Ze wszystkich sił próbuję otworzyć oczy, kiedy czuję, że coś dwukrotnie uderza mnie w łydkę. Za pierwszym razem polegam. W ustach czuję paskudny posmak i od razu się krzywię. Zaciskam powieki mocniej, a głowę wtulam w przyjemnie chłodną poduszkę. Wspomnienia wczorajszej nocy obijają mi się o czaszkę. Jeśli dobrze pamiętam, wróciliśmy o piątej a była... Otwieram leniwie jedno oko i zerkam na szafkę nocną, na której stoi zegarek z MARVEL. Była piętnasta.
Znów coś uderza mnie w łydkę. O drżących łokciach podnoszę się do góry, żałując tego w tej samej sekundzie, a nawet i wcześniej. Zbiera mi się na wymioty, ale walczę z mdłościami.
Przekrzywiając głowę w bok tak, że opieram ją na barku, spoglądam na Deana, stojącego nade mną w samym ręczniku. Trącał mnie butelką wody, z której ociekają malutkie kropelki. Musi być lodowata, idealna na gorące uczucie wstydu i kaca. Rzuca mi ją, ale przez spowolnione ruchy, nie daję rady nawet podnieść ręki, więc dostaję w ramię. Krzywię się, siadam po turecku i łapczywie piję kilka sporych łyków.
Dean wygląda dobrze i nie widać po nim ani śladu melanżowania do białego rana. W przeciwieństwie do mnie. Nie muszę dotykać swoich włosów, by wiedzieć, że głowę otacza ogromna splątana szopa. Ani że tusz skruszył mi się na policzki, szminka rozmazała, a brokatowy cień roztarł po całej twarzy.
— Módl się, żeby twój przyszły chłopak nigdy nie musiał cię takiej oglądać — naśmiewa się Dean, podchodząc do mojej szafy.
— Przecież jestem piękna. — Uśmiecham się niewinnie i gramolę się z łóżka.
Dean rzuca mi jakąś koszulkę i dresowe spodnie, a ja idę do łazienki. Muszę zmyć z siebie pozostałości imprezy, której wspomnienia migają mi w głowie. Rozbieram się, a gdy spoglądam w lustro, krzywię się. Wyglądam jak po wojnie. Pojedyncze siniaki zdobią moją bladą skórę. Sprawdzam dokładnie oko i dziękuję bogom, że laska, która mnie wczoraj uderzyła, zrobiła to na tyle słabo, że nie zostawiła śladu. Kręciła z Deanem, a widząc nas razem, dostała szału. Norma. Zwykle jednak wyżywają się na nim, nie na mnie.
Wchodzę pod strumień chłodnej wody. W mig czuję się lepiej, cały ból i dyskomfort spływają ze mnie wraz z kroplami. Uśmiecham się pod nosem, gdy przypominam sobie, jak Dean poślizgnął się na wódce, która mu się rozlała. To było zabawne. Tym bardziej, że sekundę później leżałam już obok niego.
Z uśmiechem wychodzę spod kabiny, wycieram się i zmywam resztki makijażu. Gdy wchodzę do sypialni widzę, jak Dean wyciąga z szafy wszystkie moje ubrania i składa w nierówne kosteczki. Już jutro wyjeżdżamy, prawie bym zapomniała.
— Idę po walizki — informuję, a chwilę później już schodami biegnę na strych. Są stare i skrzypiące, rodem z horroru. Przez nie nigdy nie lubiłam włazić na górę.
Na poddaszu panuje mrok, ponieważ okna są zastawione niepotrzebnymi pudłami gromadzonymi przez lata. Sięgam po wiszącą mi nad głową linkę i zapalam żarówkę. Blade pomarańczowe światło nijak oświetla to pomieszczenie, więc muszę się skupić, żeby wzrokiem odnaleźć walizki. Przechodzi mnie dreszcz, gdy chodzę w ich stronę skrzypiącą podłogą, bo przypomina mi się, jak próbowaliśmy z Deanem przywoływać duchy. Nie róbcie tego nigdy.
CZYTASZ
Wataha
WerewolfPotwory nie istnieją. Nie mogą. To wbrew wszystkiemu, w co Amanda Forbes dotychczas wierzyła. Wiara ta jednak się zmienia w momencie, w którym przypadkiem ratuje bestię. Nie wie wówczas, że ratunek wciągnie ją w nadnaturalną grę, w której jest głów...