Rozdział IV

480 77 5
                                    


Hej kotki, wybaczcie tą długą nieobecność, miałam po prostu trochę na głowie...

Dzisiejszy rozdział krótki i nie ma w nim zbyt wiele akcji, ale to dlatego, że jest on głównie takim wstępem do początku przemiany Adelaide oraz jej walki.. Od następnego rozdziału dopiero będzie ogień, zobaczycie! 

Kocham i liczę na wasze opinie, jestem ich naprawdę bardzo ciekawa! (Ps. następny rozdział już w niedzielę!)

 ♠ ♣ ♥

Czułam się...

Złamana...

Bezbronna...

Zniszczona...

Przerażona...

Bezwartościowa...

Pusta...

Wypruta...

Sztuczna...

...kiedy zacisnęłam dłonie na umywalce, podpierając o nią swoje ciało, cała drżąc. Nie miałam siły podnieść wzroku, nie miałam siły spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Nie miałam siły na nic. Nawet na to by po prostu wierzyć... Że kiedyś będzie lepiej, że się podniosę. Nie dałam rady.

Krzyczałam, całą sobą w duszy, rzucałam się w myślach na wszystkie strony, rozrywałam swoje serce, tylko po to by przestać czuć obrzydzenie do samej siebie, do tego że dopuściłam by zaszło to tak daleko. Ale ja tego nie chciałam... Nie mogłam powstrzymać... Nie mogłam powstrzymać jej...

- Jest mi tak wstyd... Przez to wszystko co zrobiłaś. Zdajesz sobie sprawę z tego w jakim świetle mnie postawiłaś?

Znów krzyczała, znów patrzyła na mnie oskarżycielskim wzrokiem. Znów mnie nienawidziła, znów krzywdziła. Ponownie miałam przed oczami jej twarz, mówiącą mi prosto w oczy, jak bardzo jest jej za mnie wstyd. Zacisnęłam powieki, biorąc głęboki oddech.

Twarz ukryła w swoich dłoniach, kiedy tylko przestała nerwowo krążyć po całym pokoju. Westchnęła ociężale, po chwili zarzucając włosami do tyłu i kierując swój pusty wzrok na moją osobę. Dreszcze przeszyły całe moje ciało, poczułam jakby ogromne sople lodu wbijały się w moją klatkę piersiową.

- Spójrz na siebie... - Zrobiła kilka kroków bliżej mnie. – Wyglądasz jak dziwka... Mój Boże... Co oni sobie musieli pomyśleć, co jeśli ktoś znajomy cię zobaczył? Nie mogę uwierzyć w to jak nieodpowiedzialna jesteś.

Nie miałam wtedy odwagi, by spojrzeć jej prosto w oczy, okropnie się tego bałam. Bałam się, że tym razem moje serce tego nie wytrzyma, że tym razem nie zdołam się obronić, uratować. Otworzyłam swoje oczy, spoglądając na mocno zaciśnięte dłonie. Większość paznokci była już zniszczona i połamana, jednak najgorsza z tego wszystkiego była krew, spływająca mi po palcach.

- Co to jest? – Spytała, następnie palcem przejechała po materiale mojej sukienki, która była ubrudzona czekoladą. – Nie wierzę... Adelaide! – Warknęła, następnie chwyciła za mój podbródek, unosząc go bym mogła patrzeć wprost na nią. – Cholera jasna! – Krzyknęła, mocniej zaciskając swoją dłoń, przez co cicho syknęłam.

Po chwili odepchnęła mnie od siebie, dość brutalnie, wciąż nie spuszczając ze mnie wściekłego spojrzenia.

- Tyle razy ci mówiłam, że nie możesz jeść takich rzeczy! Zdajesz sobie sprawę z tego ile to ma kalorii?! – Lewą dłoń przyłożyła do swojego czoła, biorąc głęboki oddech. – Jesteś tak bardzo niewdzięczna... Tyle wysiłku włożyłam w ciebie! Tyle czasu i ciężkiej pracy wymagało to ode mnie byś wyglądała tak jak należy, a ty wszystko to marnujesz w jeden wieczór! Gratulację, to chyba jakiś nowy wynik! – Krzyczała, wciąż krzyczała.

Kątem oka spojrzałam na sedes, stojący w rogu łazienki hotelowej. Mrugnęłam kilkakrotnie, wciąż czując w ustach wymioty i posmak krwi. Nie płakałam, już nie miałam sił.

- Wiesz co masz teraz zrobić – Skrzyżowała ręce na wysokości swojej klatki piersiowej. Mówiła to z wyjątkową lekkością, jakby... Nie było w tym nic złego. – Nie patrz tak na mnie, sama jesteś sobie winna.

Po tych słowach wyszła... Pozostawiając mnie zupełnie samą, z wciąż krwawiącym sercem, z nienawiścią do niej i siebie samej, ze zmęczeniem...

Potem byłam już tylko ja, zimna podłoga w łazience, sedes, przed którym klęczałam i jej chore ambicje, zamiary, bzik na punkcie perfekcji... I mój strach.

Kiedy byłam już gotowa podniosłam wzrok, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Nie było już śladu po moim makijażu, mokre włosy opadały na blada twarz, częściowo zakrywając poczerwienione policzki. Spuchnięte, zmęczone oczy, które zdawały się być w środku stłuczone, jak szkło, świeciły pustką.

To nie był pierwszy raz, kiedy znalazłam się w takiej sytuacji. Wiele razy też spotkałam się z podobnymi uczuciami, jednak z biegiem lat, wciąż nie mogłam się uodpornić. Za każdym razem bolało tak samo mocno, wciąż i wciąż niszcząc mnie.

Ale pomimo tego, co robiła... Zawsze wybaczałam...

Nie jestem pewna, czy jest to oznaka słabości, czy może wręcz przeciwnie – siły. A może po prostu byłam głupia i robiłam to wszystko ze strachu, że zostanę sama. Lecz przecież... Ja zawsze byłam tak naprawdę sama. Zawsze stawiałam czoła moim problemom w pojedynkę, tak naprawdę nigdy nie było jej przy mnie w taki sposób jaki matka być przy dziecku powinna.

Teraz to widziałam i tym razem postanowiłam zrobić w końcu coś przez co już nigdy nie będę musiała się tak czuć...

- Queen, jeśli będziesz mnie jeszcze potrzebować, po prostu dzwoń.


FUCKING PERFECT L.HWhere stories live. Discover now