4

2.6K 260 58
                                    

Z okazji dnia kobiet i tego, że listonosz przyszedł (mam maraton płyt Kwiatkowskiego) - wstawiam rozdział.

Patrzyła na mnie, a ja na nią. Czułem strasznie szybkie bicie serca. Odsunąłem się od drzewa, ale lecący papier nie pozwolił mi na zachowanie odpowiedniej odległości. Marinette (a raczej już - Biedronka) patrzyła na mnie ze strachem w oczach. Nawet nie wiedziałem, co powiedzieć, zaschło mi w gardle.

- Uciekaj stąd - szepnęła i pobiegła do Czarnego Kota. Zostałem sam z mętlikiem w głowie. Zresztą, to nawet nie mętlik, a totalne szaleństwo. Czy to na pewno nie kolejna z moich dziwnych pseudowizji?
Nie. Przecież się uszczypnąłem.

Wstałem, otrzepałem się i, nadal zszokowany, boczną drogą skierowałem w stronę domu. Parę minut później usłyszałem,, Niezwykła biedronka!". Uśmiechnąłem się pod nosem.

Nie przywitałem się z rodzicami, od razu wbiegłem na górę. Położyłem się na łóżku, podłożyłem torbę pod głowę i patrzyłem w ściany z surowej cegły. Marinette Biedronką? Przecież to musi być żart, to niemożliwe! Ale widziałem ją tam. I teraz gryzłem wargę i przeklinałem w myślach, bo o wiele lepiej by było, gdybym tam nie poszedł - szczególnie dlatego, że nie nauczyłem się na angielski, ale dobrze, to sprawa poboczna. Zdaję sobie sprawę, że to jej wielka tajemnica i pewnie przez długi czas robiła wszystko, by ją ukryć...a może to, że się dowiedziałem, nas do siebie zbliży?
Skarciłem się w myślach. Nie, ona dobrze postępowała - nikt nie powinien wiedzieć.

Zgasiłem światło, zdjąłem koszulkę i schowałem się pod kołdrą. Jednak długo nie wytrzymałem. Odkryłem się, usiadłem prosto i wpatrywałem w okno. Chciałbym być superbohaterem. Jak na razie tylko popełniałem błędy. Chciałbym jej pokazać, że mogę coś znaczyć, być wiele wart, ale zawsze coś się pojawia na drodze! A może to ja tego ,czegoś" szukam, tak bardzo boję się zaryzykować?
,,Jakże często do snu kołysze wzburzona krew!"

Kiedy wstałem była już dziewiąta. Mimo wszystko, nadal chciałem leżeć, było tak przyjemnie na...podłodze? Pewnie zasnąłem, kiedy rozmarzyłem się o byciu Czarnym Kotem.
To było żałosne.
Jestem okropnie żałosny.

Szybko się ubrałem i rozczesałem włosy. Wziąłem torbę, wrzuciłem do niej sok i postanowiłem bezszelestnie wyjść z domu. Kiedy zamykałem drzwi szafki kuchennej, usłyszałem cichy głos.

- Nathaniel, a ty nie powinieneś być w szkole?

- Tak...zaspałem - odpowiedziałem. Spojrzałem na nią. Blada skóra i fioletowo-czerwone cienie pod oczami pokazywały, że ona też miała tej nocy problem z zaśnięciem. Leżała w połowie okryta kocem i patrzyła przed siebie.

- Mamo, coś się stało?

Ocknęła się i delikatnie do mnie uśmiechnęła:
- Nie...idź już do szkoły.

Martwiłem się o nią, ale skoro nie chciała powiedzieć, co się dzieje, moje zostanie w domu nic by nie dało. A teraz do szkoły...i do Marinette. Bałem się rozmowy o tym, co wydarzyło się wczoraj. Zdawałem sobie sprawę, że wolałaby, żebym nie wiedział.
Otworzyłem drzwi i...zderzyłem się z Juleką.

- Nic ci nie jest? - spytałem.

- Nie, wszystko dobrze, tylko rękawiczka pękła.

- Odkupię ci.

Uśmiechnęła się.

- Daj spokój, mam takich mnóstwo!

Nastała cisza. Patrzyliśmy na siebie. Zamknąłem drzwi i spytałem wprost:
- Dlaczego jesteś tutaj, a nie w szkole?

Zaczerwieniła się. Zakryła twarz włosami i wydukała:
- Tak po prostu...wiesz, jesteś moim...przyjacielem i martwiłam się, że ciebie nie ma.

- Hm, no dobrze - powiedziałem, chociaż jej słowa mnie nie przekonały. - Ale powinniśmy tam być, więc chodźmy.

Juleka uśmiechnęła się,poprawiła czarną bluzkę i zaczęła iść w stronę placu. Chwyciłem ją za rękę.

- Daj spokój, znam skróty - powiedziałem. Jej policzki ponownie stały się różowe. Skręciłem w boczną drogę i parę minut później byliśmy pod szkołą. W sam raz, by trafić na Adriena Agreste'a...

- Znowu ten gość...nie cierpię go - powiedziałem. Juleka spojrzała na mnie.

- Pokłóciliście się?

- Powiedzmy, że zniechęca mnie całokształt jego twórczości.

Bo przecież nie powiem, że chodzi o to, że ten gość chce zabrać mi Marinette. To trochę wstydliwe, poza tym nie jest moją własnością, nie mamy głębokich relacji, więc...nic nas w sumie nie łączy. To dołujące.

W klasie, zamiast wsłuchiwać się w równania chemiczne, wyjąłem mój notatnik i zacząłem rysować Adriena. Przyznam, to nie pierwszy raz, kiedy to robię - ale to tylko dlatego, że chciałbym wiedzieć, co jest w nim takiego wyjątkowego, dlaczego inni go uwielbiają. Przecież to by było płytkie, gdyby chodziło o to, że jest nieziemsko przystojny...

Uderzyłem ręką w stolik. Nie, to nie tak, przecież on jest nie do zniesienia!

- Nathaniel, chciałbyś coś powiedzieć czy znów zasnąłeś i to twój sposób na wybudzenie się? - spytała nauczycielka. Chloe zaczęła chichotać ze swoją przyjaciółką Sabriną. Jak łatwo się domyślić, moja twarz stała się prawie tak czerwona jak włosy. Okropna słabość.

- Nie, przepraszam, już nie będę... - wymamrotałem i schowałem twarz w ramionach, kładąc się na ławce (wiecie o co chodzi - dop.). To tylko bardziej rozzłościło kobietę.

- Oczywiście, że nie będziesz, ponieważ idziesz do dyrektora! Przykro mi, ale nie mogę tolerować tego w nieskończoność! - powiedziała i wręcz automatycznie odwróciła się w stronę tablicy. Wrzuciłem rzeczy do torby i zawiesiłem ją na ramieniu.

- Oferma - usłyszałem szept Chloe.

Cóż, co tu udawać...miała rację. Nic dziwnego, że Marinette wolała Adriena, bo co ja mógłbym jej zaoferować? A to naprawdę przystojny, inteligentny chłopak...matko, nie wierzę, że znów o tym pomyślałem! W każdym razie, będzie jej przy nim dobrze, więc ja też powinienem się cieszyć, tak?

Spojrzałem na granatowowłosą dziewczynę. Jej ręka wystrzeliła w górę.

- Nathaniel, ty jeszcze nie wyszedłeś? Idź już. A tobie o co chodzi, Marinette? - spytała nauczycielka.

- Ehm...bo ja...też się spóźniłam i pomyślałam, że no...to niesprawiedliwe by Nathaniel szedł sam, skoro ja też czasem przysypiam czy się spóźniam - wyjąkała. Przez moment serce zabiło mi mocniej. Kobieta spojrzała na nią, zdziwiona jej zachowaniem. Po krótkim zastanowieniu powiedziała:
- Myślę, że skoro zrozumiałaś swój błąd nie jest to konieczne, lecz jeśli czujesz taką potrzebę, to idź.

Wręcz automatycznie wstała, zawiesiła torebkę na ramieniu i niczym torpeda wybiegła z klasy. Ja delikatnie zamknąłem drzwi.

- Uff, wreszcie możemy porozmawiać - powiedziała Marinette. Spojrzałem na jej zaróżowione policzki.

- Więc...hm, o czym chciałaś rozmawiać?

Chwilę szliśmy w ciszy, ona zwiesiła głowę. Chociaż ręka mi drżała, odważyłem się podnieść jej podbródek.

- O co chodzi?

- To trochę wstydliwe...

- Spokojnie, nie wyśmieję cię.
Mari podniosła swoje fiołkowe oczy i spojrzała na mnie.

- Narysowałbyś mi Adriena?

***

No i mamy kolejny rozdział! W tygodniu powinnam mieć czas, więc będę pisać, póki jest wena. Jakie reakcje na zakończenie? ;D

//Miraculous// InaczejWhere stories live. Discover now