. Dopiero wtedy wiedziałem, co oznacza pełne szczęście. Nie chciałem, by ono kiedykolwiek mnie opuszczało. 
Odpowiedziałem mu tym samym. Nie mogłem inaczej. Kochałem go, nadal kocham. Moje serce wciąż należy do niego.
Chciałem płakać. Czułem łzy pod powiekami, gdy trochę się odsunąłem. Spojrzałem w jego błyszczące oczy. To był najpiękniejszy widok na świecie. Nigdy tego nie zapomnę.
Pamiętam jak Zayn położył jedną dłoń na moim biodrze. Przysunął mnie bliżej jego ciała. Drugą dłon ulokował na moim policzku. Pochylił się i pocałował mnie z miłością. 
Wtedy byłem pewien, że już zawsze będziemy szczęśliwi. Że nasza miłość przezwycięży każde przeciwności losu. Wierzyłem w to tak bardzo.
Byłem zaślepionym głupcem.
Zupełnie niedoświadczonym nastoletnim frajerem.

Blue Neighbourhood | Ziall ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz