Rozdział 15

198 24 2
                                    

Ważna notka na dole!

*
*
*
*
*

"Reszta ludzi poszła się rozerwać na dworze a my zostaliśmy. Naszą rozmowę przerwał niesamowicie głośny krzyk dochodzący z 3 piętra prawie nad nami. Chwila, przecież to krzyk Any! Zerwaliśmy się z pokoju i podążaliśmy w stronę krzyku. Pokój w którym to wszystko się działo był pokój 147.

Coś mi to przypomina...

Gdy tam weszliśmy, ujrzeliśmy.."

Ujrzeliśmy znikające postacie i Anę, która jest we krwi i cały czas płacze.

-Zabierzmy ją stąd-powiedziałem i Toby pomógł mi szybko podnieść Anę, po czym wzięliśmy ją na ręce i przenieśliśmy do naszego pokoju.
-Ja pójdę na dwór po wszystkich-oznajmił Toby i zniknął za drzwiami.
Koło łóżka, leżała moja walizka, z której wyciągnąłem kocyk żeby przykryć Anę. Była cała zimna.

Za czas kiedy ich nie było opowiedziała mi całą historię. Przeraziłem się.

Po 10 minutach wszyscy przyszli.
-Co się stało?! Jezus Maria, Ana!-krzyknęła Meg i przytuliła ją.
-Ona nadal jest przerażona tym wszystkim... nie chce już z nikim gadać. Lecz kiedy was nie było chciała żebym opowiedział wam tą historię-powiedziałem i wszyscy usiedli zamieniając się w słuch.

Opowiadałem to z jakieś 10 minut. Wszyscy mieli przerażone miny.

-Jeju... Gdybym wiedział.. poszedłbym z nią-posmutniał Masky i zbliżył się do Any.
Nic, a nic się nie odzywała.

~*~
Już jest noc. Wszyscy rozeszli się do swoich pokoi prócz Any. Slenderman, który przez cały czas pilnował Jack'a, zamienił Toby'ego i Anę pokojami. No więc Ana miała ze mną pokój, a Toby z Jack'iem.

Prawie zasypiałem, lecz coś mnie obudziło. To była Ana, która widocznie miała koszmar i się przebudziła.
-Spokojnie. Jestem tu-podszedłem i ją przytuliłem.
-L-Louis....-w końcu się odezwała, ale drżącym głosem.
-Tak, Ana?
-I-Idźmy stąd, n-nie chcę tu dłużej p-przebywać..-spojrzała na mnie prosząco.
-A co z nimi wszystkimi? Chcesz ich zostawić? Co z Jack'iem, i Jeff'em którego tak bardzo kochasz?
-Louis, nie chcę tu przebywać, to wszystko mnie przerosło. Za nim była ta cała akcja z Jeff'em, moje życie było normalne. Gdybym nie była taka głupia, moje życie wciąż by było takie jak przedtem!-zaczęły lecieć jej łzy.
-Skoro tego chcesz.. Pakuj się, dobrze, że nie przebrałaś się w piżamę. Za to ja też się nie przebrałem, więc nie mamy nic do stracenia, ruszajmy-westchnąłem i zabrałem mój kocyk który wcześniej dałem Anie.
Nałożyłem moje czarne trampki i wziąłem walizkę. Już miałem wychodzić z pokoju, ale Ana mi przerwała.
-Poczekaj! Zostawię im kartkę. Możesz sobie przeczytać, ja założę buty-powiedziała i podała mi kartkę, a ona w tym czasie nakładała swoje buty Nike.
"Kochani! Pewnie teraz gdy to czytacie, to ja i Louis znajdujemy się gdzie indziej. Bardzo was przepraszam... Po prostu musiałam stąd iść. To wszystko mnie przerosło. Może kiedyś się zobaczymy, ale na pewno nie teraz. Do zobaczenia.
Ana, xx."
-Gotowy?-spytała stojąc przede mną z walizką.
-Jasne, że tak-oznajmiłem i szarpnąłem za klamkę.
Drzwi lekko zaskrzypiały.
Szliśmy po cichu, ale bardzo szybkim tempem.
Znaleźliśmy się już na parterze, byłem gotowy wyjść ale Ana zostawiła koło schodów kartkę i podbiegła do mnie.
Otworzyliśmy drzwi i szybko biegliśmy jak najszybciej przed siebie.

*Ana's POV*
Biegliśmy przed siebie. Byłam bardzo szczęśliwa, że udało nam się uciec. Miałam już tego po prostu dość.
-Chwila, nie pomyśleliśmy o jednym. Gdzie my pójdziemy?-spytał Louis trochę zwalniając z przemęczenia.
-No jak to gdzie? Do mojego brata!-uśmiechnęłam się i postanowiliśmy iść.
-Chwila, jakiego brata? Nigdy nie mówiłaś, że masz brata- bardzo się zdziwił.
-Nie chciałam o nim mówić, no ale ma na imię Chris. Teraz ma 26 lat, żonę i 9-cio letnią córkę Caro. Mieszkają niedaleko mnie, no znaczy gdzie kiedyś mieszkałam.
-Całkiem ciekawe-uśmiechnął się i szliśmy dalej.
Z daleka dostrzegaliśmy dotychczasowy dom Creepypast, co oznaczało, że jesteśmy prawie blisko.

~*~
Jest już ranek. Z walizki wyciągnęłam telefon. Cudem utrzymało mi się jeszcze 22%. Była już godzina 7:36, byliśmy już bardzo blisko domu mojego brata. Wystarczyło że ominiemy galerię i dwa markety. Byłam głodna i zmęczona ale się nie poddawałam.
Po chwili usłyszałam dźwięk dochodzący z mojego telefonu.

✉ Meg : WTF! Co wam odwaliło! Macie tu wracać!
✉ ja : Sorry, powiem łagodniej. Meg, powaliło cie?! Nie mam zamiaru, ale obiecuję, że spotkamy się jeszcze.
✉ Meg : Slender się zdenerwował i obawiam się, że może wam zrobić nalot. On was znajdzie.
✉ ja : Już się go nie boję, wszystko mu wyjaśnię. Kończę, cześć!

-Kurde... Gdybym na początku nie był takim idiotą i nie dał się w to wplątać, bylibyśmy normalnymi ludźmi...-posmutniał Louis.
-Ej, spoko, to nie twoja wina! Wyłącznie aby moja, bo dałam się w to wplątać, nie obwiniaj się...-pocieszałam go.
-Niech ci będzie- uśmiechnął się.

Ominęliśmy galerię, jeszcze dwa markety.

------------------------------------------------------
Okay! Rozdział 15 mamy ze sobą. Więc bardzo prosiłabym
Was o pomoc dla mojej przyjaciółki (OlaRak7) pisze nowe opowiadanie które nazywa się "Miłość Wokół Nas", bardzo was proszę!
I co wy na to żeby zrobić maraton? Piszcie w komentarzach co o tym sądzicie.
6 gwiazdek = next.
~Ana.

Nasz Koszmar Stał Się Naszą Miłością || Jeff The KillerWhere stories live. Discover now