6. Tego nikt się nie spodziewał

2.1K 121 13
                                    

Nad ranem następnego dnia, trójka ściganych przez prawo czarodzieji stała w pokoju Mike'go i rzucała ostatnimi radami Emily, która zostawała z rannym.

- Jak zacznie majaczyć najlepiej od razu go przywiązać do łóżka - skończył tyradę Malfoy.

- Co?! Czemu niby?!

- Żeby nic nie zrobił tobie ani sobie - wyjaśnił spokojnie chłopak. - Nie widzieliście nikogo po tej klątwie, a ja owszem, więc radzę mnie słuchać.

Harry, Hermiona i Draco zostawili nieco przerażoną Emily z wciąż rozbawionym szpiegiem i ruszyli do ogrodu. Stamtąd Potter teleportował ich na inny kontynent.

- Łee! Czemu nie mówiłeś, że to takie okropne uczucie?! - wrzasneła Hermiona gdy tylko przestała czuć się jakby ktoś przeciągnął ją przez rurę, na dodatek mniejszą niż kubek!

- Chciałem. To ty nie chciałaś.

- Pff, ale mogłeś uprzedzić!

- I zepsuć sobie zabawę.

- Nie chce przerywać, ale gdzie my na Merlina jesteśmy? - wrzasnął nagle Draco.

Wszyscy zaczęli rozglądać się dookoła. Stali w wysokiej trawie, tak gdzieś po brzuchy a jakieś kilka metrów od nich zaczynał się las. Odwrócili się do tyłu i zamarli. Znajdowali się na skraju wielkiej przepaści, z której widok roztaczał się na dolinę pod nimi, a także górę naprzeciw.

- To tam - szepnęła Hermiona. - Miasto Inków.

- Które? - mruknął Draco mierząc w myślach odległość, jaką będą musieli pokonać, by tam dotrzeć. 

- Machu Picchu - odpowiedziała pewnie Hermiona. - Widzisz Harry, mówiłam że musieli być czarodziejami skoro zatrzymały nas osłony. Kazałam ci wylądować o tutaj - wskazała jakieś miejsce na mapie. - A jesteśmy tutaj.

- To i tak cud, że Potter nas nie zabił.  Jak to możliwe że teleportowałeś się w miejsce, którego nigdy nie widziałeś?

- Jak powiem, że tajemnica szpiegowska to dasz mi spokój. 

- Yyy... Nie!

- No to, nic ci nie powiem!

- Ej! To nie fer!

- Życie nigdy nie było fer - zaśmiał się gorzko Harry. - Dobra chodźcie, musimy jakoś tam dojść. - Zbliżył się do urwiska. - Umie któreś z was latać?

- A co Potti, ty umiesz?

- No weź, aż taki genialny to ja nie jestem - oburzył się chłopak. - To, że pokonałem Voldiego, nie znaczy, że umiem wszystko.

- Dobra, dajcie se siana. Pójdziemy naokoło.

- Yyy co? - mężczyźni spojrzeli na Hermione, która ruszyła brzegiem urwiska. Po krótkiej wojnie miedzysobą na to kto dłużej wytrzyma mordercze spojrzenie drugiego, dogonili dziewczynę i ostrożnie ruszyli w drogę.

Pierwszy szedł Harry, różdżką pozbywając się przeszkód, których jak na złość było więcej niż przewiduje jakakolwiek książka podróżnicza i przygodowa. Dziękował w duchu Mike'owi, że zmuszał go do nauki tych wszystkich zaklęć,  które kiedyś wydawały mu się takie niepotrzebne. A teraz, o ironio!, dzięki nim miał ratować życie przyjaciela.
Za nim podążała Hermiona, kurczowo ściskając mapę wiernie skopiowaną że starej księgi, pouczając co chwila przyjaciela w która stronę powinien się kierować. Dopóki szli nad przepaścią mieli jakie takie rozeznanie, ale gdy ta nagle się zakończyła musieli zdać się na Hermione. Dziewczyna miała pewne obawy czy aby nie popełni jakiegoś głupiego błędu i pójdą tam gdzie nie trzeba. A ona nie mogła na to pozwolić.
Na samym końcu był Draco. Szedł pewniej niż ta dwójka przed nim, ale co chwila oglądał się do tyłu czy aby:  a) ktoś ich nie śledzi,  b) nikt nie próbuje rzucić się na nich z żądza mordu,  c) nie ma w pobliżu jakiegoś głodnego zwierza.  Sapnął zdziwiony kiedy odkrył co robi. To chyba pozostałości po wojnie.

Harry Potter I Obudzona NadziejaWhere stories live. Discover now