Buntownik

1.3K 131 17
                                    


Rozdział 10

Buntownik

Stało się, zrobił to. Elisan Dotart pod nieobecność rodziny przedstawił swoje zamiary względem Riverun. Postąpił tak, jak od niego oczekiwano, poprosił rodziców dziewczyny o jej rękę. Był bardzo elokwentny. Wszyscy spodziewali się takiego rozwoju wydarzeń, niemal go wyczekiwano, mimo wszystko El był zdenerwowany, może nawet bardziej niż Riverun. Ojciec chciał potępić syna za przystąpienie do czynu bez konsultacji z nimi i babką Chijo, ale obyło się bez awantury. Powód był prosty i okrutny. Jedyny syn Erettena dostał powołanie do straży przybocznej jednego z wysokich urzędników. Lord Lay miał stać się jego suwerenem, nie podano daty zwolnienia ze służby. El miał zdecydowany wyraz twarzy, ale jego siostra była zdania, że miota się nieszczęśliwy z powodu podjętej decyzji.

— Dołączę do Siewców Sprawiedliwości — powiedział z udręczoną miną.

Zapadła głucha cisza, będąca zwiastunem krzyków i kłótni. Jak cisza przed burzą. Domownicy starali się odczytać sens jego słów. To nie mogła być łatwa decyzja.

— Nie. Nie zrobisz tego — wysapał ojciec, ledwie łapiąc dech i podtrzymując się komody.

Jego twarz była blada jak kartka papieru. El nie odpowiedział, patrzył tylko zupełnie bezradnie.

— Nie pozwolą ci za nią wyjść. Będzie musiał cię wydziedziczyć. Nigdy nie zobaczysz domu — lamentowała Erina płaczliwym głosem, załamując dłonie.

Elaine miała wrażenie, że zupełnie nie uczestniczy w tym, co się dzieje w salonie. Jakby tylko oglądała spektakl. Zaschło jej w gardle, puls zwolnił i miała wrażenie, że zrobiło się bardzo zimno. Nadchodziła wiosna, radosna i pełna kwiatów. Jej życie miało się uspokoić, wszystko miało być tak pięknie. Po zimie zawsze nadchodzi wiosna. To zupełnie nie pasowało do scenerii, to jesienią ludzie umierali, wówczas nadchodziły złe wieści. Wiosną zawsze było radośnie i spokojnie.

— Będziesz zabijał, tego właśnie chcesz? Za każdego Elfa zabiją dziesiątki naszych. Wiesz o tym, El — wyszeptała struchlała.

Już miała w głowie ten obraz. Zimny wiatr targający ubraniem jej brata, skąpanego w czerwieni. Właśnie wydawał na siebie wyrok, i nie tylko na siebie. Gdzieś po zakamarkach jej głowy przemykał inny obraz. Widziała w nim Liana trzymającego ciężki katowski miecz nad głową jej brata. Nigdy nie widziała, aby Elfy zabijały w taki sposób, ale to było tylko wyobrażenie.

— Podjąłem decyzję. Nie będę niewolnikiem - niczyim.

— Umrzesz, głupi! — wrzasnęła w bezsilnym szale.
Nie potrafiła wyobrazić życia, w którym nie uczestniczyłby El. Był jej bratem, znała go od zawsze.

— Nie słyszałaś ich, Eden. To potężny front, mamy szansę.

— Nic nie macie — zawyła w bezsilnym szale.

Elfy były zbyt potężne, zawsze o krok dalej. Nazywano je Wyższymi Istotami, nie było możliwości, aby wywalczyć wolność. Każda walka była skazana na porażkę, klęskę srogą i bolesną. Gdyby istniała szansa na wolność, Elaine wyruszyłaby z gorejącymi policzkami - na pierwszy front. Dyplomatyczny, rzecz oczywista. Erina poprawiła suknię i idealnie spięte włosy. Jej oczy były smutne i surowe.

— Elaine, idź na górę — poprosiła głosem bliskim od załamania.

Dziewczyna wplątała dłoń w fioletowe włosy i szarpnęła za nie. Była w całkowitej rozsypce, chciała wymyślić milion argumentów mających odwieźć jej brata od decyzji, którą pochopnie podjął.

Wyższe IstotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz