4

4.1K 369 23
                                    

-Wszystko dobrze ?- zapytała zaniepokojona mama mojego 'przyjaciela'. Nadal mogłem go tak nazywać ?
-T-Tak, dziękuję pani. Do widzenia- powiedziałem załamany. Dziś nie pójdę do szkoły, nie ma takiej opcji. Jak on mógł ? Odwróciłem się na pięcie i pobiegłem do swojego domu. Trzasnąłem drzwiami. Nikt nie powiedział żebym tak głośno nie trzaskał. Zaniepokoiłem się tym. Moi rodzice powinni teraz na mnie krzyczeć i dawać przykłady tego jak oni się zachowają gdy ja śpię. Zakradłem się do ich sypialni. Powoli otworzyłem drzwi. Łóżko było idealnie pościelone, nie wrócili do domu.
-Pewnie przenocowali u znajomych- próbowałem jakoś logicznie wyjaśnić całą sytuację. Wolałem się upewnić czy moja teoria jest zgodna z prawdą. Zadzwoniłem do mojej mamy.
-Halo?- odebrała nieznajoma kobieta.
-Eee... Przepraszam, chyba się pomyliłem - powiedziałem zakłopotany.
-Proszę chwilę poczekać. Pan jest Thomas, syn Jamesa i Anny ?
-Tak- odpowiedziałem niepewnie- Czy coś się stało ?
- Pańscy rodzice ulegli poważnemu wypadkowi, leżą w szpitalu, przy ul. Świetlnej 13, jeżeli ma pan czas proszę podjechać. Jak się obudzą z pewnością się ucieszą na pana widok- łzy spłynęły po moich policzkach. Czy mogło być jeszcze gorzej ? Wrzuciłem telefon do kieszeni i wybiegłem z domu. Musiałem napisać do siostry.
'Przyjedź na ul. Świetlną 13, rodzice mieli wypadek'. Dość blisko mojego domu był przystanek autobusowy. Biegłem sprintem, ponieważ autobus już był na przystanku. Pot spływał po moim czole, ale to zignorowałem. Mimo tego nie zdążyłem. Spojrzałem na oddalony ode mnie dom Newta. Szybko spuściłem wzrok. Wezwałem taksówkę.
-------------------*---------------
-Szukam Anny i Jamesa O'brien (nie mam pomysłu na nazwisko dla Thomasa ;p w ogóle to miał jakieś ?) - powiedziałem do kobiety przy recepcji.
-Sala numer 113- odpowiedziała mi i zapisała coś na karcie. Popędziłem w stronę wskazanej sali. Szarpnąłem za klamkę. Potem jeszcze raz. Kolejny. Tak, drzwi definitywnie były zamknięte. Zauważyłem mężczyznę w białej szacie. Kiedy podszedłem bliżej niego zdałem sobie sprawę, że to lekarz.
-Przepraszam, ponoć tu leżą moi rodzice - wydyszałem.
Mężczyzna zbadał mnie wzrokiem.
-Pan O'brien ?
-Tak to ja, do cholery ! Gdzie są moi rodzice ? - zdenerwowałem się. Czy tak trudno odpowiedzieć na jedno proste pytanie ? Lekarz już miał coś powiedzieć, ale przerwały mu czyjeś kroki. Odwróciłem się. To Emma zmierzała w naszą stronę.
'Lepiej żeby ona uległa wypadkowi nie rodzice'- pomyślałem, ale sam się za to skarciłem. Mimo, że tak uważałeś to było zbyt okrutne i nawet ta wredna dziewucha nie zasługiwała na to.
-Co z naszymi rodzicami ?- tym razem ona się zapytała.
-Bardzo, ale to bardzo nam przykro. Wasi rodzice mieli śmiertelne obrażenia. Nie przeżyli- wyjaśnił współczująco lekarz. Zostawił nas samych w opłakanym stanie.
------------------*--------------
Taka trochę smutniejsza cz :c Jak myślicie, rodzeństwo wyliże się po takiej stracie ? To już w następnej części :) Do następnego kochani :*

Always | NewtmasWhere stories live. Discover now