Rozdział pierwszy

133 5 10
                                    

-Raz, dwa, trzy i piruet, dwa, dwa, trzy. Halka, co ty robisz?

Ja nie jestem operą. Robię, to co robię, czyli udaję, że tańczę. Tak chyba najbezpieczniej to określić. Powracając jednak do imienia to:

-Jestem Halszka.

Mam nadzieję, że tego nie usłyszała. Chaos, chaos w mojej głowie.

-Stop!-czyli jednak dostąpiła tego zaszczytu.

Pomocy! Podchodzi do mnie, ma taki wyrafinowany sposób chodzenia. Nawet nie wiem jak go opisać, niby tak noga za nogą, ale jednak nie, niby z głową podniesioną, ale jednak w dole... Śmierdzi od niej najdroższymi, a co za tym idzie najbardziej cuchnącymi, papierosami w naszym portowym mieście. Podchodzi do mnie, jak się doliczyłam, 2 sekundy, ale to trwa jakby wieczność.

-Co ty powiedziałaś?

-Że mam na imię Halszka, po tylu latach powinna pani to wiedzieć.

O kurde, chyba lekko przesadziłam...

-Wyjdź z sali, na-tych-miast!

Zachowaj milczenie, tak jest podobno lepiej. Dlaczego dopiero teraz sobie przypomniałam tę kwestię z CSI? Halszka, co tak stoisz? Wychodź!

Tak szczerze, to mi to pasuje. O wiele lepiej jest posnuć się po korytarzach tej durnej szkoły niż być z tym (śmierdzącym wszystkimi używkami świata) babonem w jednej sali. Na ścianach zdjęcia absolwentów, oczywiście w baletowych pozach i z udawanym uśmiechem na twarzy. Naprawdę dziwię się, że skończyli tę szkołę i nie zwariowali. Ups, pomyłka, ta dwa miesiące temu zakończyła karierę z powodu dotkliwej anoreksji, a ten to schizofrenik. Trzeba było tu w ogóle nie przychodzić, a nie mieć nadziei na usłane sukcesami życie tancerki. Wszystko tu ma być idealne, bez patrzenia na osobowość czy w ogóle problemy ucznia, dlatego w każdym dość ukrytym kącie pozostają torebki po dopalaczach. Na wywiadówkach mówią, że nawet nieźle ci idzie, na lekcji "co ty robisz". Jeszcze jednego w tej szkole nie lubię - zamykania uczniom ust, boję się, że za moje zachowanie mnie po prostu wywalą. Myślałam, że spełnię tu swoje marzenia, jednak wdrażam w życie najgorsze koszmary. Gdzie by tu pójść? Szatnia to chyba najbardziej odpowiedni azymut. Przymałe szafki, których ilość nie byłaby gotowa nawet na największy niż demograficzny w historii, brudne od krwi lustra (to akurat ohyda) i te obdarte ławki, wszystko świadczy o pseudo-elitarności tej szkoły. Jedyną rzeczą, która pozwala mi zapomnieć o tym pięknym świecie, zniszczonym przez obleśnych ludzi, jest "Pan Tadeusz" i w ogóle Adam Mickiewicz. To chyba odpowiedni moment, aby uruchomić plan "Sopliców kontra cały świat" i zacząć czytać. Taka ciekawostka - "Pana Tadeusza" jeszcze jako lektury nie "przerabiałam" (co za ohydne sformułowanie), a przeczytałam go już 3 razy. Z taką książką czas bardzo szybko mija. Słyszę dzwonek. Oczywiście to nie jest zwykły sygnał, to genialny motyw z "Jeziora Łabędziego". Zamiast polubić tę muzykę, wszyscy ją znienawidzili. Dziewczyn jak nie było tak nie ma. Jasne, dzwonek jest dla nauczycieli, tym bardziej w szkole baletowej. Słyszę dreptanie point, jak dobrze, że mnie wywaliła z sali. Moje stopy ewidentnie nie zostały przystosowane do tego morderczego obuwia.

-Cześć Halka!

-Elo Olga!

Olga to moja przyjaciółka. Ona tę szkołę traktuje lekko z przymrużeniem oka. Tak jak mi, nie za dobrze jej idzie, może dlatego się tak lubimy... Razem wracamy tramwajem, więc mamy genialne miejsce do plot. Mam wrażenie, że jej blond włosy związane w kok, wołają: "odplącz nas, pomocy!"

-Nie odzywaj się lepiej do Magdy- mówi, rozplątując koczka.

Magda - kujonka z pierwszej ławki. Jest tak zakochana w większości nauczycieli, że jak obrazisz któregoś, to nie masz życia. Nigdy nie rozplątuje koczka. Podejrzewam, że przez to jest takim cyborgiem. Może gdyby go rozpuściła, okazałaby swoją "ludzką" twarz? Domyślam się, że powiedziała już Oldze co sądzi o całej genialnej sytuacji. O nie, akurat wchodzi do szatni.

-Cześć Madziula!-bardzo lubi jak się tak do niej odzywam, więc to najlepszy sposób na lekkie złagodzenie sytuacji.

-Dobra, wybaczam.

-Gdzie Zuza?

-Już wybaczyłam, ale ruszże tym pustym mózgiem i się domyśl.

Zuza jako jedyna z naszej klasy ma jakiekolwiek predyspozycje, aby w przyszłości zająć się baletem i przy okazji nie ma hipochondrii. Niestety, nauczyciele z tego powodu wymagają od niej dużo, za dużo. Zuza bierze wszystko do siebie, bo jest po prostu wrażliwa. Jest bierną fanką Mickiewicza - lubi nie czytając.

-Czyli coś mnie ominęło?-pytam Olgę, bo reakcji Madzi lekko się boję.

-Miała niewykręconą stopę, a teraz pewnie prof. Żmija gada o tym, że Zuza straciła "power do pracy".

Jakby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, to nasza nauczycielka naprawdę ma na nazwisko Żmija.

-Może straciła go przez nią.

-Dobra, poczekamy na nią w klasie.

Korytarze, w przeciwieństwie do szatni, wyglądają naprawdę ładnie. Pewnie dlatego, że do przebieralni ludzie z zewnątrz nie mają wstępu. Nasza sala o numerze 209 też wygląda niczego sobie. Kwiatki na parapetach, piękne gazetki na tablicach korkowych. Siedzę w ostatniej ławce w środkowym rzędzie, za mną jest mój plakat społeczny wykonany jako praca domowa z WOSu "śmierdzące hałdy śmieci zabiją twoje dzieci". Moim zdaniem jest niezły, zwisają z niego odpady zgniecione i nie, aby ukazać kontrast. Może tym się zajmę w przyszłości? Nie, reżyseria to jest to. Moją idolką jest genialna Karolina Wodziszyn, zdobywczyni Oscara. Ktoś puścił plotę, że widział ją dzisiaj w szkole... Widzicie, tu nikomu nie można wierzyć. Powracając do tematu, jej filmy mają w sobie takiego jakiegoś ducha. Mega się tym interesuję, moim marzeniem jest pojechać ze swoim filmem na Berlinale, o tak. Nawet wiem jakby się na...

-Cześć Halszka!-mówi Zuza, udając radość

-Nawet nie myśl o tym, żeby się nią przejmować!

W tym momencie uchylają się drzwi wejściowe do naszej klasy, to dyrektor. Jak zwykle ze zniesmaczoną miną i laserowym spojrzeniem. Wszyscy wstają na baczność i witają króla tej szkoły, władcę tego systemu.

-Halszka, zapraszam do gabinetu.

Brawo, brawo dziewczyno. Broniąc swojego imienia, stracisz miejsce nauki, pomimo zapisanego w konstytucji obowiązku szkolnego. Naprawdę zasługujesz na poklask. Jak mam się z tego wywinąć? Dobra, przeproszę i będzie dobrze. Gabinet jest bardzo blisko naszej klasy, więc droga zajmie nam 10 sekund, a rozmowa z 10 minut, więc jak dobrze pójdzie nie spóźnię się na lekcję.

-Halszka, idź!-szepcze Zuza

Racja, wstaję i z głową skierowaną w dół i lecę pas funèbre do dyrektorskiego pokoju. Nigdy tam nie byłam, słyszałam, że ma futro z bobra na ścianie. Fuj... Dyrektor otwiera drzwi i mówi:

-Zapraszam, panno Hołątaj.

-Dziękuję.

Tak, kulturka ponad wszystko. Kurde, mam nadzieję, że nie powiedziałam tego na głos.

ChaosWhere stories live. Discover now