Rozdział 30

3.6K 208 25
                                    


Aubrey's POV:


Budzę się.


Żarzące się lampy na suficie przyprawiają mnie o ból głowy. Widzę biały sufit i błękitne ściany. Jedno okno, które zasłonięte jest żółtą roletą. Mój wzrok ląduję na mojej lewej dłoni, do której przypięty jest wężyk ciągnący się aż do samej góry. Jestem w szpitalu.


Rozglądam się dokoła i delikatnie podnoszę się na szpitalnym łóżku. Na stoliku w szklanym wazonie stoją czerwone róże, czekoladki, miś i jakieś karteczki. Z powrotem kładę głowę na poduszce, ponieważ ból, który przeszywa ją i resztę mojego ciała jest nie do zniesienia. Co się tak właściwie stało?


-Obudziła się! –Do pomieszczenia wbiega Dylan, Cody i Tyler. O'Brien natychmiast siada po mojej prawej stornie na krześle i łapie mnie za dłoń pocierając ją swoim kciukiem. Uśmiecham się, bo tak dobrze jest go widzieć. Reszta chłopców oddycha z ulgą.


-Co się stało? –Pytam poprawiając głowę na poduszce i kieruje wzrok na chłopaków stojących po mojej lewej stronie łóżka. –Dlaczego tu jestem?


-Nic nie pamiętasz?! –Odzywa się zdziwiony Cody. Cholera, gdybym pamiętałabym nie pytała.


-Wiem tylko tyle, że poszliśmy na zakupy i mnie zdenerwowaliście i chwila... -mrużę oczy i przyglądam się urządzeniu, na którym pokazana jest godzina oraz data. –Dzisiaj jest sylwester. –Mówię a wszyscy przytakują. Próbuję skupić się i przypomnieć sobie cokolwiek, co mi się tak właściwie stało. Jak tu się znalazłam oraz dlaczego na moja głowa owinięta jest w bandaż.


-Teraz liczy się twoje zdrowie. –Mówi Dylan. Widzę jak bardzo przejmuję się moim stanem. Dosłownie siedzi i trzęsie się na krześle. Jego dłonie, mimo że trzymają moje i tak drżą. Jego oczy są zaszklone a skóra blada. Martwię się o niego bardziej niż o siebie.


Dochodziła dwudziesta pierwsza. Przez ten czas, co chwilę zaglądał do mnie jakiś lekarz lub pielęgniarka sprawdzając jak się czuję. Sprawdzanie mojego ciśnienia prawie, co pół godziny, zmienianie kroplówki, mierzenie temperatury oraz sprawdzanie mojego samopoczucia, które w jakimś stopniu nie było aż tak tragiczne. Dylan wciąż przy mnie siedział i trzymał mnie za dłoń. Od czasu do czasu całował mnie w usta lub czoło. Wciąż się przejmował i przepraszał za to, że nie mógł mi pomóc. Był zły na Codiego i Tylera tak bardzo, że nie odzywał się do nich przez cały czas. To ja musiałam prowadzić z nimi jakąkolwiek konwersację.


-To nie ich wina. –Zwracam się do Dylana, kiedy Cody i Tyler wychodzą z pomieszczenia by pójść po naszych przyjaciół. –To ja nie chciałam na nich czekać.


-Problem w tym, że czekałaś za długo sama. –Warczy. Rozumiem jego złość. Sama byłabym wściekła gdyby stała mu się jakakolwiek krzywda. –Mogli ci pomóc a nie zrobili nic!


A więc sylwester spędzam poobijana w szpitalu w gronie moich najlepszych przyjaciół i chłopaka. Może nie będzie to dobre rozpoczęcie roku tak jak obiecywaliśmy sobie wszyscy jeszcze wczoraj grając w kręgle i śmiejąc się z tego, co przyniesie nam jutrzejszy dzień. Powiedzmy szczerze – mi nie przyniósł nic dobrego. Mimo silnych leków ból głowy wciąż nie chciał ustąpić. Wstając do łazienki czułam jak świat wiruję wokół mnie. Nie musiałam pić by poczuć stan nieważkości.


Z każdą minutą byliśmy coraz bliżej nowego roku. Tyler, Cody i Dylan rozmawiali już normalnie –te męskie kłótnie. Louis, Daniel i Charlie próbowali mnie pocieszać opowiadając śmieszne kawały czy też głupie historyjki z imprez, które zdawały się być naprawdę głupie.


W pewnym momencie telefon Dylana zadzwonił. Zdziwiłam się, że chłopak wyszedł nic nie mówiąc. Nigdy tak nie robił chyba, że to była naprawdę ważna sprawa.


Wrócił po dwóch minutach z uśmiechem na twarzy. Zanim usiadł na swoim miejscu pocałował mnie czule w usta.


-Wszystko dobrze? –Zapytałam niepewnie.


-Tak kochanie. –Odpowiada pewnie i uśmiecha się w moją stronę. Również oddaję mu uśmiech, choć wciąż zastanawiam się, kto do niego dzwonił.


Gdy w końcu lekarz prowadzący mnie pozwala mi wstać z łóżka i przejść się po oddziale neurologicznym czuję się jak chomik, którego pozwolili wypuścić z klatki by trochę sobie pohasał. Założyłam na swoje nogi moje białe reeboky i załapałam Dylana w pasie by móc iść przy nim.


Przechadzając się po szpitalnych korytarzach odetchnęłam. Mimo że głowa wciąż nie przestawała boleć to i tak było mi lepiej niż przedtem. Poza tym moi wspaniali przyjaciele próbowali pomóc i rozweselić mnie ze wszystkich sił. Crystal Holland i Max przynieśli ze sobą serpentyny, balony i inne rzeczy, które miały rozweselić mój mały pokoik.


Znaleźliśmy się w stołówce. Zasiedliśmy przy dwóch stolikach złączając je razem by być jak najbliżej siebie. Zamówiliśmy jedzenie, które w sumie okazało się nie być takie złe jak to, które podawali mi na oddziale. To był osobny bufet. Były tu apetycznie przygotowane kanapki, jakieś sałatki a nawet Fast Foody.


Od czasu do czasu podjadałam Dylanowi trochę sałatki. Z tego, iż nie mogłam jeszcze nic dobrze zjeść próbowałam zaspokoić się resztkami, które zostawił mi chłopak. W momencie, kiedy wyprostowałam się i wstałam od stołu wpadłam na kogoś. Dość wysokiego, umięśnionego i ładnie pachnącego. Poczułam jego dłonie na swoich ramionach, które przytrzymywały mnie, dzięki temu nie upadłam przez powtórny Rollercoaster w mojej głowie.


-Przepraszam, nie chciałam. –Mówię i próbuję utrzymać się jeszcze na nogach. Chłopak wciąż trzyma mnie za ramiona pomagając mi tym bardzo.


-Nie musisz za nic przepraszać słońce. –Od razu unoszę głowę, kiedy znajomy głos dochodzi do moich uszu.


-Ryan?! –Rzucam się przyjacielowi na szyję. –Co ty tu robisz?


-Dylan ściągnął mnie tu dla ciebie. –Mówi a ja uśmiecham się jeszcze bardziej. Mój chłopak jest najlepszy na świecie.



***


Obiecany następny rozdział! Mam nadzieje, że wam się podoba.

Komentujcie miśki x

Something New  » Dylan O'Brien (ukończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz