•25•

36K 2.6K 238
                                    

Z ciężkim oddechem przestępowałam z nogi na nogę, obserwując ze zniecierpliwieniem jak wielki tłum zebrał się w hali, gdzie miała odbyć się inauguracja roku szkolnego. Wszystkie miejsca zostały zajęte, mało komu udawało się przedrzeć przez dwuskrzydłowe drzwi, które torowali uczniowie, a ktoś z boku ogarniał sprzęt,  gdy gdzieś w tle jeden z chłopaków wykonywał próbę mikrofonów. Dziewczyny plotkowały i śmiały w głos, przechadzając w niebotycznie wysokich szpilkach. Nie widziałam osoby, która wyglądałaby zwyczajnie, a patrząc na niektórych, trudno było ich rozpoznać na pierwszy rzut oka. Szykowny ubiór, fryzura czy paznokcie i makijaż - tyle wystarczyło by zmienić kogoś w zupełnie innego człowieka.

— Przejrzysz jeszcze raz scenariusz? — zwrócił się do mnie jeden z chłopaków. Westchnęłam i spojrzałam na niego zmęczonym wzrokiem. — Wykonałem kilka zmian.

Wywróciłam oczami. Który to był raz? Piętnasty? Poprzednie zmiany polegały na przestawieniu kolejności podziękowań dwunastoklasistów. Naprawdę, nie zamierzałam czytać jednego i tego samego. Nawet oficjalnie nie weszłam do elity, a już nie mogłam opędzić się od nachalnych rówieśników. 

— Nie teraz — zbyłam blondyna machnięciem ręki. — Czekam na kogoś.

Zielonooki skinął głową i zniknął gdzieś za granatową kotarą, gdzie znajdowało się tylne wyjście z sali. Jeszcze raz rozejrzałam się po twarzach zebranych, jednak nie dostrzegłam ani Lucasa, ani Nicka. W kwestii uroczystości zakończenia szkoły, scenariusz ich nie uwzględniał. Zupełnie, jakby nie istnieli. A przecież przodowali społeczności uczniowskiej.  

— Co to za mina, pani prezes? — zacisnęłam szczękę słysząc urwany śmiech i sprzedałam Joshowi kuksańca w bok, nie obdarzając go najmniejszym spojrzeniem. — Zestresowana? — ciągnął prześmiewczo, bowiem zaistniała sytuacja z Johnem i nowymi obowiązkami względem uczniów, wyjątkowo go bawiła. Był przekonany, i przypominał mi o tym na każdym możliwym kroku, że jestem najmniej odpowiednią osobą do trzymania rąk na wodzy. I choć szłam w zaparte, doskonale wiedziałam, że przewodniczenie nie było na liście moich marzeń czy też szczególnych umiejętności.

— Wkurwiona — uściśliłam wytężając wzrok. — Nie ma ich — stwierdziłam na wydechu. — Coś ich wpierdoliło.

— Natomiast ciebie ugryzło — zauważył. — i to konkretnie.

Nie odpowiedziałam. Zresztą, nie musiałam. Z głośników wydobyły się oficjale przywitania najważniejszych person, a na scenę weszli przedstawiciele poszczególnych klas. Poprawiłam czarną, dopasowaną sukienkę i oparłam się o zimną ścianę. Stał tam nawet Moore. Wszyscy, prócz mojego brata i jego przyjaciela. Najważniejszy dzień w ich całej edukacji, a oni wyparowali. Po drugie: gdzie Larsson?

— Jestem niezmiernie dumny, że mogę rozpocząć to wydarzenie — zaczął John. Chłopak stał ubrany w czarny, niemalże smolisty garnitur, który prezentował wraz z mocno wyżelowanymi włosami, bowiem co chwilę przejeżdżał palcami po ciemnych kosmykach.

Spojrzeliśmy porozumiewawczo z Joshem po sobie. Moore stanął u szczytu. I mimo, że było to jedynie pozorne zwycięstwo, czułam się źle ze świadomością, że przyłożyłam do tego rękę. Niebieskooki dziękował kolegom, koleżankom, a szczególnie trenerowi drużyny, co nie było niczym dziwnym. Ktoś włączył projektor, a na białej ścianie pojawiło się pierwsze zdjęcie. Wszyscy byli wtedy tacy młodzi... Grzecznie siedzieli w ławkach, najpewniej nieświadomi zawiłej i trudnej przyszłości. Kolejne fotografie dzieliła wielka przepaść czasowa. Praktycznie na każdym przodował Lucas. Tłum nastolatków wybuchł śmiechem, gdy wyświetlono filmik, na którym Nicholas paradował w spódniczce z okazji pierwszego dnia wiosny. Wszystko to okraszone było komentarzem jednej z dziewczyn, która zarumieniła się widząc swoje zdjęcie z jednej z imprez. 

Przyjaciel Mojego BrataWhere stories live. Discover now